Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź była stolicą polskiego big bitu! Trubadurzy, No To Co i inni!

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Łódź była stolicą polskiego big-bitu. Tu powstały najpopularniejsze wtedy w kraju zespoły „Trubadurzy” i „No To Co”. Teraz świętują swoje 55-lecie. Potem łódzki zespół „Happy End” śpiewał wielki przebój „Jak się masz kochanie”. W latach dziewięćdziesiątych nastał czas wielkiej popularności „Ich Troje”,

Nazwa z telewizji

O „No To Co” świat usłyszał 5 grudnia 1967 roku. Wystąpił telewizyjnym programie „Młodzieżowy Klub Piosenki – Po szóstej" . Grał wówczas pod nazwą „Grupa Skifflowa Piotra Janczerskiego". Chłopcy z Łodzi zaśpiewali „Gwiazdkę z nieba”.Zespół bardzo spodobał się telewidzom, ale nie miał tak naprawdę nazwy. Ogłoszono konkurs na nią. Napłynęło piętnaście tysięcy kuponów z różnymi propozycjami nazwy zespołu. Proponowano na przykład, by łódzka grupa nazywała się „Szli do wsi”.

Ale jakaś dziewczyna z Warszawy wymyśliła, byśmy się nazywali „No To Co” i tak zostało – opowiadał Aleksander Kawecki, jeden z członków zespołu. - Nawet już nie pamiętam jak ta dziewczyna miała na imię. Ale została naszą matką chrzestną.

Oprócz Piotra Janczarskiego i Aleksandra Kaweckiego pierwszy skład grupy „NoTo Co” tworzyli: Jerzy Grunwald, Jerzy Rybiński, Jan Stefanek, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkowski.. Z poza Łodzi był tylko Jerzy Grunwald. Piotr Janczerski odnalazł go w Katowicach. Był najmłodszy w zespole. Miał 17 lat i szybko stał się idolem wielu dziewczyn, które kochały się w nim na zabój.
„No To Co” zdobyło błyskawicznie wielką popularność. Wielkim hitem okazała się piosenka „Te opolskie dziouchy". Kiedy ją zaśpiewali w Opolu to oszalał cały amfiteatr.

- O mały włos ludzie nie spalili by amfiteatru – wspomina Aleksander Kawecki. - Wyciągnęli bowiem gazety i zaczęli je podpalać! Groźnie to wyglądało.

Nie dostali paszportu..

Zespół miał szanse, by zrobić międzynarodową karierę. Na targach płytowych Midem w Cannes podszedł do nich menadżer znanego francuskiego piosenkarza Johna Hollydaya. Chciał podpisać z nimi kontrakt, by występowali przed koncertami gwiazdy z Francji.

Ale my mieliśmy paszporty na trzy dni! - mówił nam Jerzy Rybiński. - Z kontraktu nic nie wyszło...

Przez wizy nie pojechali na koncerty do Japonii, Australii. Kłopoty paszportowe sprawiły, że nie popisali kontraktu w Anglii. Musieli wracać do Polski, by dać koncert w województwie białostockim...

W 1970 roku z zespołu odszedł jego pomysłodawca i założyciel Piotr Janczerski. Założył „Bractwo kurkowe", ale nie odniosło sukcesów na miarę „No To Co”. Potem współpracował m.in z zespołem „Babsztyl”. Piotr Janczerski zmarł w 2018 roku.
W tym samym 1970 roku zespół opuścił też Jerzy Grunwald. M.in założył własny zespól „En Face", potem zaczął karierę solową. Wyjechał do Szwecji, do Stanów Zjednoczonych. Ale wrócił do Polski. Mieszka w Warszawie, ma własne studio nagrań. Dalej śpiewa, wydaje płyty.

Śpiewali na mundialu

W 1974 roku „No To Co” nagrało piosenkę na mundial w Niemczech, „Po zielonej trawie piłka goni” który stał się szybko przebojem wśród polskich kibiców. W tym samym roku „No To Co”
opuścił Jerzy Rybiński.

Zawsze chciałem grać z moim bratem Andrzejem – wyjaśnia Jerzy Rybiński. - Zostałem członkiem zespołu „Andrzej i Eliza”. W moje miejsce do „No To Co” przeszedł Czesio Mogieliński. Zamieniłem się z nim miejscami.

Potem Jerzy Rybiński zaczął solową karierę. Nagrał kilka przebojów. M.in „Deszcz w obcym mieście"czy „Już zapominam cię jak sen”. Ma na swym koncie kilka solowych płyt. . W 1974 roku grupę opuścił jeszcze Jerzy Krzemiński. Założył własny zespół. Potem wyjechał do Kanady, gdzie miał rodzinę.

„No To Co” koncertowało do 1981 roku. Stan wojenny zastał ich Stanach Zjednoczonych. Jan Stefanek został za oceanem. Może się poszczycić tym, że grał m.in w zespole akompaniującym Frankowi Sinatrze. Aleksander Kawecki koncertował z różnymi zespołami w Niemczech, Szwajcarii. Szwecji. W tym ostatnim kraju zatrzymał się na północy, w Kirunie. Nie mógł wytrzymać panującego tam zimna, padającego ciągle śniegu . W 1982 roku wrócił do Łodzi. Potem jeszcze wyjeżdżał zarabiać do Niemiec. W Chicago umarł Bogdan Borkowski...W 1993 roku Jerzy Krzemiński wrócił do Polski i wpadł na pomysł, by reaktywować „No To Co”. Pierwszy koncert po przerwie zagrali w Toruniu. Potem w Krakowie, Rawie Mazowieckiej...Od tego czasu koncertują z małymi przerwami, choć Jurek Krzemiński wrócił do Kanady. Pojawili się nowi członkowie jak grający na instrumentach klawiszowych Michał Makulski i Zbigniew Brzeziński.

"Trubadurzy" z miasta Łodzi
„Trubadurów” też założyli chłopcy z Łodzi. Sławek Kowalewski i Krzysztof Krawczyk znali się ze szkoły. Razem chodzili do liceum. Mariana Lichtmana poznali na spotkaniach z piosenką, gdzie stawiali pierwsze kroki estradowe i marzyli o wielkiej karierze. Akurat cały świat zwariował na punkcie zespołu The Beatles. Chłopcy z Łodzi chcieli być jak ci z Liverpoolu.

Mieliśmy stworzyć kwartet na wzór tego z Liverpoolu – wspomina Sławomir Kowalewski. – Wszyscy mieli grać i śpiewać.

Tu pojawiły się problemy. Każdy z chłopaków chciał być ....solistą.

– Ze Sławkiem znaliśmy się już wcześniej, bo byliśmy takimi Elvisami Presleyami tamtych czasów – wspomina Marian Lichtman. – Śpiewaliśmy na wspomnianych „Spotkaniach z piosenką”. Pokazał się na nich Krzysio Krawczyk. Założyliśmy zespół w którym wszyscy byliśmy solistami. . Sławek był gitarzystą, musiał przerzuć się na bass. Krzysiek też wziął się za gitarę. A ja zostałem śpiewakiem i też gitarzystą. Ale potrzebny był jeszcze perkusista. Tu pojawił się problem. Perkusista nie śpiewał. Ja miałem ambicję być solistą...

Rolmops na cztery,,,

Pierwsze koncerty dawali „Pod Siódemkami”. W łódzkiej telewizji śpiewali piosenki swoje i Beatlesów. Jako pierwsi w Polsce zaczęli śpiewać akordami. W 1966 roku wygrali ze „Skaldami” opolskie debiuty.

W pierwszym składzie „Trubadurów” oprócz Krzysztofa Krawczyka, Sławomira Kowalewskiego i Mariana Lichtmana grał jeszcze Bogdan Borkowski i Jerzy Krzemiński, który potem odeszli do łódzkiej konkurencji, czyli „No To Co”. Krótko w „Trubadurach” śpiewała także Sława Mikołajczyk. Pierwszym przebojem zespołu były „Słoneczniki, kwiaty” z muzyką Sławomira Kowalewskiego.
Kiedyś „Trubadurów” zobaczył Ryszard Poznakowski, który pisał piosenki i występował w „Czerwono - Czarnych”. Był też kierownikiem Telewizyjnej Giełdy Piosenki. Przyjechał, by zaangażować ich do programu. Ale kiedy spotkał Sławka, Krzyśka i Mariana sam zaangażował się do ich zespołu. Potem skomponował wiele przebojów „Trubadurów’.

– Pojechaliśmy na „obóz integracyjny” do Karpacza – wspomina Ryszard Poznakowski. – Finansowałem ten wyjazd, ale zaczynało brakować pieniędzy. Za ostatni grosz kupiłem rolmopsa. Żyletką, równo dzieliliśmy go na cztery części..

Kostiumy od Kobylińskiego

Samą nazwę „Trubadurzy” wymyślił Sławomir Kowalewski. Jego kolega Bogdan Borkowski zajrzał do encyklopedii i powiedział, że są tacy wędrowni muzycy, jak trubadurzy, skaldowie czy minnesingerzy.

– Nie wiedziałem, że jest już zespół Skaldowie – twierdzi Sławomir Kowalewski. – Ale mnie najbardziej spodobała się nazwa Trubadurzy. Tak fajnie brzmiała. Była idealna dla nas I zostaliśmy „Trubadurami”.

Pierwszy wielkim hitem zespołu były „Krajobrazy”. Płyta o tym tytule rozeszła się w ilości 120 tysięcy egzemplarzy. W sumie nagrali sześć złotych krążków i dwa platynowe.

„Trubadurzy” byli pierwszym polskim zespołem do którego każdej piosenki wymyślano choreografię. Mieli też charakterystyczne stroje. Projektował je sam Szymon Kobyliński. Nawiązywały one do muszkieterów, bohaterów książek Aleksandra Dumasa.
U szczytu popularności Ryszard Poznakowski zachorował. Nie mógł występować z zespołem. A tu były podpisane kontrakty. Wtedy do zespołu doszła solistka „Amazonek” z Poznania, Halina Żytkowiak. Potem Poznakowski wrócił do „Trubadurów”, a piosenkarka w nim pozostała. Została nawet żoną Krzysztofa Krawczyka.

Bywało, że „Trubadurzy” spędzali w trasie 360 dni w roku. Do domu wracali na Boże Narodzenie, bo na Wielkanoc nie zawsze. Objechali wzdłuż i w szerz Związek Radziecki. Z dumą opowiadają, że występowali też na inauguracji olimpiady w Monachium, w 1972 roku.

– Naszym suportem był Carlos Santana! – śmieje się Sławomir Kowalewski. Proponowano im wtedy, by zostali za granicą. Zdecydowali się jednak wracać do Polski.

W 1974 roku z zespołem pożegnał się Krzysztof Krawczyk. Zaczął robić karierę solową. Powiedział uczciwie, że nie da ciągnąć dwóch rzeczy na raz... „Trubadurzy” jednak postanowili grać dalej...

Łodzianie w "Niebiesko - czarnych"

Opowiadając o łódzkiej scenie muzycznej nie można zapomnieć o Włodzimierzu Wanderze i Andrzeju Nebeskim. Obaj są łodzianami. Grali w zespole „Niebiesko – Czarni”. Potem założyli zespół „Polanie”. Włodzimierz, brat popularnej polskiej spikerki Bogumiły Wander, mieszkał w Stanach Zjednoczonych. Umarł w 2020 roku. Andrzej Nebeski osiadł w Szwecji.
Na pewno wszyscy pamiętają też przebój „Jak się masz kochanie”. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych nuciła go cała Polska. Piosenkę tę wylansował łódzki zespół „Happy End”. Jej założycielem był łodzianin Zbigniew Nowak. Dziś mieszka on w USA.
W latach osiemdziesiątych to właśnie w Łodzi powstał zespół „Rezerwat”. Jego założycielem był Andrzej Adamiak. Rezerwat wylansował m.in. przebój „Zaopiekuj się mną”. Nie można też zapomnieć, że łódzkie korzenia ma też punkrockowa grupa „Moskwa”.

Pod koniec lat osiemdziesiątych pochodzący z Czeladzi Robert Janson założył zespół „Varius Manx.
Przez pierwszych kilka lat nie był on zbyt popularny. Wszystko się zmieniło w połowie lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Wtedy do zespołu dołączyła młoda dziewczyna z Piotrkowa Trybunalskiego, Anita Lipnicka. Piosenki „Varius Manx”, takie jak „Księżycowa piosenka” czy „Zanim zrozumiesz” znalazły się na szczytach list przebojów. Po dwóch latach Anita odeszła z zespołu. Pojawiły się nowe wokalistki: Kasia Stankiewicz, potem łodzianka Monika Kuszyńska. Nie brakowało też kolejnych przebojów jak „Orła cień”, „Maj”, „Moje Eldorado”. W 2006 roku grupa miała tragiczny wypadek. Najbardziej ucierpiała w nim Monika Kuszyńska, która jeździ teraz na wózku inwalidzkim. Ale dalej śpiewa, nagrała nawet płytę „Ocalona”. Dalej występuje też „Varius Manx”.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Łodzi założono kolejny zespół, który do dziś podziwia polska publiczność. To „Blue Cafe”. Założył go Paweł Rurak – Sokal. Przez wiele lat jego wokalistką była łodzianka Tatiana Okupnik. Ale postanowiła kontynuować solową karierę i zastąpiła ją pochodząca z Bielska Białej Dominika Gawęda. Jednak na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku nie było chyba w Polsce popularniejszego zespołu niż „Ich Troje”.

Łódź była stolicą polskiego big bitu! Trubadurzy, No To Co i inni!

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki