Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryminolog: matka Madzi mogła przyznać się wcześniej, gdyby nie...

Joanna Leszczyńska
Marcin Obara/polskapresse
O sprawie tragicznie zmarłej Madzi z Sosnowca, z prof. Janem Widackim, kryminologiem i adwokatem, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Katowicka prokuratura na podstawie opinii biegłych medycyny sądowej postawiła Katarzynie W. z Sosnowca zarzut zabójstwa półrocznej córki. Jak można rozumieć słowa rzeczniczki prokuratury, że śmierć dziecka miała charakter "nagły i gwałtowny"?
Te określenia w niczym nie przybliżają nas do stanu faktycznego. "Śmierć nagła i gwałtowna" to może być śmierć w wyniku wypadku czy też śmierć samobójcza. Myślę, że przedmiotem ekspertyzy biegłych sądu była ocena, czy obrażenia głowy dziecka mogły powstać od urazu biernego, jak twierdziła jego matka, czy też raczej od urazu czynnego. Mówiąc inaczej, zadaniem biegłych było sprawdzenie, czy charakter obrażeń dziecka nie jest sprzeczny z wersją, jaką wcześniej podała matka, która twierdziła, że dziecko wysunęło się z kocyka i upadło. Jak rozumiem, biegli uznali, że wyniki ich badań nie odpowiadają wersji matki.

Wstępne wyniki sekcji zwłok dziecka były raczej korzystne dla matki. Mówiono, że nie można wykluczyć, że śmierć dziecka nastąpiła na skutek upadku. Wielu ludzi w to nie wierzyło...
Moim zdaniem, wstępne wyniki sekcji nie były ani korzystne, ani niekorzystne dla matki. Biegli opisali zewnętrzny charakter obrażeń. Takie obrażenia mogą powstać od urazu czynnego lub biernego. Aby ustalić, z którym urazem mamy tu do czynienia, trzeba było bardziej szczegółowych badań, może nawet eksperymentu rzeczoznawczego. Biegli na początku nie mieli widocznie jeszcze dostatecznej pewności, by odrzucić wersję podaną przez matkę, której przysługiwało i nadal przysługuje domniemanie niewinności. Trzeba było wykazać, że było inaczej niż ona wtedy mówiła.

Dziś wiemy tylko, że biegli przeprowadzili badania toksykologiczne i histopatologiczne. Co na ich podstawie można wywnioskować?
Badanie histopatologiczne to badanie mikroskopowe tkanek miękkich. Próbowano ustalić, jaki jest rodzaj obrażeń dziecka i od czego może on pochodzić. Ekspertyza toksykologiczna mogła na przykład stwierdzić, że dziecko było podtrute gazem czy jakąś inną substancją. Ale to są tylko spekulacje.

Zarzut zabójstwa dziecka postawiono matce dopiero po pół roku. Wcześniej zwolniono ją z aresztu, gdzie siedziała pod zarzutem nieumyślnego przyczynienia się do śmierci dziecka. Prokuratura jest bez winy, że tak długo to trwa?
Prokuratura w takiej sytuacji sama nic nie wymyśli. Musi czekać na opinię biegłych. Dopiero wtedy mogła zmienić zarzut. Podejrzewam, że ten poprzedni zarzut był efektem tego, że matka, odpowiednio podpytana przez tzw. detektywa Rutkowskiego, potwierdziła jego wersję. To on zasugerował jej wersję zdarzeń, którą podała, pytając ją: "Wypadło ci?", mając na myśli dziecko. A matka to potwierdziła. Być może gdyby nie Rutkowski, policja wcześniej uzyskałaby od matki przyznanie się do winy.

Czyli Rutkowski przyczynił się do utrudnienia tego postępowania?
Kategorycznie tego stwierdzić nie mogę. W każdym razie z całą pewnością policja stosowała rozmaite czynności operacyjne, łącznie z podsłuchem rozmów telefonicznych rodziny. Ale detektyw wkroczył do akcji i skierował sprawę na tory nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Przypuszczam, że utrudnił zadanie policji. Jeśli tak, to niech policja złoży zawiadomienie o przestępstwie.

Katarzyna W. jest w areszcie. Czy jeszcze zachodzi obawa mataczenia z jej strony? Przecież ona mogła już ustalić wersje zdarzeń z rodziną.
Czas od śmierci dziecka to jedno wielkie mataczenie ze strony tej pani. Można z małym ryzykiem zakładać, że dalej by mataczyła, gdyby nie areszt. Domyślam się, że rozstrzygającą kwestią w jej sprawie jest ustalenie, czy uraz u dziecka był czynny, czy bierny. Na ekspertyzę biegłych matka wpływu nie miała i nie ma. Ale mimo to są przesłanki do zastosowania tymczasowego aresztu. Podstawą jest grożąca jej surowa kara: od ośmiu lat więzienia do dożywocia.

Czy Katarzyna W. od początku do końca działała sama, łącznie z ukryciem zwłok dziecka, co wymagało dużej siły?
Nie jest wykluczone, że ktoś później pomagał jej zacierać ślady. Ale fakt, że ukrycie zwłok dziecka wymagało olbrzymiej siły, jeszcze nic nie znaczy. Czasem w silnym stresie człowiek wyzwala w sobie ogromne pokłady energii. Broniłem w sprawie, w której dziewczyna zabiła swojego nachalnego adoratora i pogrzebała go w sieni pod podłogą domu, w którym mieszkała. Wymagało to gigantycznej siły: pozrywania paneli, wykopania jamy i zakopania zwłok. I dała radę.

Czy w tej sprawie wolałby Pan być prokuratorem, czy adwokatem?
W każdej sprawie, także w tej, wolałbym być obrońcą niż oskarżycielem, gdyż jestem adwokatem. Poza tym najbardziej odrażający przestępca nie przestaje być człowiekiem, a rolą obrońcy jest pilnowanie, by sprawcy była wymierzona sprawiedliwa kara, adekwatna do czynu, a nie surowsza. I dbanie o to, żeby postępowanie opierało się na dowodach, a nie na domniemaniach. Jakkolwiek nie zmienia to mojej oceny tego czynu i tej sprawczyni.

Rozm. Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki