Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

LEKARZ RADZI: W jaki sposób wyzwolić się od toksycznego wpływu innych ludzi?

Patrycja Wacławska
Patrycja Wacławska
Rafał Pniewski, psychiatra i psychoterapeuta
Rafał Pniewski, psychiatra i psychoterapeuta Piotr Urban
Każdego dnia zastanawiam się, co ja tu robię. Chciałabym być wolna, wolność to chyba coś najpiękniejszego na świecie. Chciałabym gdzieś uciec i zacząć wszystko od nowa. Wszystko co robię, robię pod dyktando kogoś, bo tak wypada, bo musisz, bo powinnaś... A ja chcę żyć tak, jak ja tego chcę. Jestem uzależniona od toksycznych rodziców i całej mojej rodziny. Wszystko zawsze robiłam tak, jak oni chcą i nie potrafię się zmienić, ale chcę się zmienić, bo zdaję sobie sprawę, że nie jestem sobą. Już nie wytrzymuję tego.

Czasami nie wiemy, o co nam właściwie chodzi. Czujemy, że coś jest „nie tak”, ale ani nie potrafimy określić istoty sprawy, ani nie jesteśmy w stanie podać przyczyny. Próba wskazania winowajcy, powiedzenia kto jest toksyczny, a kto pada tej złej relacji ofiarą, nic nie zmienia, a powtarzanie, że jest źle i niewygodnie, oprócz tego, że zadręcza albo wywołuje falę oskarżeń o malkontenctwo i wieczne marudzenie, nie posuwa spraw do przodu.

Rozumieć siebie – to wcale nie jest takie oczywiste ani proste. I to nie w sensie wyrozumiałości, ale w o wiele prostszym ujęciu – czy rozumiemy to, co sami próbujemy sobie powiedzieć. Czasami tylko czujemy, że coś jest nie tak, ale nie potrafimy doprecyzować, w czym rzecz. Tak jakby coś z naszego wnętrza próbowało skontaktować się z naszym umysłem, ale po drodze gubiło swoje sedno albo ulegało przytłumieniu. A bez dookreślenia tematu i celu ani nie ma możliwości znalezienia rozwiązania, ani nie ma jak podjąć jakiejkolwiek decyzji, czy wdrożyć jakiegokolwiek działania, choćby na próbę.

Czasami przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak wiedzy, przede wszystkim tej wynikającej z życiowego doświadczenia. Ktoś, kto nigdy dotychczas nie żył samodzielnie, jeszcze nie wie jak to jest „być na swoim”. Może jedynie sobie to mniej więcej wyobrażać i mieć w tej sprawie pewne przeczucia. Kiedy indziej przyczyną może być niechęć do zrozumienia, dokładniej mówiąc, do zdania sobie z czegoś sprawy. Wtedy umysł jednej i tej samej osoby zachowuje się tak, jakby jedna jej część chciała coś oznajmić, a druga nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Albo jakby jedna domagała się odpowiedzi, a druga uparła się, żeby jej nie udzielić albo próbowała zbyć temat niedopowiedzeniami. W takich sytuacjach można czuć, że coś nie gra, ale do końca nie wiadomo co.

Nasza nieświadomość rządzi się swoimi własnymi prawami i są to rządy, które za nic sobie mają racjonalne uzasadnienia i logikę zdrowego rozsądku. Tu władzę sprawuje zasada szukania przyjemności i unikania tego, co nieprzyjemne, choćby kosztem rezygnacji z ważnych życiowych celów. I robi to nasza nieświadomość z pomocą dowolnie wybieranych metod, również oszukiwania siebie. A dokładniej tej części nas, która różne rzeczy może świadomie wiedzieć. Bywa i tak, że jakaś część osobowości zdaje sobie z czegoś sprawę, a druga nie chce tego uznać. Albo że jedna chce za czymś pójść, a drugiej nie jest z tym pomysłem po drodze. To w sumie dość powszechne zjawisko wewnętrznego konfliktu, niezbędnego i nieuchronnego na drodze rozwoju każdego człowieka. Problem pojawia sie wtedy, kiedy między stronami dochodzi do impasu albo wzajemnej niechęci, czasami posuniętej tak daleko, że jedna z „frakcji” rozwiązanie zaczyna widzieć w unicestwieniu drugiej. Kiedy kłóci się w nas chęć życia w zgodzie z własnymi przekonaniami i pragnieniami z potrzebą pozostawania w dobrych relacjach z innymi ludźmi, zamiast wypracowania kompromisu może rozpętać się wojna, w której celem ma być pozbycie się tego, co zawadza. W jej wyniku zawsze będzie się przegranym: albo skazanym na ubezwłasnowolnienie, bez prawa do własnego zdania, jeżeli wyłączne zwycięstwo przypadnie wyborowi budowania relacji opartych na posłuszeństwie i podporządkowaniu albo skrajnie i bezpowrotnie samotnym, gdyby zwyciężyła opcja wolności zrównanej z rezygnacją z jakichkolwiek związanych z innymi ludźmi potrzeb i zależności. To tak, jakby chcieć amputować sobie jakąś część ciała, dlatego że w pewnych sytuacjach zawadza. Tym bardziej kiepskim pomysłem byłoby „amputowanie” części własnej osobowości, pojawiające się pod postacią wyobrażenia-pytania, czy śmierć byłaby rodzajem wolności. To nie tyle pragnienie, żeby umrzeć, ale żeby dalej żyć bez jakichkolwiek ograniczeń. A to jest po prostu niemożliwe.

Podjęte na poważnie pytanie „co ja tu robię” naraża na ryzyko zbliżenia się do niekoniecznie miłych odpowiedzi. Może okazać się, że brakuje mi odwagi i dlatego nie jestem w stanie wprowadzić w swoim życiu zmiany. Albo, że mam ambicje, ale brakuje mi umiejętności. Albo, że chociaż pragnę wolności, to jednak wolę się nie narażać i unikam konfliktów i tkwię w niewygodnej zależności. Albo, że po prostu potrzebuję innych ludzi, a to znaczy, że muszę i w sumie chcę się z nimi liczyć, co z kolei oznacza, że nigdy nie będę mógł żyć tak, jak tylko mnie się to podoba. Od tych prawd nie ma gdzie uciec. Tak samo nie jest możliwe, żeby zacząć wszystko od nowa. Zresztą nie jest to ani konieczne ani potrzebne.

Uświadamianie sobie prawdy o sobie i o życiu z jego wszystkimi ograniczeniami i niespełnieniami jest często rozczarowujące i przykre. Ale tylko w ten sposób możemy odnajdować drogę do samych siebie i budować bycie sobą, które nie jest oparte na zasadzie „wszystko mi wolno”, tylko na dobrej i stale rozwijanej znajomości siebie.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki