Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Litwa: w obronie polskich szkół

Sławomir Sowa
Demonstracja polskiej młodzieży w Wilnie przeciwko decyzjom rządu, uderzającym w polską oświatę
Demonstracja polskiej młodzieży w Wilnie przeciwko decyzjom rządu, uderzającym w polską oświatę Marian Paluszkiewicz / "Kurier Wileński"
Z Andrzejem Piwnickim, łodzianinem, który sześć lat pracował na Litwie, a teraz walczy o prawa polskiej mniejszości, rozmawia Sławomir Sowa

Geografia i historia Litwy po litewsku, do tego nowy przedmiot - wychowanie patriotyczne - także po litewsku. Takie zmiany w polskim szkolnictwie na Litwie wprowadzają od września władze Litwy. Polacy gwałtownie protestują. Czy to rzeczywiście takie groźne kroki dla polskiej mniejszości?
Może same w sobie nie byłyby one takie groźne, gdyby nie fakt, że te zmiany wpisują się w cały ciąg działań, wymierzonych przeciwko Polakom na Litwie i trwają praktycznie od 20 lat, czyli od odzyskania przez Litwę niepodległości. O tych sprawach mało się w Polsce mówiło, przymykano na to oko.

Co Pan ma na myśli?
Najgłośniejsze sprawy to zwrot ziemi Polakom, prawo do pisowni po polsku polskich nazwisk i nazw oraz polska oświata, ale tych problemów jest dużo więcej. Sprawa zwrotu ziemi, zagrabionej przez Sowietów, została już właściwie przegrana. Najlepsze działki dostali osadnicy litewscy, przybyli z ziemi rdzennie litewskiej, Polakom z Wileńszczyzny oddano jakieś skrawki, na których często nawet nie można się pobudować. Została oświata - główny bastion polskości. Takie zagrożenie, jakie dziś czują polskie dzieci na Litwie, odczuwały dzieci we Wrześni w zaborze pruskim, kiedy zastrajkowały w obronie prawa do modlitwy w języku polskim.

Do tej pory w polskich szkołach na Litwie język litewski był nauczany jako język obcy. To musiało drażnić Litwinów...
To był stan, odziedziczony jeszcze po Sowietach. Ale trzeba zaznaczyć, że było to ciężko wywalczone. Znam ludzi, którzy pojechali wtedy do Moskwy, sądząc, że nie wrócą. Ale się udało i to polskie szkolnictwo zostało wtedy odtworzone.

Bo było to po myśli Sowietów, którzy rozgrywali etniczną kartę z Litwinami...
I myślę, że dzisiaj też mamy z tym do czynienia. W dużej mierze antypolonizm Litwinów jest inspirowany z Moskwy.

Litwini pewnie nie zgodziliby się z tą diagnozą. Chyba przyczyną jest raczej sam litewski nacjonalizm, dość młody i rozpaczliwie szukający tożsamości narodu i państwa...
Oczywiście, że tak. Ale ja uważam, że sytuacja, w jakiej znaleźli się dziś Polacy na Litwie, jest w pewnej mierze zawiniona także przez Polskę. Już na samym początku niepodległości Litwy, kiedy powstawał ruch Sajudis, było widać mocny impuls antypolski, który objawiał się między innymi tym, że Polaków do Sajudisu nie przyjmowano. Zamiast wtedy stworzyć tolerancyjne państwo wielonarodowe, stworzono państwo, które jest kontynuacją międzywojennej Litwy kowieńskiej, Litwy, która wynarodowiła 300 tysięcy Polaków. I tutaj chciano zrobić to samo. Dzisiejsza Litwa to nie jest Litwa Sienkiewicza i powstań. To Litwa nastawiona wrogo do Polaków i Polski. Ponad 90 procent materiałów, które ukazują się w litewskich mediach, ma negatywny wydźwięk na temat Polski i Polaków.

Wróćmy jeszcze do polskiej oświaty. Dlaczego kroki litewskie są odbierane jako zagrożenie?
Ponieważ gdyby Litwini chcieli, aby Polacy jeszcze lepiej poznali ich język i kulturę, mogliby wprowadzić więcej zajęć fakultatywnych. Wybrali przymusową naukę części przedmiotów po litewsku. W którym kierunku to wszystko zmierza, pokazuje niedawna sprawa Kasi Andruszkiewicz, Polki, która chodzi do litewskiego gimnazjum w Solecznikach. Dziewczyna wygrała mocno nagłośniony konkurs "Następstwa polskiej okupacji w Litwie Wschodniej". W swoim wypracowaniu opisuje, że język polski i polskie napisy na Wileńszczyźnie to skutki polskiej okupacji, dziwi się, że Polacy na Litwie świętują polskie święta. Dodaje, że Litwini na Wileńszczyźnie czują się jak pod polską okupacją i zwraca się do państwa litewskiego, żeby zrobiło z tym porządek i pomogło jej w likwidacji skutków polskiej okupacji. To pokazuje, w jakim kierunku idą litewskie zmiany w oświacie. Indoktrynacja na poziomie Pawki Morozowa, chłopaka, który w Sowietach zadenuncjował własnych rodziców i był uznawany za wzór dla młodego pokolenia. Takich przykładów jest więcej. Litewski portal cytuje wypowiedź nauczyciela plastyki w szkole w Ejszyszkach, że polskie przedszkola w rejonie solecznickim "wychowują Hitlerjugend", a nauczyciel historii w litewskim gimnazjum w Solecznikach nazywa polskie szkoły w rejonie solecznickim "rozsadnikami elementu antypaństwowego" i "wylęgarnią piątej kolumny". W tych dwóch ostatnich wypadkach polscy posłowie do Sejmu litewskiego złożyli zawiadomienie do prokuratury.

Dlaczego takie działania nasiliły się akurat teraz?
Do władzy dostali się radykałowie, do tego na Litwie bardzo wyraźnie widać kryzys gospodarczy. Z kryzysem nie bardzo wiadomo jak walczyć, więc wyciąga się kartę rozgrywki z Polakami. Ale szkolnictwo polskie ograniczano już od dawna. Zlikwidowano na przykład obowiązkowy egzamin maturalny z języka polskiego w polskich szkołach. Można go zdawać jako fakultatywny, ale wynik już nie liczy się do średniej na maturze, a zatem nie jest też brany pod uwagę przy naborze na studia. Obniżono więc celowo status języka. Do tego trzeba dodać, że Polacy świetnie znają język litewski. Są na cenzurowanym, więc muszą się starać bardziej niż Litwini. Zresztą na studia dostaje się proporcjonalnie więcej absolwentów ze szkół polskich niż litewskich, co też o czymś świadczy.

Czy uważa Pan, że możliwe są kolejne kroki, wymierzone w polskie szkolnictwo, powiedzmy za kilka lat?
Tak, to bardzo możliwe, o ile nie będzie stanowczej reakcji ze strony Polski i lobbowania przez oddolne ruchy obywatelskie.

Nie odnosi Pan wrażenia, że przegrywamy na Litwie wszystko co się da? Litwini przeforsowali zakaz używania dwujęzycznych tablic nie tylko na urzędach i instytucjach, ale i na prywatnych domach. Ludzie karani są grzywnami za nieprzestrzeganie tego zakazu. W maju Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu orzekł, że Litwa ma wolną rękę w sprawie stosowania litewskiej pisowni polskich nazwisk.
Wydaje się to niewyobrażalne w kraju Unii Europejskiej, ale tak właśnie jest. Niemniej sytuacja nie jest przegrana, bo Polacy są równie uparci jak Litwini. Jest przepis, są grzywny, a tablice wiszą albo są wieszane na nowo tam, gdzie Litwini je zdejmują. Jest to akt nieposłuszeństwa obywatelskiego. I tutaj Litwini zorientowali się, że nie wygrają.

Czy my czegoś nie przespaliśmy przez tych 20 lat, czy prowadzimy właściwą politykę wobec Litwy? Kilka miesięcy temu prezydent Komorowski pojechał na Litwę na obchody ich święta niepodległości. Może nie powinien był jechać?
Jesteśmy zbyt mało zdecydowani. Przez tych 20 lat rozpieściliśmy Litwinów. Od mniejszości polskiej ważniejsze były inne interesy. Problemy zamiatało się pod dywan. Działo się tak niezależnie od tego, kto akurat sprawował rządy. Były oczywiście ruchy, wspierające polską mniejszość, ale one miały charakter symboliczny, nie dążyły do rozwiązania źródeł konfliktu. Powstaje wrażenie, jakbyśmy się pogodzili, że Polacy na Litwie z czasem się zasymilują, czyli nazywając rzeczy po imieniu - zostaną wynarodowieni. To jest strategia, realizowana odgórnie na poziomie państwa litewskiego. My również powinniśmy na poziomie państwa zadbać o 250 tysięcy Polaków na Litwie. Powinien powstać jakiś zespół, który postawiłby sobie za cel nie jakieś ruchy pozorne, ale na przykład ustanowienie języka polskiego jako języka lokalnego ze wszystkimi tego konsekwencjami. To rozwiązałoby inne problemy, jak pisownia nazwisk, nazewnictwo ulic, polska oświata.

Jutro odbędą się demonstracje w obronie polskiego szkolnictwa. Co będzie, jeśli Litwini się nie ugną?
Możliwe, że we wrześniu dyrektorzy polskich szkół będą twardo realizować dotychczasowy program, ignorując nowe litewskie zarządzenia. Jeśli to spowoduje reakcję władz litewskich, nie wykluczam, że dojdzie do strajku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Litwa: w obronie polskich szkół - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki