Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze nie pomogli dwuletniej dziewczynce, bo nie mieli czym wyjąć kleszcza

Jarosław Kosmatka
Lekarze nie pomogli dziecku, bo nie mieli czym wyjąć kleszcza
Lekarze nie pomogli dziecku, bo nie mieli czym wyjąć kleszcza
Prawie 50 kilometrów i 3 godziny - tyle potrzebowała mama dwuletniej Lidii spod Parzęczewa, żeby znaleźć pomoc medyczną dla córki. Kobieta, w siódmym miesiącu ciąży, jeździła z dwulatką od szpitala do szpitala. Nigdzie nie chcieli wyjąć kleszcza z ucha dziewczynki. Pomogli jej dopiero w Łodzi.

Pani Agnieszka Czaplińska zauważyła w niedzielę rano, że jej dwuletniej córce kleszcz wbił się w ucho. Sama bała się wyjąć pajęczaka i uznała, że lekarz zrobi to sprawniej. Z Janowa (gmina Parzęczew) pojechała z dzieckiem do Ozorkowa, aby skorzystać z pomocy doraźnej, którą świadczy tutaj Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

- Kazano nam jechać do szpitala w Łęczycy. Usłyszałam, że na miejscu nie mają czym wyjąć kleszcza z ucha mojej córki - mówi zdenerwowana pani Agnieszka Czaplińska.

Chirurg Zofia Gaca, która pełniła w niedzielę dyżur w pomocy doraźnej, nie pamięta dokładnie sytuacji.

- Mogłam być wtedy na wizycie u pacjenta, ale pielęgniarka słusznie odesłała mamę dziewczynki do szpitala w Łęczycy, bo nie dysponujemy sprzętem do usuwania kleszczy - mówi chirurg.

Do szpitala w Łęczycy mama z Lidią jednak nie dojechały. W związku z tym, że pani Agnieszka jest w siódmym miesiącu ciąży, postanowiła najpierw zadzwonić i spytać, czy w szpitalu ktoś pomoże córce.

- Usłyszałam, że nie mają chirurga na dyżurze i nie są w stanie pomóc mojemu dziecku - mówi Agnieszka Czaplińska. - W takiej sytuacji zawróciliśmy i pojechaliśmy do Zgierza

Dorota Lewandowska, lekarz dyżurny szpitala w Łęczycy, nie wierzy, że odmówiono pomocy dziewczynce.

- Sprawdziłam dokładnie, że taki pacjent nie rejestrował się w szpitalnym ambulatorium - mówi lekarz dyżurny szpitala, którego hasło to "Pacjent naszym pracodawcą".

Pani Agnieszka jest oburzona: - Nie dojechaliśmy do ambulatorium, bo przez telefon powiedziano nam, żebyśmy nie przyjeżdżali.

Z Ozorkowa pani Agnieszka pojechała z córką do do szpitala wojewódzkiego w Zgierzu. Niestety, również tu nie przyjęto ich i odesłano do Łodzi.

- W naszym szpitalu nie ma pediatrycznego oddziału ratunkowego. Oczywiście w wyjątkowych sytuacjach, ratujących życie, pomagamy małym pacjentom - tłumaczy Mariusz Jędrzejczak, dyrektor szpitala w Zgierzu. - W opisanej sytuacji najlepiej było od razu jechać do szpitala specjalistycznego w Łodzi.

Dziewczynką zajęli się lekarze w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki.

- Chirurg za pomocą skalpela wyjął kleszcza, który głęboko wbił się w płatek lewego ucha - mówi mama. - Dlaczego musieliśmy przejechać kilkadziesiąt kilometrów, aby ktoś nam pomógł. A gdybyśmy nie mieli samochodu?

współpraca AGA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki