Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto walczy o interesy Łodzi? Sukcesy są wynikiem solowych akcji, a nie pracy zespołowej

Marcin Darda, Piotr Brzózka
Cezary Grabarczyk zakłada zespół parlamentarny ds. KDP. Nie wierzy, że w tej sprawie może pomóc istniejący już łódzki zespół
Cezary Grabarczyk zakłada zespół parlamentarny ds. KDP. Nie wierzy, że w tej sprawie może pomóc istniejący już łódzki zespół archiwum Dziennika Łódzkiego
Polityka to załatwianie. Dla swojego miasta najlepiej załatwia się w grupie. Tyle teoria. Dla Łodzi załatwia się solo, albo nie załatwia się wcale, ewentualnie załatwia się rywala.

Z łodzianami nie trzeba walczyć - usłyszał pewien łodzianin w Warszawie. Bynajmniej nie z nadmiaru miłości, lecz dlatego, że łodzianie w ogóle nie są partnerem do walki. Wykańczają się sami, nim pociąg przystanie na Dworcu Centralnym. A gdy wykrwawieni docierają ze swoją sprawą do stosownego resortu, karty są już rozdane, pieniądze dostają inni...

Cezary Grabarczyk, najpotężniejszy jakoby człowiek w Łodzi, w tajemnicy konstytuuje parlamentarny zespół do spraw Kolei Dużych Prędkości. I nie byłoby w tym nic dziwnego - wszak kolej to ważna rzecz - gdyby nie fakt, że lobbystyczne ciągoty mógłby Grabarczyk realizować w ramach Łódzkiego Zespołu Parlamentarnego. Bo taki przecież jest, tyle że marszałek do niego nie wstąpił.

Pomysłodawca zespołu John Godson twierdzi, że złożył Grabarczykowi propozycję kierowania zespołem. Ten nie chciał, więc propozycję przyjął Krzysztof Kwiatkowski, szorstki przyjaciel byłego ministra infrastruktury. Zespół spotkał się 12 razy, po raz ostatni w październiku 2013 r. i już bez Kwiatkowskiego, który został prezesem NIK. Dyskutowano o budowie dworca w Łodzi, kłopotach z dokończeniem remontu linii kolejowej Łódź-Warszawa, o budowie stadionów w Łodzi. Ale inicjatywę od początku odbierano jako "zespół ds. promocji Krzysztofa Kwiatkowskiego". Wypisując się z niego senator Maciej Grubski (choć podobno nie był na żadnym spotkaniu zespołu) nie omieszkał wspomnieć, że parlamentarzyści działający w zespole de facto służyli do osłabiania pozycji prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej, której postać traumatycznie zalegała Kwiatkowskiemu na myśli, odkąd to ona - nie on - została kandydatką PO na prezydenta Łodzi.

Potem zespół posypał się konkretniej, bo najpierw odszedł szef PO w Łódzkiem Andrzej Biernat i czterech kojarzonych z nim posłów, następnie sam Kwiatkowski, potem jeszcze Elżbieta Radziszewska. Z 23 pozostałych do dziś w zespole parlamentarzystów, jest ledwie trzech z PO i dwóch z PSL. Egzotycznej gromadce szefuje John Godson, aktualnie poseł opozycyjny. Z tego powodu Cezary Olejniczak z SLD pytał nawet, jaki to ma sens, bo co może załatwić przewodniczący, który nie jest w koalicji rządzącej. Godson odrzekł, że zna różnych wiceministrów, a poza tym ma różne inne instrumenty, jak choćby interpelacje.

Tyle że interpelacje to żadne lobbowanie. Dobrym testem na to, jak działa łódzkie lobby, była sprawa tzw. protezy jaktorowskiej. W założeniach budowa tej nowej trasy kolejowej miała zwiększyć przepustowość linii nr 3 między Warszawą a Poznaniem. Łódź by na tym nie zyskała, wręcz przeciwnie - inwestycja ta oznaczałaby konieczność rezygnacji z budowy Kolei Dużych Prędkości. Dziś jest już wstępna deklaracja wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej, że protezy nie będzie, ale sam proces dochodzenia do tej deklaracji szalenie dużo mówi o tym, czym dziś jest łódzkie lobby. Cezary Grabarczyk - najmocniejszy teoretycznie gracz z Łodzi, wicemarszałek Sejmu, wiceprzewodniczący PO, 3 lata temu minister infrastruktury - był pomysłem urzędników resortu tak samo zaskoczony jak pozostali posłowie koalicji, samorządowcy i dziennikarze. W tej sprawie zdobył się Grabarczyk na napisanie interpelacji do własnego rządu, tak jakby nie mogły zadziałać standardowe w takich sprawach rozmowy zakulisowe. Pytanie, czy to wyraz słabnącej pozycji Grabarczyka, czy jedynie nieprzewidywalność nowego zaciągu urzędników w resorcie infrastruktury. Bez względu na to, jak brzmi odpowiedź, dla Łodzi nie będzie ona dobra.

Przeciw protezie poszło pospolite ruszenie w mediach społecznościowych, sprytny list napisał marszałek województwa Witold Stępień, a poparł go Łódzki Zespół Parlamentarny, przeciw była też czołówka kolejowych ekspertów. Co ciekawe, o tym, że protezy jednak nie będzie, poinformowała posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), która także nie wstąpiła do Łódzkiego Zespołu Parlamentarnego. Po rozmowie z wicepremier Bieńkowską napisała list z "dobrą nowiną" do prezydent Zdanowskiej - "na gębę", bez interpelacji czy dokumentu, za to z symbolicznym przesłaniem "to ja załatwiłam". De facto więc w sprawie protezy oficjalnej decyzji jeszcze nie ma, jest za to drugie dno, które będzie kolejnym testem dla łódzkiego lobby. Proteza w tzw. dokumencie implementacyjnym do Strategii Rozwoju Transportu 2014-20, zajęła miejsce nowej trasy do Łodzi, która miała powstać w śladzie KDP i być jej zalążkiem na przyszłość. Jeśli zatem proteza ostatecznie i oficjalnie wypadnie z listy, to jest pytanie czy wróci projekt, który ją zastąpił, a o który usilnie w interpelacji dopytuje wicemarszałek Grabarczyk. To będzie prawdziwy test na to, co potrafią łódzcy politycy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Niestety, ciężko się oprzeć wrażeniu, że ewentualne sukcesy Łodzi są wynikiem bardziej solowych akcji, doraźnych interesów i sojuszy niż zespołowej, organicznej pracy większych gremiów. I że wszystko polega w głównej mierze na załatwianiu, często według klucza geograficznego.

Gdy wiceprezydent Radosław Stępień odchodził do stolicy, by zaznać większych pieniędzy i pewnej dozy świętego spokoju w Banku Gospodarstwa Krajowego, "osierocona" Hanna Zdanowska oświadczyła, że Łódź ma swojego człowieka w Warszawie, i że nie można takiej szansy zaprzepaścić. Jak dodała, nawet najlepszy człowiek, siedząc na miejscu, w Łodzi, nie zapewni pieniędzy na zmiany, jakich potrzebuje miasto. Będziemy więc się ładnie uśmiechać i dopingować, by Łódź była głównym beneficjentem pieniędzy na rewitalizację. Nawet jeśli była to nieprzemyślana wypowiedź, to przebija z niej niewzruszona wiara w uproszczoną wersję polityki, w myśl której sukces zależy od tego, co uda się załatwić w stolicy, a załatwić da się tym więcej, im lepszy mamy personalny dostęp do źródełka. W istocie - żadna to naiwność, tak po prostu jest. Mało kto zaprzeczy, że nie byłoby wielkich nakładów na podziemny dworzec w Łodzi, gdyby nie Cezary Grabarczyk w resorcie infrastruktury. Ale to przeszłość. Jak powiada dobrze zorientowana osoba, powiązana z jedną ze spółek kolejowych, dziś w rządzie silny jest sojusz gdańsko-warszawsko-śląski. Dlatego duże pieniądze idą na Pendolino ze stolicy na Wybrzeże Donalda Tuska, dlatego modernizuje się Centralną Magistralę Kolejową na Śląsk Elżbiety Bieńkowskiej i Jerzego Buzka.

A propos Bieńkowskiej i pieniędzy na rewitalizację. Z budżetu centralnego i Unii do Łodzi mają na ten cel spłynąć miliony, a może i miliardy, a wszystko w eleganckim opakowaniu starań o Expo 2022. Ponoć to efekt solowej akcji Hanny Zdanowskiej, zainspirowanej przez Janusza Pieńkowskiego z polskiej ambasady w Paryżu, łodzianina, świetnie znanego średniemu i średnio starszemu pokoleniu lokalnych dziennikarzy. Czy premiera przekonała siła argumentów merytorycznych? Niewykluczone, że przy okazji wziął je pod uwagę, ale też trzeba zauważyć, że obietnica Expo była kołem ratunkowym, które pozwoliło przejść do ofensywy przeżywającej trudne chwile Zdanowskiej, a utrzymanie Łodzi dla Platformy ma przecież dla premiera niebagatelne znaczenie. Poza tym - jak mówi bliski Zdanowskiej urzędnik - sukcesu mogłoby nie być, gdyby nie doraźne pozyskanie potężnego sojusznika w postaci Elżbiety Bieńkowskiej, której ma zależeć na tym, by z wielkich pieniędzy na rewitalizację skorzystały miasta śląskie. Towarzystwo Łodzi miałoby skutecznie kamuflować partykularny wydźwięk: po co ludzie mają szeptać, że Bieńkowska z Buzkiem ciągną kasę na Śląsk?

Jeśli to prawda, to kolejny znak na to, że łodzianom łatwiej jest zawrzeć sojusz z "obcymi" niż swoimi. A jeśli tak, to niegłupio kalkuluje wicemarszałek Grabarczyk, szukając poparcia dla KDP w innych regionach. Można się śmiać z naiwnych oczekiwań Hanny Zdanowskiej, dotyczących jedności w najważniejszych łódzkich sprawach, ale faktem jest, że o takiej jedności nie ma co marzyć i to od dawna. Dziś ochoczo wystawimy ręce po pieniądze na rewitalizację zrujnowanego miasta, lecz gdy kilka lat temu poseł John Godson zwrócił się do rządu z dramatycznym apelem o pomoc dla upadłej Łodzi, został wyśmiany przez wszystkich, z ówczesnymi kolegami z PO na czele.

- Konflikt w łonie PO jest dla Łodzi bardzo kosztowny - mówi wysoki rangą magistracki urzędnik. - Były platformiany minister, dziś prezes NIK, nasyła kontrole na kluczową łódzką inwestycję i jeszcze robi w związku z tym konferencję. W innych miastach przecierano by oczy ze zdumienia. Dlatego Łódź jest tak rozgrywana przez innych, żeby wspomnieć grę prowadzoną przez Zdrojewskiego w sprawie obiektów kulturalnych w Nowym Centrum Łodzi. Minister kochał i Camerimage Łódź Center, i Specjalną Strefę Sztuki, a tak naprawdę chodziło mu o to, by te projekty ze sobą rywalizowały. Ponieważ na oba nie było finansowania, a nie potrafiliśmy dokonać wyboru, to pieniądze poszły do Wrocławia, Warszawy, na centrum Solidarności w Gdańsku - dodaje urzędnik.

Przyjmując, że nie ma realnej ucieczki od tego typu polityki, z żalem należy skonstatować, że nasi liderzy w ciągu 25 lat trans-formacji nie wyciągnęli dla Łodzi zbyt wiele, może poza układem drogowym. A przecież miał kto ciągnąć. Przez rząd Buzka przewinęli się Jerzy Kropiwnicki, Jarosław Bauc, za sznurki pociągał wszechmocny w swoim czasie Janusz Tomaszewski, a teczkę za premierem nosił Krzysztof Kwiatkowski; kariery robił desant łódzkich ekonomistów. Ale wtedy rząd był pochłonięty czterema reformami systemowymi, a Łódź w tym czasie szła na dno, dobita załamaniem relacji handlowych z Rosją w 1997 r. Po AWS rządy przejął SLD z prawie łódzkim premierem Leszkiem Millerem i wybitnie łódzkim Markiem Belką. Owszem, doczekaliśmy się w tym czasie niespodziewanych bonusów, np. ulokowania w Łodzi części offsetu, czy ściągnięcia inwestycji amerykańskiego Della, jednak z perspektywy dekady trudno tym wydarzeniom przypisywać rolę przełomową. Niestety, przez lata każdy sobie rzepkę skrobał, a Łódź nie przestaje być takim sobie, zupełnie przeciętnym miastem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki