Niektórzy ekonomiści z profesorskim tytułem wręcz nas do tego namawiają, przekonując, że to obywatelsko-patriotyczny obowiązek. Bo im więcej będziemy kupować, tym bardziej damy szansę naszej gospodarce rozwinąć skrzydła. Zakłady będą produkować, a ludzie będą mieli pracę. Czy może być coś bardziej optymistycznego w czasach kryzysu?
Sklepy w ostatnich dniach grudnia przeżywają tradycyjnie oblężenie. Ale z fanfarami, że w tym roku nasze zakupy będą równie obfite jak w poprzednich latach, radziłabym poczekać do początku następnego roku. Nie zawsze tłum w sklepach oznacza handlową hossę.
Wiele sieci w tym roku wcześniej ruszyło z sezonową obniżką cen. To prawda, że łagodna zima nie zachęca do kupowania kozaków, ciepłych swetrów i kożuchów, ale strach przed kryzysem też swoje zrobił. Zwłaszcza że ograniczenie konsumpcji stało się modne. Nawet zamożni ludzie Zachodu przyjęli to do wiadomości. Skoro tak, to my, Polacy, czujemy się zwolnieni z doganiania ich pod tym względem.
Nie rzucamy się na najnowsze i superdrogie wyposażenie kuchni, łazienki, czy samochody, które by nas pogrążyły finansowo. Oczywiście, nie należy lekceważyć siły polskiej tradycji, która każe się zastawić. Tyle że teraz bardziej do nas dociera, że trzeba mieć za co się zastawić.
Mam nadzieję, że w większości będziemy potrafili w tym roku mądrze wypośrodkować między tradycją a kryzysem. I dobry nawyk, by w kupowaniu zachować umiar, wejdzie nam w krew. A jeśli przestaniemy już się nabierać na kredyty świąteczne, udzielane na drakońskich warunkach, to będzie to dowód na to, że kryzys może się na coś przydać.
Joanna Leszczyńska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?