W marszu przeszło około tysiąca zwolenników legalizacji używania marihuany. Póki co, mężczyzna spokojnie wrócił do Warszawy, w której jest zameldowany.
W sobotę to właśnie Obara, weteran walk o prawo do palenia ''trawki'', nie usłuchał policjanta wzywającego do rozwiązania pochodu i dał hasło do przejścia przez miasto. Młodzi ludzie posłuchali i sparaliżowali m.in. ulice Kopernika, Włókniarzy i Żeromskiego.
- Marsz nie był nielegalny, ale zakazany. Odpowiedzialność poniesie jego przewodniczący, a uczestnicy już nie - zapowiadał w weekend asp. Radosław Gwis z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Wczoraj udało nam się dodzwonić do Obary.
- Zaraz po marszu mówiłem policjantom, że jeśli sobie życzą, mogę zostać w Łodzi nawet miesiąc, ale nie wyrazili takiego życzenia - mówi Obara. Podał policjantom adres i telefon, czeka na dalszy rozwój wypadków.
Obara zdradza, że Wolne Konopie szykują zażalenie do prokuratury na postawę policji i pracują nad tym ze ''swoimi prawnikami''. Oficjalna strona internetowa organizatorów marszu w relacji z Łodzi zarzuca policji, że ta dopuszczała się najeżdżania na pięty, zaś na al. Mickiewicza radiowóz ''nieomal potrącił'' jednego z idących, a ten upadł po odbiciu się od boku radiowozu.
- Organizator ma do tego prawo - skomentowała w poniedziałek po południu doniesienia o zażaleniu podinsp. Magdalena Zielińska, rzecznik KWP w Łodzi.
Organizatorzy odwołali się do wojewody od decyzji władz Łodzi zakazującej marszu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?