Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"LeningradŁódź" w Teatrze Nowym w Łodzi [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Muzyka, aktorstwo, choreografia - wszystko powstało ze świadomością zadań stojących przed nietuzinkowym składem
Muzyka, aktorstwo, choreografia - wszystko powstało ze świadomością zadań stojących przed nietuzinkowym składem Janusz Szymański / materiały teatru
Czy można połączyć dosadne punkrockowe teksty z jazzowymi aranżacjami, piosenkę aktorską, melorecytacje i mezzosopran? Okazuje się, że tak. W tym przypadku jednak sytuacja jest szczególna, bowiem w teatralne ramy został ujęty dorobek Siergieja Sznurowa, lidera muzycznie niepokornej, kultowej rosyjskiej grupy Leningrad.

Teatralizowany koncert "LeningradŁódź" zrealizowany został z inicjatywy Przemysława Dąbrowskiego, aktora Teatru Nowego w Łodzi, i jest rzeczą w dużej mierze udaną. Wielka w tym zasługa jazzowych aranżacji, przygotowanych przez urodzoną w Sankt Petersburgu pianistkę Lenę Ledoff. Zaproponowana przez nią "transkrypcja" eklektycznej muzyki rosyjskiej formacji, mimo wszelkich różnic, nie zawsze jest tak odległa od karkołomnych zabaw Leningradu, który muzykę ska łączy z energią punk rocka, a nie gardzi też disco, rapem czy swingiem (Ledoff wykorzystuje na przykład temat muzyczny z filmu "Emmanuelle").

Na scenie muzykę wykonują, oprócz Leny Ledoff, także Przemysław Kowalski (bas/gitara) i Artur Mostowy (perkusja), czasem czynnie włączający się w plan aktorski. Tych muzyków warto zapamiętać (i czym prędzej sprawdzić gdzie jeszcze, poza teatrem, można zobaczyć ich w akcji).

Do jazzowych nut bezproblemowo "lepią się" przełożone na język polski teksty. Tłumaczył je Dąbrowski, który także wprowadza na scenę ich bohatera: zdegradowanego intelektualistę, autsajdera, niebieskiego ptaka. "Sznur" potraktowany został raczej jak postać literacka, jak kreacja, zinterpretowana nieco w artystycznej kontrze do postaci, które zaludniają scenę we wrocławskiej, lekko kabaretowej wersji "Leningradu", gdzie wódka leje się strumieniami, a aktorzy tańczą na stole okrążanym przez muzyków. Tutaj jest to dansingowy śpiewak, melancholijny wodzirej, który snując się między muzykami odkrywa swoją prywatność.

"LeningradŁódź" powstał z dużą świadomością ograniczeń i terenów, na które lepiej się nie zapuszczać. I tak samo został poprowadzony scenicznie (opiekę sprawował Zdzisław Jaskuła, dyrektor "Nowego"). Dezynwoltura w śpiewie (czy też melorecytacji) Przemysława Dąbrowskiego przywodzi na myśl Bogusława Lindę w repertuarze Leonarda Cohena. Jednak w kreacji scenicznej postaci, w jej swoistej "chropowatości" złączonej z niebanalnymi tekstami, czyni z niej rosyjskiego Georgesa Brassensa, kochanka wielu dam, "pornografa fonografii" (ale bez jego uwodzicielskiego, zawadiackiego humoru). Oszczędna mimika i gesty pozwalają nadawać nowe konteksty dla słów piosenek (jak np. alkoholowa lewitacja w "Raspizdjaj").

Na scenie pracują zgodnie dwa kolejne plany. Śpiewające "damy" (nienarzucający się, ale istotny duet stworzyły aktorka Jolanta Jackowska-Czop i mezzosopranistka Anna Werecka). W projekcjach zjawia się jeszcze wyrzucony na margines społeczny intelektualista, alter-ego, bliźniak wodzireja (znów Dąbrowski). Prosty zabieg w finale scala dwie postaci i tworzy bogate sensy. Utrata złudzeń nie zawsze oznacza upadek. Ideały traci się także, idąc w górę drabiny społecznej. Na premierze dwa bisy były zasłużoną nagrodą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki