"Listy do M. 4" [RECENZJA]. Tomasz Karolak powraca jako szalony Mel! Warto obejrzeć kontynuację kultowej komedii TVN?

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
"Listy do M. 4" miały mieć w listopadzie 2020 roku swoją kinową premierę, ale od kilku miesięcy kina są zamknięte i chyba nikt nie wie, kiedy pandemiczne restrykcje zostaną zniesione. Cierpią na tym kiniarze, filmowcy, ale też widzowie. Nic dziwnego, że ostatecznie telewizja TVN zdecydowała się udostępnić "Listy do M. 4" na platformie Player. Oceniamy!

"LISTY DO M. 4" - RECENZJA

Wiele osób dziwi się, że telewizja TVN postanowiła nie czekać z premierą "Listów do M. 4" na ponowne otwarcie kin bądź przesunąć premierę na koniec 2021 roku. Oczywiście, kina by na tym zyskały, ale sam TVN już niekoniecznie, bo podejrzewam, że umowy dotyczące lokowania produktów musiały zostać wypełnione, a wobec reklamodawców nie ma zmiłuj. Hajs się zgadzać musi. Zyskują na tym widzowie, bo zamiast płacić za bilet do kina, mogą obejrzeć nowe "Listy do M." wykupując podstawowy dostęp do Playera.

TVN postanowił po ponad trzech latach reaktywować markę "Listy do M.". Nie ma w tym niczego dziwnego, bo poprzednie podejścia do świątecznych filmów, czyli "Miłość jest wszystkim" i "1800 gramów", okazały się produktami ciężkostrawnymi do tego stopnia, że nawet pochłaniacze tvnowskiej masówki machali głowami z niezadowolenia. W tej sytuacji postawienie na sprawdzoną formułę, w której właściwie wystarczyło wymienić jedynie niektóre elementy układanki, okazało się strzałem w dziesiątkę.

Czy "Listy do M. 4" oferują coś nowego w porównaniu ze swoimi poprzednikami? O dziwo, gdy przebrnie się przez dość toporny początek i oczywiście przymknie oko na długą reklamę Apartu, Arkadii i jeszcze innych podmiotów, okazuje się, że reżyserujący tę część Patrick Yoka rzeczywiście ma jakiś pomysł na historię. Nowe "Listy do M." momentami wręcz mają ambicję być Polaków portretem własnym, co nie powinno dziwić, bo przecież Yoka to też jeden ze współtwórców "Świata według Kiepskich", gdzie początkowo również starano się punktować i jednocześnie śmiać z przywar Polaków.

OGLĄDAJ seriale i programy TVN bez reklam w ofercie player+

Dlatego też najciekawsze są te historie, gdzie obserwujemy prawdziwe potyczki z rzeczywistością, jak chociażby wątek Kariny (Agnieszka Dygant) i Szczepana (Piotr Adamczyk), którzy po trzech latach mieszkania w bloku orientują się, że kompletnie nie znają swoich sąsiadów. Trafna diagnoza współczesności, gdzie każdy zamyka się w swoim domu i odcina od innych. Show znowu kradnie Tomasz Karolak jako Mel, który tym razem musi zmierzyć się z korporacyjnymi absurdami i kretynizmami poprawności politycznej. Niestety nie da się skomplementować wątku Wojtka (Wojciech Malajkat) i Agaty (Izabela Kuna), który jest zrealizowany bez pomysłu, męczy i właściwie niczego nie wnosi do całości. Podobnie źle patrzy się na ekranowe poczynania Borysa Szyca i Magdaleny Różczki, gdzie jedynym ratunkiem okazuje się być niedostatecznie wykorzystana przez scenarzystów postać ciekawej policjantki Moniki, w którą wcieliła się charyzmatyczna Vanessa Aleksander. Ta dziewczyna ma moc. Aż chciałoby się powiedzieć - więcej!

Warto też zwrócić uwagę na pewne niedopowiedzenia względem poprzednich części. Szkoda, że niektórzy bohaterowie, jak chociażby córka Kariny i Szczepana czy adoptowana córka Wojtka, zostali niejako wymazani z filmowego świata "Listów do M.", bo nie pojawiają się o nich żadne wzmianki, co w tak ważnym dniu jak wigilia, wydaje się być wręcz niedopuszczalne. Za to na plus należy zaliczyć zakończenie, gdzie nie wszyscy bohaterowie cieszą się happy endem. Niektórym przyjdzie spędzić święta na smutno, co dodaje pazura i pewnej prawdziwości tej opowieści.

"Listy do M. 4" to zaskoczenie, bo okazało się, że z marki, która sprawiała wrażenie całkowicie wyeksploatowanej, udało się wycisnąć jeszcze coś nowego. Oczywiście, główny zamysł na film nie ulega zmianie i wciąż jest to ciepła, miła i prosta opowieść o potędze miłości, przyjaźni i wspólnoty, ale tym razem twórcy pokusili się dodać do tego szczyptę naszej swojskiej, gorzkiej, polskości, co wyszło tytułowi na dobre. Całość jest zabawna, akcja jest wartka, dialogi są dowcipne, a Janusz Chabior po prostu musi powrócić w piątej części. Bo to, że "Listy do M. 5" powstaną, chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 1 lutego 2021 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn