Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lew-Starowicz: Polska nie jest krajem dla singli. Przytłacza ich rodzinność

Barbara Dziedzic
Lew Starowicz
Lew Starowicz Fot. Bartek Syta/Polskapresse
- Widziałem jedno zdjęcie ze ślubu Aleksandry Kwaśniewskiej. I było na nim wyraźnie widać, że to pani młoda dominuje w tym związku - mówi prof. Zbigniew Lew-Starowicz. O nowoczesnych związkach i życiu w pojedynkę z seksuologiem rozmawia Barbara Dziedzic.

Dobra wiadomość: w kryzysie Polacy chętnie wybierają seks jako formę relaksu. Mówi Pan w nowej książce "O miłości" o hedonizmie kryzysowym.
Tak, bo kryzysowy smutek nie może trwać wiecznie. Kiedy nas dotyka, możemy albo popaść w depresję - i wtedy mamy do czynienia ze stanem chorobowym- albo znaleźć zastępcze ujście dla stresu. Ceny szaleją, rządy się chwieją, wszyscy się kłócą, a my przynajmniej w tej sytuacji jesteśmy razem, zbliżamy się do siebie. I to jest dobre wyjście.

Pańscy pacjenci, bezrobotni w trudnej sytuacji finansowej i bez perspektyw na znalezienie nowego zajęcia, potrafią sobie to tak racjonalnie wytłumaczyć?
Znam małżeństwa, które przeżyły rozpad firmy, spadły z bardzo wysokiego pułapu, wpadły w poważne długi. I w ten sposób znalazły się w swoim małym świecie. Częściej przebywały w domu, oglądały filmy przyrodnicze, zbliżały się do siebie, więcej czasu poświęcały na seks.

Czy coś Pana martwi w modelu dzisiejszych związków?
Niepokoi mnie, jeśli seks jest traktowany przedmiotowo i bezrefleksyjnie. To bardzo zły sygnał. Druga osoba staje się żywym wibratorem, ludzie coraz bardziej się wzajemnie uprzedmiotawiają.

W rodzinach po rozwodzie dzieciom samotnie wychowywanym przez matki zabraknie w końcu wzorców?
Wiadomo, że najwięcej wzorców wynosimy z domu rodzinnego. Pamiętajmy jednak także, że poza uwarunkowaniami, które daje nam dom rodzinny, równie ważne są środowisko rówieśnicze, kultura masowa i nasze własne ja. Może być więc tak, że sami sterujemy własnym życiem, zupełnie wbrew uwarunkowaniom domu rodzinnego.

Możemy porównać Polskę do innego państwa w sferze seksualności i rodziny?
Trudno o jakiekolwiek porównania, czy to do Ameryki, czy do krajów europejskich. Każde państwo ma silnie zakorzenioną identyfikację kulturową i historyczną czy własne, odmienne tendencje. W każdym razie Nowego Jorku u nas nie ma.

Niebawem pojawi się nowy model związku: zawierany okresowo. Para będzie decydować, czy chce dalej pozostać w takim układzie, np. po pięciu wspólnie spędzonych latach

W gabinecie jest u mnie coraz więcej singli - mówi Pan w swojej książce. Znak czasów?
Zdecydowanie. Pamiętam jeszcze takie czasy, kiedy kobieta 25-letnia była nazywana starą panną. Gwałtowne zmiany to sprawa zaledwie jednego pokolenia, 20 lat. Wcześniej, kiedy dwudziestokilkulatkowie brali ślub, zwykle szybko pojawiało się dziecko, a właściwie to ciąża była często przyczyną małżeństwa. Teraz pojęcie "stara panna" prawie wyszło z użycia. Są tylko singielki.

Jaka jest różnica między singielką a starą panną?
Ta różnica leży w naszej percepcji. Stara panna to znaczy kobieta niechciana. Dziś to moda decyduje, kiedy i czy w ogóle kobieta zdecyduje się na bycie mężatką. Do wyboru jest przecież jeszcze związek na kocią łapę, a także lesbijski albo gejowski. Wcześniej były one ukrywane, dziś już coraz rzadziej, w przyszłości nie będą ukrywane wcale. Do tego wszystkiego dochodzi u kobiet silny i rozwinięty niedawno pęd do zdobywania wiedzy. Na wydziale habilitacji, gdy zaczynałem pracę, były tylko grupy męskie. A teraz przeważają panie. Są ambitne i zdobywają świetne kwalifikacje. Więc idą do pracy, bo szkoda przecież tych umiejętności na siedzenie w domu. Potem mają apetyt na coraz więcej. Singielstwu sprzyja także zmiana modelu życia. Dawniej przy rodzicach zostawało się jak najdłużej.

Wczesne wyprowadzki to wstyd czy wynik większych ambicji?
W pewnych środowiskach wstyd. Ważny jest dobry samochód laptop, iPhone 5, no i własne mieszkanie. Te pragnienia dotyczą w równym stopniu kobiet i mężczyzn. To nowość.

Aż iPhone 5 w końcu ląduje na biurku w Pańskim gabinecie. Nowy model życia, singielstwo i łatwy seks muszą się skończyć terapią?
Często nowe obyczaje prowadzą do depresji, cierpień, samotności, bo w Polsce singielstwo nie jest filozofią życia.

Gdzie nią jest? W USA?
Tam tak. Pojęcie singla obejmuje dwie kategorie. Pierwsza z nich to styl życia, filozofia. Ktoś ją sobie świadomie, konsekwentnie wybiera. Druga obejmuje takie osoby, które nazywają się singlami i identyfikuję się z tą grupą, dopóki kogoś nie spotkają.

I w Stanach to wybór?
Raczej tak. A w Polsce nie ma niczego dziwnego w tym, że lądują w gabinecie na terapii. Jeżeli ktoś wybiera u nas filozofię bycia singlem, jest przytłoczony polską rodzinnością. W Stanach może Pani być singielką i nikomu nic do tego. Nie ma nawet prawa o to spytać, bo to wynika z kultury. U nas z kolei na każdym kroku słychać pytania: Będziesz miała dzieci? Ale czemu jeszcze nie masz dzieci? Ile dzieci chciałabyś mieć? Do tego dochodzą duże święta. Długie święta. Dużo świąt. Stają się one często przyczyną depresji u osób żyjących w pojedynkę. Wszędzie widać rodziny, a single czują się wyobcowane. To prowadzi do frustracji.

Mówiąc krótko - Polska nie sprzyja singlom.
Absolutnie nie sprzyja!

W którą stronę idzie moda na samotność i jak daleko zabrnie? Ma Pan jakieś własne szacunki w tej sprawie?
Wszystko zmierza do tego, że niebawem będą współistniały w społeczeństwie akceptowane różne modele związków, małżeństw, stylów życia. Łącznie z poligamią. Oczywiście pozostanie taka część społeczeństwa, która będzie świadomie wybierać tradycyjną formę związku. Coraz częściej będziemy też obserwowali zamianę tradycyjnych ról.

Związki okresowe regulowane prawnie?
Dlaczego nie. Rodzaj kontraktu na pięć lat, po którym para decyduje, czy było dobrze i warto kontrakt przedłużyć, myśląc może o dzieciach, czy przeciwnie - trzeba uciekać. To kwestia czasu.

Kolejnych 20 lat?
Dekady, może 15 lat. Proszę pamiętać, że jeszcze 15 lat temu nikt by się nie spodziewał, że związki gejowskie będą mogły zostać zalegalizowane. To zwyczajnie wykraczało poza wszelkie wyobrażenia. Kto mógł przewidzieć, że pastor będzie udzielał ślubów? Albo że można być biskupem gejem? Rewolucja wydarzyła się w tym pokoleniu. Jeśli dodamy do tego przypadek w Brazylii, gdzie zawarto oficjalnie związek poligamiczny, widać wyraźnie, jak szybkie jest tempo przemian od czasu rewolucji seksualnej. To wszystko przyczyniło się podpisania sojuszu Cerkwi z polskim Kościołem.

Kościoły będą razem walczyć np. o eliminację ustawy o związkach partnerskich?
Wspólnie będą starały się eliminować te zmiany obyczajowości, które są coraz szersze w naszej świadomości. Dostojnicy kościelni będą chcieli im przeciwdziałać.

Jak? I czy w ogóle mają szansę?
To dobre pytanie. Pamiętam doskonale wpływ Kościoła katolickiego na świadomość wiernych i jego pozycję w latach mojej młodości. Porównując je do sytuacji obecnej, trudno wyobrazić sobie, żeby istniała szansa na zatrzymanie szybkich zmian obyczajowych i mentalnych. Jeszcze nie tak dawno osoby rozwiedzione nie były przyjmowane na przyjęciach towarzyskich. Dziś takie sytuacje mogą się zdarzyć tylko w bardzo małych ośrodkach. Rewolucja idzie za pośrednictwem internetu i mediów. Kościół zdaje sobie sprawę z tego zjawiska, co widać na przykładzie polityki nowego papieża.

Kościół będzie w końcu zmuszony zaakceptować antykoncepcję?
Musiałby zakwestionować całą doktrynę, która ciągnie się od "Humanae vitae", a nawet od Piusa XII. To może zrobić tylko nowy papież z rozwijających się krajów Trzeciego Świata.

Powiedział Pan, że rewolucja idzie przez internet. W książce jest mowa o związkach zawieranych wirtualnie - Pana zdaniem świetnie się ona sprawdzają.
Proszę wczuć się w sytuację singielki. Ma dobrą pracę, z której wychodzi o godz. 17. Dojrzała już do tego, żeby się z kimś związać. Nie na noc czy tydzień, chce mieć wreszcie towarzysza życia. Gdzie go pozna?

Na przyjęciu firmowym. To gwarancja wspólnych tematów do rozmów, a często także zainteresowań.
Pod warunkiem, że jacyś mężczyźni jeszcze tam są. Pamiętajmy, że w wielu firmach postępuje feminizacja. A więc kurczy się liczba miejsc, w których można kogoś poznać. Co prawda przyjaciółki lubią swatać, ale życie towarzyskie nie jest dziś tak rozbudowane jak dawniej. Kiedyś szło się do teatru i podczas przerwy towarzystwo biegało w antrakcie, żeby się poznać. W dodatku często zawieranie znajomości wiązało się z odgrywaniem ról. Internet daje szansę na większą szczerość.

A nie większą szansę do maskowania się?
Zarówno w rzeczywistym świecie, jak i w sieci można udawać. Wchodząc w relację internetową, kiedy mejlowanie staje się coraz dłuższe i bardziej intensywne, nie sposób grać. Poza tym wirtualna znajomość do niczego nie zobowiązuje - w każdej chwili można kliknąć i ją zakończyć. Dlatego trzeba bardziej się starać. W końcu dochodzi do spotkania w realu ludzi, którzy już dobrze się znają.

Albo znają swoje wyobrażenia o sobie.
Wtedy chodzi o jedną noc. Ale jest grupa internautów, którym chodzi o poważne związki. Zwykle jeśli ktoś poszukuje partnerki na chwilę, mówi o tym wprost.

5 proc. kobiet i 15 proc. mężczyzn szuka miłosnych przygód na portalach społecznościowych. To dużo?
Mężczyźni częściej są zainteresowani znalezieniem partnerki do łóżka i to się nie zmienia. Zresztą łatwiej im się to udaje, zarówno w internecie, jak i w realnym świecie. Między innymi dzięki sfeminizowanemu środowisku pracy. Ale oczywiście i to się zmienia. Czasami panowie wchodzą na portale randkowe i nie ukrywają po prostu swojego celu, jakim jest jedna noc.

Ten cel wszedł już do norm kulturowych i przestaje oburzać?
To wszystko zależy od typu mężczyzny, nie mówiłbym tu raczej o tendencji. Są panowie, którzy piszą: mam 29 lat, interesuje mnie tylko łóżko, jestem sprawnym kochankiem. Inni kupią kwiaty, wysłuchają, zaproszą do kina. Nie jest tak, że nikt już dziś nie chodzi na randki.

Podobno po pięciu minutach ślubu wie Pan Profesor, czy małżeństwo będzie udane?
Nie mam szklanej kuli, ale rzeczywiście, z pewną dozą prawdopodobieństwa mogę przypuszczać, jaka przyszłość czeka młodą parę. Komputer mózgowy rejestruje ogromną ilość danych i przez wiele lat nauczyłem się odczytywać konkretne wzorce zachowań. Na ostatnim ślubie, na który mnie zaproszono, oszacowałem, że związek przetrwa około dwóch lat. Było wyraźnie widać, że to panna młoda bardzo chciała zostać mężatką. Pragnęła mieć cały teatr związany z zamążpójsciem, była zakochana w tej roli. I trafił się człowiek, który zechciał ją odegrać. Ale małżeństwo się rozpadło, bo gdy już to zrobił, przestał być właściwie potrzebny.

Oglądał Pan ślub Aleksandry Kwaśniewskiej?
Nie, ponieważ nie było mnie w tym czasie w kraju. Widziałem tylko jedno zdjęcie. I było na nim wyraźnie widać, że to pani młoda dominuje w tym związku.

Jakie to zdjęcie?
Ona dumnie kroczy w sukni ślubnej, on stoi z boku i się śmieje. Nie znam tego człowieka i nic o nim nie wiem, ale tak to wyczytałem z tej fotografii. Sądzę, że Aleksandra Kwaśniewska w ogóle ma silną osobowość, o czym mogliśmy się przekonać w mediach. Posiada wiele atutów: jest celebrytką, córką prezydenta, a więc osobą o wysokiej pozycji. Skończyła dobre studia, które ułatwiają jej kontakt z ludźmi. A on? Książę małżonek.

Jeśli małżonkowie nie są na tej pozycji, to źle wróży?
Nie musi wróżyć źle. Ale w tym konkretnym przypadku on jest skazany na rolę księcia małżonka. Bardzo trudno byłoby przebić Aleksandrę. Mąż królowej Elżbiety bardzo długo wytrzymał w tej roli i wszystko mu odpowiadało. Jednak wielu mężczyznom ciąży ta rola. Mogą oni w konsekwencji nadinterpretować pewne zachowania czy sygnały. Poza tym otoczenie nieustannie wysyła sygnały, które będą denerwować jego męskie ego. Nie jestem w stanie przewidzieć losów małżeństwa prezydenckiej córki, ale sygnalizuję, że rola księcia małżonka musi być przez niego w pełni akceptowana.

Nie funkcjonuje już pojęcie "starej panny". A co z mezaliansem?
Na ogół podobieństwa wciąż sprzyjają cementowaniu związków. Zarówno podobieństwa wykształcenia, poglądów, jak i materialne. Dawne archetypy wciąż głęboko w nas drzemią i tego nie zmienia upływający czas. Chociaż coraz więcej mężczyzn potrafi w pełni zaakceptować fakt, że to jego żona więcej zarabia, a on się więcej zajmuje dzieckiem. Może to wszystko rozumieć i nowocześnie akceptować, ale stare archetypy będą gdzieś w środku drzemać i od czasu do czasu dawać o sobie znać. Mamy wpisane w historię miliony lat ewolucji i jesteśmy dziedzicami tradycji. Nowa mentalność singli i rewolucja obyczajowa są sprawą jednego pokolenia, a więc bardzo świeżą. Nie jest łatwo w tak krótkim czasie przekreślić całe dziedzictwo. Nawet jeśli jesteśmy bardzo wyzwoleni. Jak wielu innych mężczyzn zareaguje na rolę księcia małżonka? "Pewnie jesteś pod pantoflem". "No, wiadomo, kto u was rządzi".

Co Pan poradziłby pacjentowi z takim syndromem?
Poradziłbym, żeby zbudował swój świat, który daje mu dużo satysfakcji. Znalazł dziedzinę, w której się spełnia. To może być chociażby zbieranie znaczków. Ważne, żeby miał głębokie poczucie własnej wartości. Znałem małżeństwo, w którym żona była członkiem rządu, a o jej mężu nie było wiadomo zupełnie nic. Miał za to silną pozycję na uczelni, więc nie przeszkadzało mu życie w cieniu małżonki.

prof. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog, terapeuta. Niedawno ukazała się jego najnowsza książka "O miłości"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lew-Starowicz: Polska nie jest krajem dla singli. Przytłacza ich rodzinność - Portal i.pl

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki