Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzystzof Stangierski od lat ubiera łodzianki

Katarzyna Chmielewska
Krzysztof Stangierski
Krzysztof Stangierski Krzysztof Szymczak
Historia kariery Krzysztofa Stangierskiego, który od lat związany jest z ulica Piotrkowską i branżą odzieżową, jest bogata. Wykładał na Uniwersytecie Łódzkim, był zaangażowany w Solidarność, a na początku lat 90. pracował w urzędzie wojewódzkim.

- Jako dyrektor Wydziału Polityki Regionalnej otrzymałem misję opracowania programu restrukturyzacji łódzkiego przemysłu, w tym głównie włókienniczego i odzieżowego - wspomina Stangierski. - Tę pracę zaczynałem pełen nadziei, że łódzki przemysł włókienniczy i odzieżowy, po upadku systemu, da się uratować, że uda się dostosować go do nowych warunków gospodarczych. To zresztą wynikało z analiz i badań, które wykonywały wtedy dla Łodzi czołowe światowe firmy doradcze, tu zwłaszcza istotny był raport Boston Consulting Group. Po roku jednak zrezygnowałem z tych marzeń, bo widziałem, że w ówczesnych władzach wojewódzkich nie było woli politycznej, aby to wszystko ratować, a moje analizy i dezyderaty powędrowały na półkę. Postanowiłem, że zajmę się własnym biznesem.

Początek działalności firmy Krzysztofa Stangierskiego to jeszcze lata 80., ale to rok 1989 był dla niej przełomowy. - Kiedy zmieniły się warunki gospodarcze, nasza firma zaczęła bardzo szybko rosnąć i nabierać znaczenia - mówi Stangierski. - Najpierw zajmowaliśmy się produkcją odzieży sportowej. Pamiętam, jak na początku działalności firmy dostaliśmy duże zamówienie z Czech. Aby je wykonać, potrzebny był kredyt z banku. Wtedy prywatnemu przedsiębiorcy niełatwo było pożyczyć pieniądze. Po gruntownej kontroli udało mi się otrzymać kredyt na trzy miesiące. O każdy kolejny kredyt było już łatwiej. Wtedy oprocentowanie było strasznie wysokie, nawet do 150-200 procent. Pamiętam, że mimo to, udawało nam się brać pożyczki, realizować zamówienia, spłacać kredyty i jeszcze na tym zarabiać. Firma się rozwijała. Był nawet taki moment, że byliśmy jedyną firmą prywatną, która wzięła udział w Targach Poznańskich. Wzbudziliśmy sensację. Jak to, "prywaciarz" na targach?!

Sklep Krzysztofa Stangierskiego był pierwszym prywatnym butikiem odzieżowym na Piotrkowskiej po transformacji. Potem był Hexeline, a jeszcze później pojawiły się Caterina i Molton .

- Z czasem zmieniliśmy asortyment. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych na rynku pojawiło się sporo tanich, chińskich produktów, stwierdziliśmy, że trzeba skończyć z odzieżą sportową i spróbować z modą. Wtedy eleganckie, wymagające kobiety nie miały za dużego wyboru, wraz z żoną, która zajęła się projektowaniem, chcieliśmy zaoferować im wysokiej jakości, oryginalne ubrania - mówi pan Krzysztof.

Tak powstała marka Ola Styl Studio. Na tamten czas to był strzał w dziesiątkę. Konkurencja była niewielka, marki zachodnie dopiero wchodziły na rynek, pojedyncze sklepy pojawiały się w Warszawie i szokowały Polki wysokimi cenami. Na sukces złożył się także fakt, że wówczas prezydent Grzegorz Palka zainwestował sporo w ulicę Piotrkowską i stała się ona o wiele bardziej elegancka. Odnowione elewacje zachęcały kolejne firmy do otwierania sklepów. Co więcej, prezydent Palka doceniał potencjał branży modowej i odzieżowej, zorganizował w Warszawie pokaz mody w hotelu Marriot. Prezentowały się tam łódzkie firmy, w tym także Ola Styl Studio. Pojawiło się wielu ludzi z branży, w tym uznany wówczas projektant mody Ford Hanaoka zaprosił później firmę Ola Styl Studio do swojego programu telewizyjnego) oraz wielu dziennikarzy raczkujących wtedy pism modowych i utarła się opinia, że w Łodzi dobrze się szyje.

- Nasze projekty pojawiały się w "Twoim Stylu", byliśmy stale obecni w mediach, a na zakupy przyjeżdżały do nas nawet warszawianki. Z czasem jednak konkurencja rosła. Na rynek wkroczyły wielkie zachodnie koncerny, które szyją w Chinach po bardzo niskich kosztach- wspomina Stangierski. - Pojawienie się wielkich galerii handlowych spowodowało upadek handlu na ulicy Piotrkowskiej. W 2004 roku rozstaliśmy się z żoną i marka Ola Styl Studio przestała istnieć. Spółka, którą kieruję, zatrzymała lokal przy Piotrkowskiej. Do dziś funkcjonuje tutaj butik Lola. Zająłem się sprzedażą detaliczną. Kupuję ubrania wyłącznie od polskich producentów i dbam o to, aby były to projekty ciekawe, a ich wykonanie dobrej jakości. Muszę przyznać, że handel na Piotrkowskiej nie idzie dobrze. Właśnie dlatego wraz z innymi kupcami stworzyłem projekt Galeria Piotrkowska. Walczymy o to by przyciągnąć ponownie klientów na tę ulicę - wyjaśnia Stangierski.

Klienci, którzy zrobią zakupy w jednym ze sklepów należących do Galerii Piotrkowska za minimum 300 złotych, dostają specjalną kartę stałego klienta uprawniająca do 10-procentowej zniżki. Z kartą można liczyć też na tańsze bilety do instytucji kultury. - Nie chcemy czekać, aż władze miasta zaczną reanimować umierającą Piotrkowską. Wzięliśmy sprawę w swoje ręce. Moim zdaniem jednak gwoździem do trumny głównej ulicy miasta jest zakaz ruchu. Czasy się zmieniły i dziś klient jest wymagający, prawie wszyscy mają samochody i potrzebują miejsc parkingowych. Moim marzeniem jest, aby Piotrkowska stała się ekskluzywną ulicą handlową z najlepszymi markami, jak główne ulice zachodnioeuropejskich metropolii . Teraz poświęcam się przede wszystkim tej idei w miarę swoich możliwości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki