Mowa o tzw. ekwiwalencie reklamowym, na który przy promocji miasta wciąż powołują się m.in. urzędnicy Wydziału promocji i Nowych Mediów Urzędu Miasta Łodzi. Przykład? W reklamowaniu zwierzęcych penisów z okazji walentynek, akcji mocno krytykowanej publicznie, nie było istotne to, że śmieje się z Łodzi pół kraju, a to, że ekwiwalent reklamowy wystawy walentynkowej w łódzkim ZOO wyniósł 180 tys. zł. To znaczy, że tyle trzeba byłoby wydać, gdyby dziennikarze mediów lokalnych i ogólnokrajowych o wystawie penisów nie napisali w ramach swoich obowiązków.
CZYTAJ DALEJ >>>
Artykuł o spaleniu Łodzi w ramach promocji miasta oczywiście trafił na oficjalny profil Łodzi na FB, obserwowany przez ponad 400 tys. użytkowników.
[cyt]Tam jest taki śmieszek, że nakłady zwrócą się w postaci pozytywnych komentarzy, mam szczera nadzieję, że zrozumieliście aluzję - brzmi jeden z komentarzy. - Bo ASZ lepszy w żarciki jest od Was. Ale z drugiej strony być wyśmianym przez ASZ to taka promeczka na lajeczki ze ojeju, prawda? Na dziś norma wyrobiona..[/cyt]
CZYTAJ DALEJ >>>
Z kolei niezrzeszony radny łódzki Bartłomiej Dyba-Bojarski skonstatował ironicznie, że jeśli podpalenie Łodzi zależałoby od od miejskich speców od promocji, pewnie by na to poszli "za kilka lajków".