Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: porywacz syna ''króla lichwy'' stanął przed sądem

Wiesław Pierzchała
Za porwanie odpowiada jedynie 39-letni Tomasz S. Jego wspólników nie udało się ująć
Za porwanie odpowiada jedynie 39-letni Tomasz S. Jego wspólników nie udało się ująć Krzysztof Szymczak
- Pójdziesz z nami! - usłyszał Marcin J. przed swoim blokiem w Łodzi. Trzej policjanci w cywilu machnęli mu ''blachami'', wpakowali do auta i pojechali. Nakazali mu pochylić głowę i trzymać między kolanami. Wtedy domyślił się, że porwali go gangsterzy. Był w szoku.

Spośród porywaczy udało się zatrzymać i posadzić na ławie oskarżonych tylko 39-letniego Tomasza S. Jego proces zaczął się w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Porywacze doskonale wiedzieli, kogo porywają i na jaki okup mogą liczyć (zażądali 200 tys. dolarów). Marcin J. był synem Andrzeja J.- ''Krojczego'', uważanego za króla lichwy w Łodzi. To o nim opowiadano, że rozbijał się po mieście mercedesem i szastał pieniędzmi w kasynach. Dobra passa trwała do czasu, aż CBŚ założyło mu podsłuchy i w ciągu roku zgromadziło materiał dowodowy. ''Krojczy'' trafił za kratki, zaś jego proces i czterech innych oskarżonych, wśród których jest też... syn Marcin, miał się zacząć we wtorek w tym samym sądzie, jednak z powodu nieobecności biegłych został odroczony.

Do porwania 24-letniego wtedy Marcina J. doszło 31 lipca 2001 roku o godz. 10 przy ul. Armii Krajowej na Retkini. Bandyci skuli mu ręce kajdankami, zaś oczy i głowę owinęli taśmą. Zawieźli go do wynajętego domku letniskowego w Żakowicach pod Koluszkami. Tego samego dnia skontaktowali się z rodzicami porwanego. Zagrozili, że jeśli ''Krojczy'' nie zapłaci okupu, to otrzyma obcięte palce syna.

Do wypłacenia 200 tys. dolarów okupu nie doszło, bowiem Marcinowi J. udało się zmylić czujność prześladowców, gdy ci około godz. 19 ucięli sobie drzemkę. Porwany w kajdankach i z taśmą na głowie pobiegł do sąsiada. Ten wezwał policjantów, którym jednak nie udało się ująć porywaczy. Z czasem zatrzymano tylko Tomasza S. Zdradziły go odciski palców i ślady DNA na gumie do żucia. Ponadto został rozpoznany przez porwanego. Tomasz S. przekonywał w sądzie, że jest niewinny i że nie było go w Żakowicach, gdyż latem 2001 roku przebywał nad morzem.

Sensacją wtorkowej rozprawy było przesłuchanie w roli świadka Dariusza B., pseudonim ''Badżi'', jednego z czołowych łódzkich gangsterów, który współpracuje z prokuraturą. Przywieziono go z więzienia w Sieradzu. ''Badżi'' opowiedział, że już wcześniej ''Młody Krojczy'' - jak go nazwał - został porwany przez ludzi Grzegorza B. ''Indianina'' i Michała J. - ''Generała'', szefów świata przestępczego Łodzi. A to dlatego, gdyż - według ''Badżiego'' - ''Krojczy'' się wywyższał i traktował ''Indianina'' i ''Generała'' jak lumpów.

Pierwsze porwanie zakończyło się fiaskiem, gdyż Marcin J. (za jego zwolnienie zażądano 100 tys. euro) uciekł. Potem zaniepokojony ojciec poprosił ''Badżiego'', aby był ochroniarzem syna. I tak się stało.

Wprawdzie ''Indianin'' i ''Generał'' chcieli skaptować ''Badżiego'', aby w zamian za zyski z okupu przestał chronić Marcina J., ale Dariusz B. nie zgodził się. Na tym kontakt się urwał i ''Badżi'' nie wie do końca, kto stał za drugim porwaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki