Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Gawkowski: Ludzie chcą kadencyjności

Marcin Darda
Krzysztof Gawkowski
Krzysztof Gawkowski DARIUSZ GDESZ
Skoro prezydent RP jest ograniczony kadencyjnością, tak jedyny inny organ wybierany bezpośrednio w polskim ustroju, jak wójt, burmistrz czy prezydent też powinien. Ludzie coraz częściej zdają sobie sprawę, że do wybrania wójta czy burmistrza potrzeba kilkuset głosów, które pochodzą od ludzi często zatrudnionych w urzędzie - mówi Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD.

Chcecie tą kadencyjnością przegonić sitwy z samorządów?
Ciężko mówić o sitwach, bo nie ma dowodów na to, że samorządy są sitwami. Bardziej nam chodzi o opinię publiczną, która taką potrzebę widzi, czego dowodem jest przeprowadzona przez Sojusz Lewicy Demokratycznej ankieta. Jeżeli na 250 tysięcy ankiet 70 proc. ankietowanych twierdzi, że ograniczenie kadencyjności to pomysł, który by poparło, a nawet się z nim identyfikuje, to my musimy brać to pod uwagę. Myślę, że ludzie coraz częściej zdają sobie sprawę, że do wybrania wójta, burmistrza czy prezydenta potrzeba kilkuset głosów, które pochodzą od ludzi często zatrudnionych w urzędzie. Ale to nie jest też tak, że my tą kadencyjnością raz na zawsze chcemy ograniczyć możliwość kandydowania. Myślimy o trzech, a nie dwóch kadencjach i o możliwości powrotu kandydata po czteroletniej przerwie.

A nie wyrządzi ten pomysł krzywdy popieranym przez SLD prezydentom Krakowa czy Rzeszowa, którzy rządzą trzecią kadencję?
Ależ prawo nie działa wstecz, jeżeli mówimy o kadencyjności w postaci trzech kadencji, to jak tu podnosić argument, że ktoś komuś chce coś ograniczać. Jeśli ktoś jest kandydatem akceptowalnym społecznie, to spokojnie ma przed sobą trzy kadencje, czyli 12 lat. Jeśli ktoś wysunie argument, że robimy to populistycznie, to przypomnę, że to nie kto inny jak SLD w 2001 roku wprowadził ustawę o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza, prezydenta miasta. Wtedy mieliśmy wielu wójtów, burmistrzów i prezydentów, a wszyscy mówili, że możemy ich stracić. Górę wzięło jednak myślenie propaństwowe. Choć z jednej strony rzeczywiście wskutek tej zmiany trochę straciliśmy, to z drugiej strony uważam, że nowelizacja ustawy posłużyła samorządowemu rozsądkowi, bo ludzie sami mogli wybrać. Poza tym to nie jest tak, że za chwilę wybory, a my wyskakujemy z pomysłem, który da nam głosy. Dopiero półmetek kadencji i to jest najlepszy czas do dyskusji o zmianach ustrojowych.

Ale choćby prezydenci dużych miast mówią, że na Wiejskiej szukają pomysłów, jak się ich pozbyć, bo są zazwyczaj bezpartyjni i partie zazdroszczą im promocji.
Gdy rozmawiam z moimi studentami o samorządach, zazwyczaj pojawia się pytanie, czy prezydent albo burmistrz to jest organ, który decyduje, czy też podlega jakiejś kontroli. Przecież my nie chcemy ograniczać kadencyjności władz gminy, tylko władzy wykonawczej. Cała władza uchwałodawcza, jak rady miast, ma nadal nie podlegać kadencyjności. Skoro prezydent RP jest ograniczony kadencyjnością, tak jedyny inny organ wybierany bezpośrednio w polskim ustroju, jak wójt, burmistrz czy prezydent też powinien. To da oddech i zmianę. Były prezydent może się świetnie promować, jeśli chce i ludzie go wybiorą jako przewodniczącego rady gminy czy miasta. Nikt nie chce ograniczać praw demokracji.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki