Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultura: w przypadku Sex Pistols nie ma nic pewnego

Michał Polański
Glen Matlock.
Glen Matlock. materiały prasowe
Z Glenem Matlockiem, współzałożycielem i basistą zespołu The Sex Pistols, rozmawia Michał Polański.

Nie wszyscy wiedzą, że jesteś autorem książki ''Byłem nastoletnim Sex Pistolsem''. Skąd pomysł na tę książkę? Jak w skrócie opisałbyś jej zawartość?

Tak naprawdę to nie był do końca mój pomysł. Nie odczułem nagłej potrzeby napisania książki o latach młodości. To był powolny proces, który zapoczątkował mój stary przyjaciel jeszcze z lat siedemdziesiątych, niegdyś dziennikarz magazynu ''Sounds'' - Pete Silverstone. Z początku był to szereg krótkich wywiadów na różne tematy związane z czasami, w których powstawał punkrock i chcąc nie chcąc często zahaczał o sprawy zespołu. Dopiero później złożyliśmy to w jedną chronologiczną całość i ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu, po przetworzeniu tych wywiadów przez Pete'a, powstała książka nie tylko o czasach mojego grania w The Sex Pistols, ale znacznie szerszy materiał o Londynie tamtych czasów, o tym wszystkim, co doprowadziło do wybuchu nastrojów niezadowolenia wśród młodzieży. Myślę, że w ogóle dorastanie w Wielkiej Brytanii lat sześćdziesiątych to było bardzo szczególne socjologiczne doświadczenie. (śmiech)

W swojej książce napisałeś, że zespół The Sex Pistols był Twoim ''albatrosem''. Czy mógłbyś rozwinąć to niecodzienne porównanie?

Albatros to taki symbol. Jest w mojej rodzinie uważany za omen szczęścia i fartu życiowego od dawna, i w taki właśnie sposób postrzegam to zdarzenie z mojej młodości, jakim było spotkanie z Johnem, Stevem i Paulem. To był zupełny przypadek, który zmienił całe moje życie i to, kim dzisiaj jestem, zawdzięczam w dużej mierze temu właśnie uśmiechowi losu. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy i fakt, że jestem dziś muzykiem, a nie robotnikiem, czy urzędnikiem, daje mi dużo szczęścia i satysfakcji zarazem!

Co sądzisz o obserwowanej od ponad dekady fali renesansu muzyki punkrockowej?

Nie śledzę tego szczególnie i nie uważam się za znawcę dzisiejszej sceny punkrockowej, ale od zawsze odnoszę się do punkrocka z dużą życzliwością. To muzyka dla ludzi w każdym wieku, chociaż myślę, że jednak przede wszystkim dla młodych, którzy znajdują w niej sposób na wyrażenie swojego buntu i zamanifestowania swojej postawy wbrew ogólnie przyjętym modom i konwenansom. Osobiście przypominam sobie ostatnio jedno takie punkrockowe spotkanie międzypokoleniowe (śmiech). Jakiś czas temu grałem z moim zespołem The Philistines, na dużym festiwalu bodajże w Kanadzie i przyszli do mnie członkowie zespołu The Green Day - dzisiejsi idole alternatywnej młodzieży przepytując mnie na okoliczność granych przez siebie coverów Sex Pistols. Była fajna atmosfera i wiesz, nie zauważyłem żadnej bariery wiekowej. Mam nadzieję, że oni też! (śmiech)

Jesteś współautorem, a niektórzy twierdzą, że autorem najbardziej znanych kompozycji The Sex Pistols, a dzisiaj już klasyków muzyki rockowej: ''Anarchy in the U.K.'', ''God Save the Queen'', czy ''Pretty Vacant''. Który ze swoich utworów cenisz najbardziej i dlaczego?

Wszystkie te kawałki kocham jak swoje dzieci, ale największym przebojem, chociaż to słowo może brzmi idiotycznie w stosunku do utworu The Sex Pistols, jest oczywiście ''Anarchy in the U.K.''. Kiedy przypomnę sobie, jak powstawał i jak grywaliśmy go na początku, a dzisiaj czytam w poważnych gazetach muzycznych, że jest to jeden z największych klasyków rocka, czy rock'n'rolla w ogóle, to zawsze mnie to rozbawia i to do łez!

Od samego początku punkrock był bardzo popularny w Polsce i z czasem dorobiliśmy się własnej sceny punkrockowej. Czy słyszałeś kiedyś o jakimś polskim zespole wywodzącym się z tego nurtu?

Tak, słyszałem wiele dobrego o scenie niezależnej w krajach zza żelaznej kurtyny, zwłaszcza z Polski, jeszcze w latach osiemdziesiątych, ale nie potrafię przypomnieć sobie żadnej nazwy z tamtych lat. Znacznie więcej dowiedziałem się za to o Waszej muzyce podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie kilka lat temu. Byłem bardzo mile zaskoczony gorącym przyjęciem ze strony publiczności, w dużej mierze jako członek legendarnego The Sex Pistols i olbrzymim oczekiwaniem na koncert The Sex Pistols w Polsce, który w końcu szczęśliwie udało nam się zagrać podczas Heineken Open Air 2008.

Jakie są Twoje relacje z innymi członkami The Sex Pistols? Bardzo rzadko razem występujecie. Czy jest jakaś szansa na nową płytę lub trasę koncertową po naszej części Europy, żebyśmy znowu mogli zobaczyć Was w Polsce?

Oczywiście, zawsze jest szansa, bo w przypadku zespołu The Sex Pistols nic nie jest do końca pewne i sam nigdy nie wiem, czy dany koncert dojdzie do skutku, aż do momentu, dopóki nie stanę z kolegami na scenie. Z tym zespołem przeżyłem już tyle zerwanych koncertów i odwołanych tras, że czasami myślę, iż zawisło na nami jakieś fatum. Najlepszy czas na nową płytę był moim zdaniem w 1996 roku, kiedy to pierwszy raz po dwudziestu latach wystąpiliśmy na jednej scenie, ale w The Sex Pistols nauczyłem się w praktyce jednej zasady: ''Nigdy nie mów nigdy!''. Jeśli chodzi natomiast o naszą czwórkę, to po tylu latach są to oczywiście cztery różne światy, ale mamy ze sobą coś wspólnego, czego nie ma nikt. Kiedy zbieramy się razem na scenie i podłączamy instrumenty, wtedy stajemy się The Sex Pistols i tworzymy wtedy jedną nierozłączną całość. Nic innego się tak naprawdę nie liczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki