Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Dariusz Pawłowski
Ewa Pilawska
Ewa Pilawska Krzysztof Szymczak
O rzeczywistości współczesnego teatru i XVII Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi z jego dyrektorem, Ewą Pilawską, rozmawia Dariusz Pawłowski.

W tym roku odbędzie się już siedemnasta edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Bardzo szybko to "zleciało". Pamięta Pani pierwszą edycję imprezy, jeszcze "tylko" Przyjemną? Jakie z nią wiążą się wspomnienia?

Istotnie dużo się zmieniło przez te siedemnaście lat. Pierwsze edycje były bardziej zdarzeniami impresaryjnymi. Mogę powiedzieć, że w zasadzie nawet użycie nazwy festiwal było nadużyciem. Te siedemnaście lat temu Teatr Powszechny był w dramatycznej sytuacji artystycznej i finansowej. Pomysł festiwalu pojawił się w sezonie, w którym teatr nie miał żadnej premiery, a dwie przygotowywane (w tym "Piekarz, piekarzowa i piekarczyk" Jeana Anouilha i "Mikado" Arthura Sullivana) zostały zdjęte z powodu niskiego poziomu artystycznego. Co prawda, Powszechny cieszył się jedną z największych frekwencji w Polsce, ale była ona głównie zasługą porannych spektakli dla młodych widzów. W repertuarze dominowały wówczas "Ania z Zielonego Wzgórza", "Bajki samograjki", "Kminek i Dezyderiusz", "Czarodziej z krainy Oz". Celem pierwszego Festiwalu Sztuk Przyjemnych było więc, aby w Powszechnym zaczęło się coś dziać. Ten pierwszy Festiwal był raczej krzykiem: "jesteśmy!", sygnałem dla publiczności dorosłej. Kluczem zaproszeń byli znani, lubiani aktorzy, w nieskomplikowanych, niedrogich spektaklach.

Co na przestrzeni tych lat i rozwoju festiwalu, Pani zdaniem, udało się najbardziej, a co się nie powiodło?

Mam wrażenie, że dużą wartością jest rozwój, jaki Festiwal przeszedł i to, że uczynił to w symbiozie z publicznością. W Powszechnym, który jako teatr komediowy gra repertuar postrzegany przez krytykę niesłusznie pejoratywnie, tworzony jest Festiwal, który ma zupełnie inne zadania. Moim zdaniem objęty kierunek rozwoju i stopniowa edukacja przynoszą wymierne efekty. W ciągu tych siedemnastu lat udało nam się przybliżyć łódzkiej publiczności prace takich twórców, jak: Krystian Lupa, Jerzy Jarocki, Krzysztof Warlikowski, Jan Klata, Piotr Cieplak i wielu, wielu innych. Ale mimo to trudno mi mówić co się powiodło, a co nie. Mimo tego, że udaje nam się zaprosić ważnych twórców, i mimo że widzę, jaką drogę pokonujemy, zawsze gdzieś tam wewnętrznie pozostaje lekki, mobilizujący niedosyt i chęć zrobienia czegoś więcej.

Ewa Pilawska: Teatr jest ciągle żywy i fascynujący

Jaki budżet ma tegoroczny festiwal? I dlaczego tak mało?

Budżet jest taki sam, jak w ubiegłym roku, czyli 1 milion złotych. To drugi rok z rzędu, kiedy do budżetu teatru dołączona jest tej wysokości dotacja na Festiwal. No i oczywiście sponsorzy. Nie znamy jeszcze kwoty dofinansowania z ministerstwa. Wiem, że trwają rozmowy nad powtórnym rozpatrzeniem naszego wniosku o dofinansowanie, grono eksperckie w tym roku dość boleśnie potraktowało instytucje łódzkie. Popełniono szereg błędów i czekamy. Patronat Honorowy nad naszym Festiwalem objął minister Bogdan Zdrojewski. Muszę podkreślić, że ta pomoc ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego była dla nas zresztą zawsze bardzo ważna. Przez wiele lat to właśnie ministerstwo pełniło pieczę nad Festiwalem i wspomagało jego rozwój, dopiero później w ślad za tym wsparciem znalazło się godne zainteresowanie ze strony miasta. Bardzo długo pracowaliśmy na markę Festiwalu i na urealniony budżet. Mogę powiedzieć, że przez siedemnaście lat uczciwie na to zapracowaliśmy.

CAŁĄ ROZMOWĘ CZYTAJ W DZIALE KOCHAM ŁÓDŹ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki