Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: bohaterskie dzieci nagrodzone przez strażników

Agnieszka Jasińska
Kamila i Mateusz nie wyobrażają sobie, że mogliby postąpić inaczej. Cieszą się, że pomogli małemu Czarkowi.
Kamila i Mateusz nie wyobrażają sobie, że mogliby postąpić inaczej. Cieszą się, że pomogli małemu Czarkowi. Krzysztof Szymczak
11-letnia Kamila i 12-letni Mateusz z Łodzi zauważyli 5-letniego Czarka, który przez kilka godzin błąkał się koło boiska szkolnego. Postanowili pomóc. Wzięli chłopca za rękę i zaprowadzili na najbliższy posterunek straży miejskiej.

Mateusz na dwunaste urodziny dostał kajdanki. Takie prawdziwe, w jakich policjanci prowadzą bandytów do aresztu. To było jego największe marzenie. Wcale nie było łatwo je kupić. Kiedy mama chłopca poszła po nie do sklepu, musiała podać dane z dowodu osobistego. Teraz kajdanki leżą na honorowym miejscu na biurku. Mateusz jest z nich bardzo dumny. Tak samo jak jego mama jest dumna z dzielnego syna.

12-letni Mateusz wraz z rok młodszą koleżanką w ostatnią niedzielę pomogli pięcioletniemu Czarkowi. Chłopiec błąkał się koło boiska szkolnego na łódzkiej Dąbrowie. Zapomniał drogi do domu. Mateusz i Kamila wzięli go za rękę i zaprowadzili na najbliższy posterunek straży miejskiej. Maluch płakał, ale Kamila go pocieszała. Mama 11-latki jest dzisiaj pewna: jej córka jest bardziej odpowiedzialna od niejednego dorosłego.

Tej niedzieli Kamila i Mateusz nie zapomną długo. Akurat bawili się koło boiska przy ul. Anczyca w Łodzi. I zauważyli małego chłopca, który wyglądał, jakby się zagubił.

- Zastanawialiśmy się, co z nim zrobić. Wiedzieliśmy, że nie możemy go zostawić samego. Przyszło nam do głowy, że strażnicy miejscy mogą nam pomóc. Mieli niedaleko posterunek. Dlatego postanowiliśmy zaprowadzić Czarka właśnie tam - opowiada Mateusz.

- Maluch nie był wystraszony. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje. Nie potrafił wrócić do domu - dodaje Kamila. - Kiedy zaprowadziliśmy go do strażników, to się rozpłakał ze strachu. Może się przestraszył mundurów. Ja mu wtedy zaczęłam tłumaczyć, że nic złego mu się nie stanie, że pojedzie do domu i że wszystko będzie dobrze.

Na posterunek maluchy zgłosiły się o godz. 16.40. Strażnicy miejscy szybko ustalili adres zamieszkania Czarka i zawieźli go radiowozem do domu. Niestety, w mieszkaniu nie było nikogo dorosłego. Zastali tylko 17-letnią siostrę Anię. Dziewczyna chodzi do liceum. Tłumaczyła, że Czarek zniknął z mieszkania, kiedy ona poszła do toalety.

- Ale dopiero po przyjeździe strażników zadzwoniła po babcię, która musiała wrócić z działki. Strażnicy czekali na nią. Babcia jest opiekunem prawnym chłopca. Tłumaczyła, że wyszła z domu tylko na chwilę, żeby pojechać na działkę, a w tym czasie chłopcem miała zająć się siostra. Niestety, dziewczyna nie zaopiekowała się Czarkiem tak jak należy. Chłopiec wyszedł z mieszkania przed blok, zgubił się, nie potrafił wrócić. Błąkał się po osiedlu przez kilka godzin. Niestety, żaden z domowników w tym czasie nie próbował go szukać - opowiada Radosław Kluska z łódzkiej straży miejskiej.

Mateusz jest bardzo dobrze znany strażnikom miejskim z posterunku przy ul. Rydla w Łodzi. Chłopiec dość często tam zagląda albo dzwoni.

- Bo jak się dzieje coś złego, to zawszę idę do strażników. Kiedy ktoś się na przykład bije albo leży na ulicy. Najgorsi są dorośli - wypiją alkohol i potem bardzo dziwnie się zachowują. Biegnę wtedy na posterunek, żeby im nic złego się nie stało. Dobrze, że mam blisko do strażników - mówi Mateusz.

12-latek chwali się, że ma wujka policjanta.
- Cała nasza rodzina ma korzenie policyjne. Policjantami byli też dziadek i pradziadek Mateusza - mówi pani Agnieszka, mama chłopca. - Na dwunaste urodziny kupiłam synowi kajdanki. Marzył o nich. Chciał, żeby były prawdziwe, nie żadna zabawka. Jak je kupowałam, to musiałam podać dane z dowodu osobistego. Kosztowały aż 100 zł. Ale bardzo się z nich ucieszył. Bo Mateusz naprawdę interesuje się pracą policji i straży miejskiej. Pyta na przykład wujka, z jakiego artykułu zatrzymuje przestępców, przeprowadza z nim wywiady. Bardziej to go interesuje niż zabawa samochodami. Ma w domu kilka aut zdalnie sterowanych, ale bawi się nimi najwyżej 10 - 15 minut, potem już go to nudzi i woli zająć się czymś bardziej konkretnym.
Oprócz kajdanek 12-latek trzyma także w swoim pokoju gaz pieprzowy i metalowy pistolet.
- Teraz chciałbym jeszcze mieć pałkę, taką prawdziwą policyjną. Może dostanę na następne urodziny... - zastanawia się Mateusz.

Pani Agnieszka jest bardzo dumna z syna.
- Mateusz jest bardzo pomocnym dzieckiem. Reaguje zawsze, gdy coś się dzieje. Nie robi tego dla pochwał. On to robi sam dla siebie, wie, że tak trzeba - mówi mama chłopca.

Także mama Kamili nie może się nachwalić córki.
- Jestem bardzo szczęśliwa, że Kamilka pomogła pięcioletniemu chłopcu. Zrobiła to pierwszy raz. Nigdy wcześniej nawet nie była w straży miejskiej. Jestem przekonana, że dzieci często są bardziej odpowiedzialne niż dorośli. Moja córka to właśnie udowodniła - podkreślała pani Ania, mama Kamili.

Mateusz, jak dorośnie, chce zostać strażnikiem miejskim. Jest tego pewien. - Podoba mi się ten zawód, podoba mi się łapanie złodziei i pomaganie innym - podkreśla chłopiec.

Kamila jeszcze dokładnie nie wie, co chciałaby robić w przyszłości.- Zostanę albo strażniczką miejską, albo fryzjerką. Jeszcze nie mogę się zdecydować. Fajnie jest pomagać innym, ale lubię czesać, szczególnie mamę. Wymyślam jej różne fryzury i ona się bardzo cieszy. I zawsze jej się podoba - mówi Kamila.

W wolnym czasie 11-latka gra w piłkę nożną razem z kolegami, także z Mateuszem.
- Najpierw jednak odrabiam lekcje i dopiero potem idę na boisko - podkreśla dziewczynka.
Mateusz oprócz piłki nożnej lubi też czytać książki.

- Bo dużo się z nich uczę. Ostatnio przeczytałem "Pinokia". To książka o tym, że nie wolno kłamać - mówi chłopiec.

W nagrodę za zachowanie Dariusz Grzybowski, komendant łódzkiej straży miejskiej, zaprosił Kamilę i Mateusza do głównej siedziby straży miejskiej przy ul. Kilińskiego w Łodzi. Pokazał im pracę strażników miejskich, oprowadził po budynku. Mateusz i Kamila byli zachwyceni. Poza tym dostali od komendanta maskotki, plecaki i kolorowanki.

- Chciałbym, żebyście w przyszłości także byli tak dzielni jak teraz. Postąpiliście bardzo odpowiedzialnie. I zostaliście nagrodzeni właśnie za to, że nie zbagatelizowaliście sytuacji, jaką zauważyliście. Bardzo dobrze się stało, że przyprowadziliście dziecko do służb, które mogą pomóc - podkreślił Grzybowski. - Niestety, nieczęsto zdarzają się takie przypadki, kiedy dzieci interweniują, gdy coś złego się dzieje. Liczymy, że teraz inni wezmą przykład z Kamili i Mateusza.

Piotr Czyżewski, p.o. naczelnik oddziału prewencji łódzkiej straży miejskiej, podkreśla, że w ogóle nie przypomina sobie sytuacji, kiedy to dzieci pomogłyby innym dzieciom.

- Dlatego rodzice Kamili i Mateusza mogą być z nich naprawdę dumni - podkreśla Czyżewski. - Jedyne interwencje, dotyczące dzieci, jakie mieliśmy to wtedy, kiedy sąsiedzi dzwonili do nas i informowali, że dzieci w mieszkaniu obok są bez nadzoru albo pod opieką pijanych rodziców. Albo kiedy ktoś widział, że pijana matka czy ojciec spacerują z wózkiem, ledwo trzymając się na nogach. Jednak za każdym razem to dorośli reagowali.
Czyżewski dodaje jednak, że w przedszkolach i szkołach straż miejska prowadzi wiele programów edukacyjnych i uczy dzieci, jak zachować się w danej sytuacji, jak wezwać pomoc, gdzie zadzwonić.

- Dlatego coraz częściej słyszy się, że gdzieś w kraju mały chłopiec zadzwonił po straż miejską, gdy się paliło albo wezwał pogotowie. Mam nadzieję, że takich przypadków będzie coraz więcej - podkreśla Czyżewski.

A co dalej z Czarkiem? Maluch mieszka przy ul. Felińskiego w Łodzi. Okazuje się, że rodzina jest dobrze znana Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Łodzi.

- Jednak pracownik socjalny, współpracujący z rodziną, do chwili obecnej nie miał większych zastrzeżeń, dotyczących jej funkcjonowania. Mając jednakże na względzie dobro chłopca, zostaną podjęte działania, mające na celu objęcie rodziny wzmożonym nadzorem - powiedziała Elżbieta Jaszczak, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi.

Także dzielnicowy straży miejskiej dostał zadanie uważnego przyglądania się rodzinie. Poza tym funkcjonariusze dwa dni po zdarzeniu odwiedzili dom Czarka.

- Przekonaliśmy się, że to jest normalny dom. Chłopiec ma bardzo fajne zabawki, jest zadbany, dobrze ubrany - opowiada Anna Jasińska, kierownik referatu profilaktyki społecznej łódzkiej straży miejskiej.

- Odwiedziłam rodzinę bez żadnej zapowiedzi. Babcia akurat gotowała obiad, na stole były i pomidory, i ogórki. W domu była też 17-letnia siostra Czarka - Ania. Rodzina zrobiła na mnie dobre wrażenie. Czarek to bardzo żywe i wesołe dziecko. Od razu chciał się ze mną bawić, pokazał mi wszystkie swoje zabawki. Przyniósł mi nawet swojego kota i położył na kolanach. Jednak cały czas będziemy się przyglądać rodzinie. W najbliższych dniach mam zamiar jeszcze raz ich odwiedzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki