Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łaszkiewicz: Kropiwnicki pomyśli jak zagrać w politycznego pokera jeszcze raz

Redakcja
Wojciech Łaszkiewicz, były szef doradców prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, potem wiceprezes łódzkiego portu lotniczego. Pracuje w Związku Regionalnych Portów Lotniczych
Wojciech Łaszkiewicz, były szef doradców prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, potem wiceprezes łódzkiego portu lotniczego. Pracuje w Związku Regionalnych Portów Lotniczych Grzegorz Gałasiński
Z Wojciechem Łaszkiewiczem - byłym szefem doradców prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, potem wiceprezesem łódzkiego portu lotniczego - dwa lata po referendum odwołującym prezydenta Łodzi rozmawia Marcin Darda:

17 stycznia 2010 roku - z czym się panu kojarzy ta data?

Z wynikiem dosyć nieszczęśliwego referendum, w którym łodzianie odwołali prezydenta Jerzego Kropiwnickiego z pełnionej funkcji. No i z wyzwoleniem Warszawy... To pierwsze skojarzenie jest oczywiście zdecydowanie ważniejsze, bo to była duża strata dla Łodzi. Tym bardziej, że prezydent Kropiwnicki deklarował, że jest to jego ostatnia kadencja i nie sądzę, by od tego zdania odstąpił.

Jerzy Kropiwnicki był wtedy we szpitalu. Jak to znosił? Był pewien, że Łódź go odwoła?

Marnie się poczuł podczas obrad Rady Miejskiej. A czy był pewien, że zostanie odwołany?
Teraz wiemy, że były wówczas dwa niekorzystne sondaże i inny zły znak, czyli skuteczne odwołanie w referendum Tadeusza Wrony, prezydenta Częstochowy na kilka tygodni przed referendum w Łodzi. Do odwołania Wrony w żadnym dużym polskim mieście prezydent nie stracił władzy w referendum. Dlatego liderzy Platformy Obywatelskiej w sprawie poparcia referendum byli prawie do ostatniej chwili podzieleni - nie wiedzieli, czy się włączyć z całą mocą, czy nie.
Krzysztof Kwiatkowski pałał chęcią zemsty za przegrane wybory prezydenckie z Jerzym Kropiwnickim, senator Maciej Grubski, były przewodniczący Rady Miejskiej też się aktywnie włączył, posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska była zdecydowanym przeciwnikiem politycznym prezydenta Kropiwnickiego. Niedługo przed głosowaniem pokazano klip telewizyjny, w którym do akcji wszedł minister Cezary Grabarczyk. Tym samym Platforma poparła coś, co bez jej poparcia nie miało szans na realizację.
Zobaczyli okazję do przejęcia władzy i ją wykorzystali. To kalkulacja polityczna była przyczyną takiej skuteczności referendum. Bez zwartego frontu odwołanie Jerzego Kropiwnickiego nie byłoby możliwe, bo samo SLD i paru niezadowolonych nie byłoby w stanie tego zrobić.

"Poległem wskutek kłamstw SLD i obłudy PO"- to słowa Kropiwnickiego tuż po wyjściu ze szpitala. Zachowanie PO było obłudne, a SLD kłamliwe?

Był to rodzaj obłudy, ale w polityce obłuda jest obecna na co dzień i politycy zadziwiająco często się nią posługują. Dotyczy to także kłamstwa. To są dwa bardzo wygodne instrumenty polityczne. W tym cytacie coś jest na rzeczy.

Co wtedy czuliście jako środowisko Kropiwnickiego? "Wyczyszczą nas i nie będzie stołków" czy może "Biedna Łódź, bo odwołała zacnego prezydenta?"

Osoby bliskie Jerzemu Kropiwnickiemu doskonale zdawały sobie sprawę, że skoro odchodzi prezydent, odejdą też jego współpracownicy - niektórzy urzędnicy, wiceprezydenci. Uznałem wówczas, że jest tylko kwestią czasu kiedy zostanę odwołany ze stanowiska wiceprezesa Portu Lotniczego w Łodzi.
Ja w tym porcie sporo zrobiłem, przy pożegnaniu prezes Krawczyk stwierdził, że "Wojtek ma tu parę swoich kamieni milowych". Uważam, że nie byłem tam wyłącznie jako grzejący stołek nominat polityczny, tylko człowiek z pasją, który w miarę możliwości swoich i portu rozbudowywał połączenia. "Wyklęczałem" też 50 milionów złotych przed świętej pamięci Przemysławem Gosiewskim, a w gabinecie premiera Jarosława Kaczyńskiego 23 miliony złotych. Premier Kaczyński dotrzymał słowa, dostaliśmy pieniądze.
Mimo to zdawałem sobie sprawę, że moje dni są policzone i się nie pomyliłem. Pan komisarz Tomasz Sadzyński, zapewne na polecenie kogoś z góry, kategorycznie zażądał odwołania mnie i tak się stało.

Czy Jerzy Kropiwnicki zapomniał o polityce? Proponowano mu start do Sejmiku, do Senatu...

Uznał, że musi dać odpocząć łodzianom od siebie. Chyba każdy polityk na jego miejscu zrobiłby to samo. Sądzę, że zrobił dobrze udając się na odpoczynek.

Odpoczynek to tylko odpoczynek, nie oznacza on braku chęci powrotu - tak mam to rozumieć?

Dokładnie tak. Kropiwnicki nie znosi bezczynności. Jest to facet, który ma zawsze kilka pól aktywności. To doświadczony ekonomista z dziewięcioletnim stażem w czterech rządach, licząc też niedoszły rząd Waldemara Pawlaka. Jest doświadczonym politykiem i administratorem.
Nie ma co się droczyć, czy był dobrym prezydentem, czy nie. Uważam, że dobrym, ale 115 tysięcy łodzian uznało, że niedobrym.
No to teraz niech Platforma z panią prezydent Hanną Zdanowską pokażą lwi pazur, niech uścielą łodzianom różami ich miasto. Czego zresztą łodzianom szczerze życzę, bo przecież tu mieszkam od urodzenia.
Czy Kropiwnicki wróci do czynnej polityki? Jeśli tak, to jako kto?

Będzie myślał co zrobić, by zagrać w politycznego pokera jeszcze raz. Jak go znam dobrze wyczuje moment i coś zaproponuje. Na pewno byłby świetnym europejskim parlamentarzystą, na pewno byłby w stanie poprzeć jakieś ugrupowanie w wyborach samorządowych. Być może ktoś mu zaproponuje fotel marszałka województwa? Wygląda na to, że Kropiwnicki zdrowie ma jak dzwon. Gdyby mu się chciało wrócić do Sejmu, to pewnie mógłby zostać i marszałkiem.

Użył Pan sformułowania "dość nieszczęśliwe referendum". Co straciła Łódź odwołując Kropiwnickiego?

Zawsze przejęcie władzy powoduje wyhamowanie pewnych projektów, które miały się dokonać, bo przychodzą nowi. Z przyczyn oczywistych PO musi wymienić część kadry urzędniczej ...

Doszłoby do tego tak czy siak, bo sam Pan mówił, że Kropiwnicki nie zamierzał ubiegać się o reelekcję. Zarzucenia projektów i wymiany urzędników nie byłoby, gdyby zakładał Pan zwycięstwo Włodzimierza Tomaszewskiego, zastępcy Kropiwnickiego.

Myślę, że Włodzimierzowi Tomaszewskiego trudno byłoby wygrać te wybory. Wracając do sedna, owszem, do zmiany władzy doszłoby, ale w innych warunkach. Pojawił się wiceprezydent Dariusz Joński, zdolny polityk SLD, który z nikim się nie patyczkował wyrzucając kogo się da. Ja to nawet mogę zrozumieć, ale jak przyszła śnieżna zadymka to zablokowała Łódź i jego urzędnicy nie dali sobie z tym rady. Ironicznie powiem, że zmiana władzy na pewno zachwyciła łódzkich hotelarzy, którzy na przełomie listopada i grudnia mają spokój i mnóstwo wolnych pokoi, mniej kursów mają też taksówkarze, bo Festiwal Camerimage z Markiem Żydowiczem poszli do Bydgoszczy. Bywam na każdej edycji Camerimage, widzę jak Bydgoszcz zaciera ręce. Mimo, że to była rzecz niszowa, przynosiła splendor i sławę. Lenin powtarzał, że "film to największa ze sztuk".
Łódź może nie była filmową Mekką, ale przez tydzień była nawiedzana przez gości, którzy występują w światowych produkcjach. Mnie na drinka zaprosił znany aktor Val Kilmer. Gdy żona widzi go teraz na ekranie, żartuje "Popatrz, gra twój kumpel od whisky ".

Tylko Camerimage straciliśmy?

Potrzebne są dobre drogi i ładne kamienice, fajne hotele, to jasne. Ale trzeba te miejsca wypełnić jeszcze tłumami turystów. Żeby to się stało, miasto musi być choćby trochę znane, a najlepiej sławne.
Przepędzenie Żydowicza i Davida Lyncha w tak bezceremonialny sposób to rezygnacja z wydarzenia na którym bywały światowe sławy w pełni sił twórczych. A Łódź ma przecież opinię polskiego Hollywood.
Na ostatnim Camerimage Andrzej Wajda publicznie powiedział, że nie byłoby go na scenie w Bydgoszczy, gdyby nie jego szkoła filmowa w Łodzi. Biłem brawo z wielką przyjemnością, tym bardziej, że Wajda Łodzi nie lubi (śmiech).
Do strat dodam jeszcze przegraną walkę o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. To miał być kulturalny rydwan dla Łodzi, dający nam sławę wehikuł. O mieście by się mówiło nawet gdyby tylko weszło do finału konkursu ESK. Była na to szansa!
Nie ma Łódź tego tytułu także dlatego, że jury wytknęło niestabilną sytuację polityczną w mieście zarządzanym przez komisarza. Po "nieoczekiwanej zmianie miejsc" w efekcie referendum nie wypaliły inwestycje w kulturę.
Dla sprawiedliwości dodam, że Platformie udało się skończyć po nas inwestycje infrastrukturalne, jak choćby skanalizowanie Łodzi. Miasto czekało na to 100 lat.

A co z zapleczem politycznym byłego prezydenta, czyli Chrześcijańskim Ruchem Samorządowym? Żyje jeszcze?

Jakoś przędziemy... Jak można było ostatnio zobaczyć, aktywnie działa Stowarzyszenie Powrót Trzech Króli, a nawet działa w ładnych ciuchach organizacyjnych (Wojciech Łaszkiewicz odegrał rolę jednego z mędrców Wschodu w orszaku, który przeszedł Piotrkowską 6 stycznia - red.). Ale Stowarzyszenie to nie jest tylko środowisko Chrześcijańskiego Ruchu Samorządowego.
Niektórzy "nasi" idą w stronę PO, inni w stronę PiS, ale nie wszyscy. Ja swoją przynależność do PiS pragnę oficjalnie zdementować. Przez moment deklarowałem tylko przynależność do tej partii, ale wycofałem się.
Jest w ChRS wielu członków Zjednoczenia Chrześcijańsko - Narodowego, ale są też takie osoby, które do żadnej partii nie należały. To jest szerokie środowisko, a jego łódzka część jest najszersza. Ci aktywniejsi próbowali od razu znaleźć sobie gdzieś tam miejsce, ci mniej aktywni po prostu tkwią i czekają na kawaleryjską trąbkę, w którą ktoś zadmie, albo na sygnał złotego rogu. No i wtedy ta łódź wikingów wypłynie na burzliwe wody wyborów.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki