Ktoś strzela do zwierząt! Śrut z wiatrówki pogruchotał łapkę domowego kota. Właścicielka postrzelonego kota zgłosiła sprawę na policję

Kilka dni temu w łapkę został trafiony kot jednej z mieszkanek. Do groźnej sytuacji doszło w rejonie ulic Krakówek, Burskiego, Słowackiego i Słonecznej.

- Nasz 1,5-roczny Elsi jest kotem wychodzącym i w ostatni poniedziałek, tak jak codziennie, koło godz. 16 wypuściłam go z domu na zewnątrz - relacjonuje Gabriela Olborska, właścicielka postrzelonego kocurka. - Gdy po jakimś czasie wyszłam sprawdzić, co porabia, nigdzie go nie było. Po kolejnych 15 minutach wciąż nie wrócił, więc poszłam go poszukać.

Gdy pani Gabriela znalazła Elsiego, kot leżał na ziemi i przeraźliwe miauczał, nie był też w stanie się podnieść.

- Wzięłam go na ręce, a wtedy lewa tylna łapka zwisła bezwładnie - mówi brzezinianka. - Przeraziłam się, bo pomyślałam, że potrącił go samochód. Natychmiast zabraliśmy kota do weterynarza.

Tam okazało się, że w kociej nóżce jest pocisk, prawdopodobnie z wiatrówki. Łapkę trzeba było otworzyć i zgruchotaną kość udową połączyć drutem.

- Przez cały czas kot bardzo jęczał, było widać, że cierpi, że połamana łapka sprawia mu wielki ból - opowiada pani Gabriela. - Lekarz ostrzegł, że jego stan jest na tyle poważny, że nie powinien chodzić ani skakać, gdyż wtedy w nóżce mogą nastąpić nieodwracalne zmiany. Dlatego na czas rekonwalescencji musieliśmy zamknąć Elsiego w klatce.

Postrzelenie ukochanego pupila tak wstrząsnęło jego właścicielką, że postanowiła zgłosić sprawę na policję.

- Mam nadzieję, że uda się ustalić, kto to zrobił - mówi pani Gabriela. - Podobna historia, ale z dużo gorszym zakończeniem, przytrafiła się jakiś czas temu mojemu sąsiadowi. Jego kot też został postrzelony, jednak rana była na tyle poważna, że zwierzaka trzeba było uśpić.

Strzelanie do zwierząt to znęcanie się nad nimi i podlega karze wynikającej z ustawy o ich ochronie. Sprawcy może za to grozić do 2 lat więzienia.