Kilka kolejnych miejsc klientów nie wpuszcza, ale sprzedaje alkohol, w plastikowych lub papierowych kubkach, przez okno, dla tych, którym nie przeszkadza biesiadowanie na ulicy lub w bramie czy na dziedzińcu kamienicy. Tu i tam można też, po wcześniejszym telefonicznym zamówieniu, umówić się na zakup butelki z wyrabianą w danym lokalu cytrynówką lub inną nalewką. - Ludzie już nie wytrzymują w odosobnieniu. Ale nie da się ukryć, że docierają tutaj głównie samotni panowie, którzy chcą się wyrwać z domu i napić z kolegami - zdradza nam jeden z właścicieli okiennego wyszynku.
CZYTAJ DALEJ >>>
Są też próby bezpiecznego trzymania się przepisów, a dające namiastkę „wyjścia na miasto”. Jedna z kawiarni przy ulicy Piotrkowskiej nie sprzątnęła po letnim otwarciu dwóch stolików z krzesłami sprzed lokalu. W środku można zakupić kawę i ciasto zapakowane „na wynos”. A następnie rozpakować i skonsumować przy stoliku, szczelnie okutanym w zimowe okrycie.
CZYTAJ DALEJ >>>
Restauratorzy przyznają poza tym, że zdarza im się realizować zamówienia przeznaczone wyraźnie na „domówki”, liczące więcej niż kilka osób. Zarządzeniom się nie sprzeciwiają, a w obecnej sytuacji każda złotówka jest ważna. Na stół trafiają więc kanapki, faszerowane jajka, sałatki, babeczki i inne przekąski na tacach, owinięte w papier, oraz alkohol. Zainteresowani mogą również zamówić osobę do kelnerskiej obsługi takiego spotkania. Co więcej, za coraz więcej dogadanych z klientem zamówień z dowozem i opłacanych gotówką, nie są wystawiane paragony - a to oznacza, że są to transakcje nieopodatkowane. Szara strefa w gastronomii od lat sukcesywnie malała - wygląda jednak na to, że czeka nas jej renesans. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców uważa, że pomóc może regulacja podatków, apelując w ramach akcji #RatujmyPolskieRestauracje o jednolity 8-procentowy podatek na wszystkie usługi gastronomiczne. Wskazuje przy tym na przykłady z innych krajów, które obniżyły podatki na wiele usług, by ratować firmy przed falą upadłości.
CZYTAJ DALEJ >>>
Pomysłowość rodaków, którzy nie są w stanie wytrzymać w domach, nie ma granic. Pod koniec października media donosiły o rozbiciu przez policję z Rudy Śląskiej nielegalnej dyskoteki, zorganizowanej... w lesie. „Kilkaset metrów od zabudowań mieszkalnych ktoś zorganizował dyskotekę, w której brało udział kilkanaście osób. Większość z nich na widok mundurowych uciekła” - informował zespół prasowy śląskiej policji. Złapano sześciu imprezowiczów, zabezpieczono sprzęt nagłaśniający i światła, znajdujące się pod plandeką zawieszoną na drewnianej konstrukcji.
Imprezowi bywalcy zapewniają, że „skrzykiwane” dyskoteki odbywają się w klubach w Sopocie i Gdańsku, wtajemniczonym znane jest takie miejsce we Wrocławiu, w Warszawie jeden z klubów ma działać nawet przy Placu Konstytucji. Ryzyko jest, bo za nielegalne organizowanie dyskotek grozi kara od 5 do 30 tys. zł.
CZYTAJ DALEJ >>>