Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto odpowiada za urbanistyczny kształt Łodzi?

Piotr Brzózka
Jak to możliwe, że większość kolegów po fachu popiera architekta miasta Łodzi, a jednocześnie głęboko się z nim nie zgadza? To tylko jedna z zagadek środowiska, które powinno kształtować przestrzeń miejską w Łodzi.

Dwóch młodych architektów spotyka się w parku. Jeden toczy przed sobą wózek z nowo narodzonym dzieckiem. Patrzą sobie w oczy, chwila milczenia, ten drugi pyta: to twoje? Moje - odpowiada ten pierwszy z pewną taką nieśmiałością. Drugi znów zagląda do wózka i milczy. W ojcu rośnie niepewność: - No jak, podoba ci się? Drugi odpowiada: - No, niezły, ale ja bym to lepiej zrobił.

Ten dowcip to ponoć najlepsza ilustracja środowiska łódzkich architektów i urbanistów. Bo gdzie architektów dwóch, tam zdania trzy. W tym konkretnym przypadku, miasta tak specyficznego i tak zaniedbanego jak Łódź, ma to całkiem doniosłe znaczenie.

Obchody 25-lecia firmy Teren oraz 85-lecia łódzkiego oddziału Towarzystwa Urbanistów Polskich, zgrabnie połączone w jedną branżową imprezę w gmachu Wydziału Zarządzania UŁ, to okazja do spotkania w starym gronie i wymiany światłych myśli. Szef Terenu, nestor łódzkich planistów Kazimierz Bald pyta, dlaczego nikomu nie udało się zrealizować planów, których jest multum.

Choćby planów przebicia śródmiejskich kwartałów. Marek Janiak, architekt miasta, peroruje, że komuniści skazali centrum na śmierć techniczną i społeczną. Po czym rzuca, że część obecnych na sali brała w tym udział. Moderująca spotkanie prof. Elżbieta Muszyńska, szefowa łódzkiego TUP, zachęca Janiaka, by został dłużej i w czasie dyskusji odpowiedział na pytania z sali. Janiak na to, że spieszy się na wykład. I że nie chce żadnych pytań.

Przez salę przebiega pomruk, Janiak przemawia jeszcze kilkanaście minut. Kończąc przemowę, życzy wszystkim wszystkiego najlepszego i wychodzi ze spotkania. Debaty z architektem miasta nie ma, choć może to żadna różnica, skoro wszyscy znają pytania i każdy ma na nie swoją odpowiedź?

Łodzianie ze wsi

Rozwój miasta do wewnątrz to nadrzędna filozofia, którą próbuje zaszczepić w Łodzi Marek Janiak w sytuacji, gdy kurczące się pod względem ludności miasto rozlane jest na dużym obszarze. To próba zmierzenia się z niekontrolowaną urbanizacją przedmieść i upadkiem historycznego centrum. Środowisko urbanistów i architektów z grubsza wspiera ten tok rozumowania. Rzecz w tym, że Janiak do tematu podchodzi bezpardonowo, stawiając centrum na piedestale, jawnie zaś deprecjonując wszystko, co znajduje się poza linią kolei obwodowej. W ten sposób zraża do siebie nawet potencjalnych sojuszników.

Dzieje się tak już na poziomie nomenklatury - wspomnijmy burzę, którą wywołał, nazywając peryferyjne osiedla terenami uzupełniającymi. Później w klubie "6 dzielnica" Janiak mówił, że trzeba mieć odwagę wartościować. Dlatego, gdyby miał boską moc i mógł decydować, co ma rozkwitać, a co się rozpadać, to powiedziałby, że rozkwitać ma centrum, a padać reszta. Bo to i tak, summa summarum, wychodzi z korzyścią dla całej społeczności. Z kolei podczas ubiegłotygodniowego jubileuszu TUP i Terenu Janiak stwierdził, że mieszkańcy Retkini i Teofilowa, skąd na plac Wolności jedzie się 40 minut, a idzie dwie godziny, nie są mieszkańcami Łodzi. - Niestety. Oni jadą do centrum od święta, jak ze wsi - powiedział publicznie architekt miasta. Chodziło mu pewnie tylko o zobrazowanie tezy, jak bardzo rozproszona jest powojenna Łódź, jednak takie sformułowania zawsze prowokują - zwłaszcza przeciwników.

- Mam wrażenie, że on nie zna miasta - mówi znany łódzki architekt. - Dla Janiaka miasto kończy się gdzieś między jego pracownią, Fundacją Ulicy Piotrkowskiej i Politechniką Łódzką. On nie wie, jak w tych "obszarach uzupełniających" żyją ludzie, że tam też są pewne centra dzielnicowe, o których również należy myśleć, by nie stały się slumsami - stwierdza architekt.

Prof. Tadeusz Markowski, prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich, zauważył, że podczas jubileuszu doszło do ostrej wymiany zdań. - Kazimierz Bald prezentował swoje poglądy, które na przestrzeni lat pokazywał miastu, które zostały w jakimś sensie przyjęte, a po zmianie ekipy zostały odrzucone. Janiak argumentował na swoją rzecz, myślę, że niezbyt ładnie się zachował, atakując innych, że byli głupi - mówi prof. Markowski i dodaje (na obronę terenów uzupełniających):

- Taki był ustrój, takie były warunki do projektowania. Wielkie osiedla projektowano na całym świecie, to nie pomysł komunistów, tylko socjalne podejście do zabudowy, lansowane w Finlandii, Szwecji, Francji. Na Zachodzie, w Anglii, Holandii, Niemczech miasta też przeżywały dramaty swoich centrów, które były kompletnie zaniedbane. Więc opowieści Janiaka są naiwne. Nie ma sensu ciągłe porównywanie nas do Barcelony, stolicy bogatej Katalonii - dodaje prof. Markowski, nawiązując do tezy powtarzanej przez Janiaka, że degradację centrum Łodzi i budowę osiedli na peryferiach "zawdzięczamy" władzom i planistom PRL.

Prywatnie to dobry kolega

Nadrzędnym dokumentem, wedle którego kształtowana jest polityka urbanistyczna, jest Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego. Ostatnie zostało przyjęte przez Radę Miejską w 2010 roku. Minęły ledwie trzy lata i miasto zaczyna pracę nad nowym studium... O szczebel niżej, jeśli chodzi o moc prawną i szczebel wyżej, jeśli chodzi o konkret, są miejscowe plany zagospodarowania. NIK wytknęła rok temu, że pokrytych nimi jest mniej niż 5 procent powierzchni miasta. Dziś w toku jest sporo planów, co nie zmienia faktu, że gdyby trzymać się dotychczasowego tempa, 100 procent osiągnęlibyśmy na początku XXII wieku...

- Stan, gdy nie ma planów i wydaje się warunki zabudowy, jest ulubionym stanem władzy. Bo warunki można wydać albo nie, wszystko zależy od urzędnika - przekonuje jeden z łódzkich architektów.

Za powstawanie planów odpowiada Miejska Pracownia Urbanistyczna. Zarówno jej nowy dyrektor Robert Warsza, jak i jeden z jego poprzedników Roman Wieszczek, obejmując rządy w MPU, bardzo surowo ocenili jej dotychczasowy dorobek i pracę zatrudnionych projektantów. Warsza przy tym - ciężko powiedzieć świadomie czy nieświadomie - wbił małą szpilę w dobre samopoczucie poprzedników, stwierdzając w wywiadzie dla "DŁ", że jest pierwszym od lat dyrektorem, który z zawodu jest urbanistą, nie styka się więc z materią, która jest dla niego nowa pod względem zawodowym...

Dla wspomnianego Romana Wieszczka praca w MPU była tylko epizodem. Od 12 lat jest szefem Łódzkiej Okręgowej Izby Architektów. Ale do czasu. Pytany o animozje w środowisku, odpowiada tak:

- My się lubimy prywatnie. Ale zawód architekta bazuje na ambicjach. Tu nawet nie chodzi o złapanie roboty. Ale jak kolega zaprojektuje superbudynek, to jest zazdrość, że się samemu tego nie narysowało. Etyka naszego zawodu pozwala konstruktywnie krytykować budynek, natomiast nie wolno nam używać nazwisk. Nie mogę powiedzieć, że Marek Diehl czy Marek Janiak zepsuli projekt, mogę tylko mówić, że jakiś budynek ma złe proporcje czy inną wadę. Ale niektórym kolegom jest trudno.

Niektórzy, jak widać, walą prosto z mostu, po bandzie, po nazwiskach, przezywają się jak małe dzieci. Staram się to sklejać, ale moja cierpliwość się kończy, do marca jestem przewodniczącym Izby, dalej nie mam ochoty kandydować - deklaruje Wieszczek. Dodaje, że stoi w drugim rzędzie i się nie wcina, nie bawi w politykę.

- Ale patrzę na kolegów, których znam od podszewki , byłych architektów miasta Piotrka Bilińskiego i Marka Lisiaka. Niestety, oni przespali swój czas, a teraz przychodzą na dyskusje i krytykują. Ostatnio zorganizowałem spotkanie z Błażejem Moderem, szefem zarządu Nowego Centrum Łodzi. Wszyscy tylko krytykowali. Nie chciałbym dożyć momentu, gdy na jakiejś sali zbierze się 20 byłych architektów i wszyscy będą tylko krytykować. Bo gdzie oni byli? Lisiak spał i nic nie robił. Biliński coś robił, ale wiele rzeczy niewłaściwie, a część zaniechał - dodaje Wieszczek.

Dobre planowanie nie jest złe

Ogromne emocje w środowisku wzbudza przebudowa trasy W-Z. Nieoficjalnie mówi się, że przeciwnikiem obranych rozwiązań jest nawet Marek Janiak, choć publicznie, jako urzędnik miejski, nie daje temu wyrazu. Oczywiście, branża pojmuje problem w szerszym kontekście niż tylko czysto komunikacyjny. Chodzi o betonowe ściany, rozcinające miasto na pół, niweczące na lata rozważane wcześniej plany zszycia ulicy Piotrkowskiej, rozerwanej przez aleję Mickiewicza.

- Nie ma w Łodzi czegoś takiego jak spójna polityka inwestycyjna - mówi łódzki architekt. - Wydział dróg buduje sobie, wydział architektury sobie. Nie jestem przeciwnikiem trasy W-Z jako takiej, ale po jakiego diabła robiliśmy konkurs Wielkomiejska Piotrkowska, by w ogóle nie wziąć pod uwagę zaproponowanych wtedy rozwiązań przestrzennych? To jest idiotyzm. Skutek jest taki, że budujemy za ciężkie pieniądze trasę, która niczego nam nie da, przyspieszenie ruchu tramwaju i samochodów w centrum wyniesie równe zero minut. A w ujęciu przestrzennym to jest dramat, to jest ostateczne zamordowanie integracji Łodzi północnej z południową.

Za najgłębszej komuny było coś takiego jak komisja planowania. Przyszedł kapitalizm i ludzie nie lubią słowa "planowanie". Ale tamta komisja miała za zadanie koordynowanie inwestycji wszystkich wydziałów. Przychodził facet i mówił, że chce zbudować stadion. A inni mu na to: zaraz, zaraz towarzyszu, żeby zrobić stadion, najpierw trzeba zrobić to, to i tamto. A my sobie budujemy trasę W-Z, żeby na całej trasie od Olechowa na Retkinię zaoszczędzić sześć minut. Sto milionów za minutę? Drogo.

Tadeusz Markowski, prezes TUP, dodaje, że decyzje w mieście podejmowane są ad hoc. Nie ma zaplecza naukowego, architektonicznego, urbanistycznego. - Jesteśmy nieprzygotowani tak samo jak za Gierka, gdy pojawiły się pieniądze na przebudowę Śródmieścia. Rezultat widzimy - kilka wieżowców, które wybudował ściągany na łapu-capu architekt z zewnątrz. Dziś, tak po prawdzie, łódzkie środowisko architektów też jest kiepskie. Nie liczy się w Polsce, w Łodzi przyjmujemy architektów z zewnątrz - mówi Markowski.

Jest też jedna delikatna kwestia. Jak zauważył jeden z uczestników jubileuszowego spotkania, 90 procent gości było w wieku okołoemerytalnym. Może to przesada, faktem jest jednak, że od dawna mówi się, iż starzy mistrzowie nie wychowali młodego pokolenia. Jak dodają złośliwi - ze strachu przed konkurencją na rynku. Tadeusz Markowski zauważa, że Kazimierz Bald ma 80 lat, Marek Janiak utrzyma się na stanowisku może dwa, może trzy lata. To środowisko będzie więc odchodzić z życia publicznego. Pytanie, kto i jak ich zastąpi oraz co z tego wyniknie dla Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki