Jeszcze dwa sezony temu w każdej przerwie w rozgrywkach - czy to zimowej, czy letniej - przez drużynę ŁKS przewijało się kilkudziesięciu kandydatów do gry, którzy w zdecydowanej większości zupełnie nie nadawali się do gry na tym poziomie. W dwóch ostatnich okresach transferowych szef departamentu sportu Tomasz Wieszczycki i współpracujący z nim Tomasz Kłos odeszli od tego, praktycznie nie zapraszając na testy nikogo.
Jednak znów do ŁKS przyjeżdżają zawodnicy, którzy szukają pracy - byli już Polacy z niższych lig, był Bułgar z ligi białoruskiej, a teraz są m.in. Ormianin i Czarnogórzec. I już dziś wiadomo, że mają małe szanse, by podpisać kontrakt z ŁKS. Dlaczego? Bo piłkarz z zagranicy, który godzi się na testy piłkarskie, najczęściej... jest słaby.
Trenerzy niemal wszystkich polskich klubów bez przerwy narzekają, że w każdym meczu sparingowym muszą testować piłkarskich nieudaczników. W Widzewie ostatnio był m.in. Niemiec z rezerw klubu, który gra w szóstej lidze. Do dziś powtarzane są anegdotki o tym, jak w jednym z klubów przez przypadek w meczu sparingowym zagrał nie tylko testowany piłkarz z Afryki, ale również... jego czarnoskóry menedżer.
Na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy zagranicznych, którzy przyjechali na testy, podpisali kontrakty, a później zostali gwiazdami ekstraklasy. Głównie dlatego, że decyzja o ich zatrudnieniu bądź pożegnaniu zapada najczęściej po jednym meczu, a czasem nawet po połowie. Zdarza się zatem, że dobry piłkarz wypadnie przeciętnie, a słaby - dobrze. Ryzyko pomyłki jest bardzo duże.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?