Z Radosławem B. jechała jego znajoma Joanna U., która – według policjantów – widziała wypadek, ale nie zdążyła zareagować, a tylko krzyknęła. Jako ważny świadek miała w poniedziałek zeznawać w sądzie, ale nie dotarła do niego w związku problemami zdrowotnymi i pobytem w szpitalu.
Prokuratura nie ma wątpliwości, że wina Radosława B. jest ewidentna. Śledczy podkreślają, że złamał wszystkie najważniejsze zakazy i przepisy. Był pijany – miał ponad promil alkoholu w organizmie. Nie ustąpił pierwszeństwa i wjechał na skrzyżowanie przy czerwonych światłach. Na liczniku miał około 80 km na godz., mimo że prędkość dopuszczalna wynosiła tam 50 km na godz.
- W tej sytuacji mógł przewidzieć, że doprowadzi do wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Działał więc z zamiarem ewentualnym popełnienia zabójstwa. Dlatego grozi mu surowa kara: do 25 lat pozbawienia wolności – powiedziała nam prokurator Marta Maciejak.