Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź - miasto fotogenicznego piękna i brzydoty

Anna Gronczewska
Andrzej Danowski
Andrzej Danowski Grzegorz Gałasińśki
Z Andrzejem Danowskim, fotografem i działaczem PTTK rozmawia Anna Gronczewska:

Dobrze Pan zna Łódź?

Tak mi się przynajmniej wydaje. Urodziłem się w Łodzi, w samym centrum miasta, w kamienicy istniejącej do dziś, w której już, niestety, nie mieszkam. Znajduje się ona przy zbiegu ul. POW i Jaracza.

Czy Łódź jest fotogenicznym miastem?

I to bardzo. Tu nakręcono w Łodzi wiele powojennych filmów, tu powstała Wytwórnia Filmów Fabularnych. Łódź po wojnie nie została zburzona i m.in dlatego tu powołano do życia te filmowe instytucje. Ale oprócz tego Łódź jest naprawdę bardzo fotogenicznym miastem. Zarówno w tej swojej pięknej części, jak i tej swojej brzydocie.

Więcej jest w niej tego piękna czy brzydoty, która czasem też ma swój urok?

To zależy jak na to patrzeć. Są w Łodzi bardzo piękne miejsca, ale też brzydkie, choć patrzy się na nie z pewnym sentymentem. Mnie zawsze przykro, gdy coś odnowionego, pięknego jest zaraz niszczone przez nieodpowiedzialnych mieszkańców. Na przykład przepięknie odnowiono budynek tomaszowskiej spółki na ulicy Piotrkowskiej, tam gdzie znajduje się kino Charlie. I zaraz po tym pojawił się na nim wielki napis ŁKS czy też nazwa innego klubu. To rzeczy niedopuszczalne, skandaliczne.

Co w Łodzi może zachwycić?

Przede wszystkim sama konstrukcja Łodzi. W innych miastach bywało tak, że tam gdzie powstawał przemysł, to tworzono dzielnicę przemysłową. Łódź powstawała jako miasto przemysłowe, więc mamy fabryki pomieszane z willami, kamienicami. To unikalne połączenie. To jest tak jak ze szlacheckimi dworkami. Jeżeli dwór szlachecki jest pozbawiony folwarku lub zabudowań gospodarczych, to został okaleczony. Nikt nie jest w stanie się domyśleć jak ten dwór się utrzymywało. To samo dzieje się z łódzkimi fabrykami. Jeśli mamy pofabrykancki pałacyk, nawet piękny, a koło niego nie ma fabryki, to nie wiadomo skąd on się tam wziął. A wiadomo, że łódzcy fabrykanci budowali te swoje pałace koło fabryk, by mieć cały czas nadzór nad tym, co się w nich dzieje.

Wymieniłby Pan charakterystyczne miejsca Łodzi?

Jest ich sporo. To wszystkie takie miejsca, gdzie rzadziej zaglądamy. Na przykład ulica Kilińskiego. Wydaje się być jedną z najbrzydszych ulic Łodzi. Takie wrażenie sprawia, gdy jedzie się nią tramwajem. Widać wtedy stojące przy niej odrapane kamienice. Gdyby nie przyglądać się całości oskrobanej kamienicy, tylko jej elementom, to zobaczymy bardzo ciekawe rzeczy. Gdybyśmy bardziej zadbali o Łódź, to stałaby się taką perełką jak Wiedeń.

Jak Wiedeń?

U nas, podobnie jak w Wiedniu, mało rzeczy w czasie wojny uległo zniszczeniu. A miasto było budowane wtedy, kiedy wznoszono największe inwestycje w Wiedniu. Mało tego, myśmy w Łodzi korzystali z tych samych fabryk i elementów co wiedeńczycy. Większość ozdobnych elementów, które znajdują się na łódzkich kamienicach, było sprowadzanych z wiedeńskich katalogów. Nikt nie projektował tego, bo brakowało czasu. Pisano na przykład: kolumna z katalogu wiedeńskiego numer siedem... To były rzeczy robione fabrycznie, sprowadzane do Łodzi i montowane na kamieniach. Tak jak sztukaterie w mieszkaniach.

Jaką trasę poleciłby Pan łodzianom na letni, wakacyjny spacer?

Spacer po ul. Piotrkowskiej, ale taki, aby od czasu do czasu podnieśli głowę do góry. Kiedyś jako młody chłopak oglądałem mozaikę na pałacu Juliusza Kindermana, tam gdzie jest siedziba ZNP. Podniosłem głowę i długo się przyglądałem tej mozaice. Wtedy podszedł do mnie jakiś człowiek i zapytał: Co, pali się? Zdziwił się, że patrzę w górę. Wszyscy, którzy chodzili ul. Piotrkowską spoglądali wyłącznie na witryny. Może więc i łodzianie niech popatrzą powyżej tych witryn? Zobaczą wtedy unikalne rzeczy. My mamy kompleksy w stosunku do Warszawy. A nie powinniśmy ich mieć. Łódź jest przecież bardziej wielkomiejska niż stolica.

Odważne stwierdzenie...

Tak, ale Warszawa straciła swój wielkomiejski charakter na skutek wojennych zniszczeń i po wojnie. Została powiększona, poszerzona, ale odbyło się to kosztem niszczenia miasta. Tak więc Warszawa jest znacznie mniej wielkomiejska niż Łódź. Tylko trzeba o to nasze miasto zadbać! Kiedyś przyniosłem do domu stare krzesło. Żona była przerażona, że znoszę jakieś graty. Ale kiedy je odnowiłem, to stało się ono ulubionym krzesłem żony. Tak samo powinno być z Łodzią. My się trochę wstydzimy swojego miasta. To, że jest ona pomijana w wielu sprawach to wina samych łodzian, którzy się Łodzi wstydzą. Gdyby zapytało się kogoś na ulicy czy podoba się mu jego miasto to powiedziałby: No ta, ale tu oskrobane, tu zamazane... Nikt nie powie wprost - chyba że taki maniak jak ja - że to piękne miasto, które wymaga tylko dopieszczenia. To tak jak z piękną kobietą, która dopieszczona wygląda znacznie lepiej niż normalnie. A Łódź jest kobietą...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki