Problem w tym, że - jak ustaliła Biblioteka Narodowa - 63 proc. Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku żadnej (podkreślam: żadnej) książki. Ba, ci co je czytają, także nie wykorzystują lektury - przynajmniej wnioskując z publicznych wystąpień i zawziętego trwania na pozycjach po obu stronach polskiego rowu - do otwierania umysłów, poznawania nieznanego, zrozumienia odmienności.
Czyta się raczej dla utwardzenia swoich przekonań, utwierdzenia w swoich postawach, utworzenia grup wyznawców tej samej myśli (w tak bojowych okolicznościach trudno się dziwić, że preferowane są publikacje w usztywnionych okładkach). Ci, co czytają (bo przecież komentują to, co musieli przed chwilą przeczytać) i - znów sądząc z reakcji - sprawia im to przykrość, znaleźli dla siebie sporą przestrzeń w sieci, gdzie jedynie przekonują przekonanych, ponieważ polemikę zastępują zakrzyczeniem, a błyskotliwością nazywają zwykłą pogardę.
Czytelnictwo, które kojarzyło się z uwrażliwianiem i poszerzaniem horyzontów, przybrało wymiar usztywniania klapek przytwierdzonych przy oczach. Albo stosowane jest do manipulacji. Z całych sił podzielam przekonanie Jana Klaty o mocy kultury i jej decydującym wpływie na jakość społeczeństw. Wygląda jednak na to, że dziś mamy problemy z kulturą istnienia. Wtedy czytający nieczytającego nie zrozumie. A nawet i czytającego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?