Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Cwynar: przyjaźniłem się z Anną German...

Anna Gronczewska
Annę German zagra Joanna Moro.
Annę German zagra Joanna Moro. materiały promocyjne
W TVP1 obejrzeliśmy pierwszy z dziesięciu odcinków serialu o życiu Anny German. Piosenkarkę zagrała Joanna Moro, młoda aktorka pochodząca z Wilna. Ojciec Anny German był łodzianinem. Krzysztof Cwynar, łódzki piosenkarz, muzyk, prowadzący od lat Studio Integracji, może dziś z dumą powiedzieć, że wiele lat przyjaźnił się z Anną German. Poznali się w 1966 roku, na festiwalu w Sopocie. Anna była wtedy wielką gwiazdą. Miała już na koncie wielki przebój "Tańczące Eurydyki".

On do Sopotu przyjechał z wyróżnieniem z Opola za piosenkę "Zawstydzona". Po występie pana Krzysztofa publiczność domagała się bisu. Reżyser Janusz Rzeszewski nie chciał do tego dopuścić. Regulamin sopockiego festiwalu bisów nie przewidywał.

- Wtedy do akcji włączyła się Ania i dzięki jej interwencji jednak bisowałem - wspomina Krzysztof Cwynar. - Potem przez dwadzieścia lat występowaliśmy razem w "Podwieczorku przy mikrofonie".

Pan Krzysztof pamięta też moment, gdy w tym pamiętnym 1966 roku zobaczył Annę German w recepcji sopockiego Grand Hotelu.

- Ania weszła do hotelu i nagle wszystko wokół niej zrobiło się małe! - wspomina Krzysztof Cwynar. - Fotele wyglądały tak, jakby były fotelikami dla lalek. Ania była bardzo wysoka, miała około 1,90 metra wzrostu. Jak założyła szpilki, sięgała 2 metrów! Ja do wysokich nie należę, mam 168 centymetrów wzrostu. Gdy śpiewaliśmy razem, wychodziliśmy na scenę i od razu dostawaliśmy brawa, zanim jeszcze zaczynaliśmy śpiewać. Tak było na przykład podczas naszego występu w Bostonie. Jeden z naszych duetów można obejrzeć na YouTube...

Wspólne śpiewanie zaczęło się od... podstępu. Jechali razem z "Podwieczorkiem przy mikrofonie" do Stanów Zjednoczonych. Dopiero w samolocie Anna German powiedziała Cwynarowi, że razem zaśpiewają piosenkę "Byleby tylko ze mną".

- Nie miałem wyjścia, musiałem się zgodzić - śmieje się pan Krzysztof.

Pan Krzysztof zapewnia, że Anna German była cudowną osobą. I nie mówi tego, bo tak wypada.

- Była przykładem wychodzenia naprzeciw ludziom i ich potrzebom - tłumaczy. - Każdy, z kim się spotkała i rozmawiała, czuł się tak, jakby specjalnie na niego czekała. Skupiała się całkowicie na rozmówcy. Interesowała się jego życiem prywatnym, zawodowym, pytała o zdrowie. W Studiu Integracji śpiewamy piosenkę, która mówi, że ludzie nie są źli, tylko nie mają czasu być dobrzy. Ania zawsze miała czas, by być dobrą!

Była łagodną, wyciszoną osobą. Mówiono, że to liryczny typ.

- Ale jeśli miała coś przedsięwziąć, zamieniała się w bardzo konkretną osobę - twierdzi Cwynar. - Co nie znaczy, że była bezczelna. Bardzo precyzyjnie podchodziła do realizacji programu, scenariusza. Zawsze wiedziała czego chce, do czego dąży.
Kiedyś pojechali na tournee do Rosji i Mongolii. Przylecieli do Irkucka, mieli występować w tamtejszej filharmonii. Okazało się, że dzień przed ich przylotem filharmonia spłonęła. Dlatego organizatorzy trasy koncertowej stwierdzili, że będą musieli wystąpić w... cyrku.

- Muzycy byli załamani, gdy to usłyszeli - opowiada Cwynar. - Ale Ania wcale nie zdenerwowała się tym, że ma występować w cyrku. Profesjonalnie przygotowała się do tego występu, a w jej ślady poszła cała ekipa.

Mimo że nie było jeszcze wtedy Internetu, wiadomość o wypadku Anny German dotarła do Polski z Włoch błyskawicznie. Krzysztof Cwynar nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Dziś uważa, że w tych ciężkich chwilach po wypadku wielką rolę odegrał jej przyszły mąż, Zbigniew Tucholski.

- Bywa, że w takiej sytuacji ludzie zostawiani są sami sobie, nawet ci z wielkimi nazwiskami - przypomina Cwynar. - Zbyszek zachował się wtedy rewelacyjnie. O szczegółach może opowiedzieć tylko on sam. Poświęcił swój zawód, karierę naukową, by zająć się Anią. Nie wiadomo było, jak to wszystko się skończy. Ania leżała wiele miesięcy w gipsowym łóżku. Do dziś jestem wdzięczny Zbyszkowi za jego heroizm. On ją bardzo kochał. Jednak wiem, że nawet największa miłość się kończy, bo ludzie uciekają od chorych. Nie wiem, jak to wszystko by się skończyło, gdyby nie determinacja Zbyszka. Nie wiem, czy mama Ani dałaby sobie z tym radę.

Krzysztof Cwynar był stałym gościem w domu Anny German. Jednego razu wpadł, by ustalić coś w związku z tekstem piosenki, który tworzył. Anna szykowała się do wyjazdu w trasę koncertową. Przygotowywała więc zapasy jedzenia dla męża Zbyszka, który zostawał w domu. Robiła właśnie kotlety mielone.

Gdy Cwynar wszedł do ich mieszkania, zobaczył pełną miednicę kotletów. A ponieważ na zewnątrz było chłodno i trochę zmarzł, poprosił Zbyszka, by przygotował dla rozgrzewki drinka. On sięgnął do barku i podał po szklaneczce. Pan Krzysztof do dziś pamięta, że drink był trochę za słodki, więc usiedli ze szklaneczkami w ręku i zagryzali... kotletami. Gdy po godzinie pojawiła się Anna, w misce były już tylko dwa.

- Przyszedłeś tu skazać mojego męża na głód? - zapytała piosenkarka.
- Nie tylko ja jadłem - odpowiedział gość.

Kiedyś razem byli w Nowym Jorku. Koleżanka, która tam mieszkała, zaprowadziła ich do sklepu z odzieżą dla nietypowych. Anna miała w Polsce problem z kupieniem ubrania. Bywało, że na występy sama robiła sobie na drutach sukienkę. Po kilku minutach pojawił się sprzedawca o pół głowy wyższy od polskiej gwiazdy.

- Ania nagle poczuła się maleńka, nie mogła uwierzyć, że są na świecie ludzie więksi od niej - śmieje się pan Krzysztof.

Latem 1982 roku Anna była w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie. Podczas stanu wojennego piosenkarz nie występował publicznie. Razem z Januszem Tylmanem dawali tylko zamknięte koncerty w sanatoriach. Przed wyjazdem nad morze pan Krzysztof odwiedził Anię w szpitalu.

- Była jak zwykle piękna, umalowana, wyglądała jakby za chwilę miała wyjść ze szpitala - wspomina. - Niedługo po tej wizycie nad morze dotarła wiadomość, że Ania nie żyje. Dopiero potem okazało się, że moja żona wiedziała, że Ania ma trzy nowotwory, w tym białaczkę. Jednak Ania prosiła, by mi o tym nie mówić...

Po śmierci Anny German Cwynar napisał dla niej balladę "Planeta Anna".

- Ania ma swoją planetę, nazywa się Anna German - dodaje piosenkarz.

Krzysztof Cwynar oglądał już kilka odcinków serialu o Annie German, ale w wersji rosyjskiej. Uważa, że taka produkcja to znakomity pomysł. Żałuje tylko, że nie wpadli na niego Polacy, a Rosjanie.

- Rosjanie kochali Anię - zapewnia. - I nie tylko za jej śpiew, ale też za to, że mówiła pięknym, literackim językiem rosyjskim. Dzięki tej niezwykłej Polce prości ludzie z Rosji odkrywali urok własnego języka.

Piosenkarz poznał i zaprzyjaźnił się z Joanną Moro, młodą, pochodzącą z Wilna aktorką, która gra Annę German.
- Wystąpiła w kilku programach poświęconych Ani, które prowadziłem - mówi Cwynar. - Ale w serialu Joasia nie śpiewa. Podłożony jest głos Ani German.

Serial wyreżyserowali Waldemar Krzystek oraz Aleksandr Timienko. Oglądamy w nim też m.in. Szymona Sędrowskiego w roli męża Anny, Marię Poroszinę jako jej mamę, Jekatierinę Wasiliewą jako babcię. Marieta Żukowska gra Anielę, tancerkę i rywalkę piosenkarki, a Karolina Gorczyca jej przyjaciółkę, Jadwigę. W serialu występują też m.in. Agnieszka Sienkiewicz i Olga Frycz.

Pierwsze cztery odcinki opowiadają historię rodziny Germanów i małej Ani od 1938 do 1944 roku. Ojciec Anny German był z pochodzenia Niemcem. Urodził się w - będącej wówczas pod zaborem rosyjskim - Łodzi. Mama, Irma Martens, pochodziła z osiadłej na Żuławach rodziny holenderskich osadników. Martensowie wyemigrowali pod naporem pruskim z Żuław do Rosji.
W 1938 roku, w przededniu wojny, Stalin wydał rozkaz o likwidacji obcych szpiegów, czyli wszystkich tych, którzy legitymowali się niemieckim, japońskim bądź polskim pochodzeniem. Eugen German zostaje aresztowany. Dokonuje tego szkolny przyjaciel Irmy (mamy Ani), który wszelkimi sposobami stara się ją odzyskać. Irma czuje się osaczona. Nie wie, co się stało z mężem. Ucieka z matką i małą Anią do Taszkientu, dokąd przywożeni są wszyscy aresztowani, w nadziei zdobycia jakichkolwiek wieści o mężu...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki