Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: sama hala targów nie ożywi

Monika Pawlak
Międzynarodowe Targi Łódzkie mają 1,3 mln zł straty za rok 2010, a imprez targowych - jak na lekarstwo. I jeszcze rozgrzebana budowa nowej hali wystawienniczej...
Międzynarodowe Targi Łódzkie mają 1,3 mln zł straty za rok 2010, a imprez targowych - jak na lekarstwo. I jeszcze rozgrzebana budowa nowej hali wystawienniczej... Dziennik Łódzki/archiwum
Bez infrastruktury i rozsądnego zarządzania Łódź może tylko pomarzyć o targowym biznesie - pisze Monika Pawlak.

Przestarzała infrastruktura. Brak sal konferencyjnych z prawdziwego zdarzenia, dogodnego dojazdu i miejsc parkingowych. Jeszcze kilka lat temu do tej wyliczanki wad Łodzi, uniemożliwiającej rozwój Międzynarodowych Targów Łódzkich, można było dołożyć brak skomunikowania miasta z Polską i Europą (nie było lotniska, pociągi do Warszawy wlokły się dwie godziny, a o autostradach nikt nawet nie myślał) oraz hoteli o przyzwoitym standardzie. Teraz znacznie poprawiła się baza hotelowa, do Poznania jest autostrada, mamy lotnisko, tylko targi wciąż pikują. Dowód? Za rok 2009 spółka Międzynarodowe Targi Łódzkie zanotowała - rekordową, jak oceniały ówczesne władze Łodzi - stratę w wysokości 824 tys. zł. Ale rok 2010 MTŁ zamknęły z jeszcze gorszym wynikiem - strata sięgnęła już 1,3 mln zł. Po co zatem Łódź buduje - na terenie MTŁ - nowoczesne centrum kongresowo-wystawiennicze? Odpowiedź na to pytanie jest prostsza niż się komukolwiek wydaje: bo Łódź nadal może powalczyć o spory fragment targowego tortu. Zwłaszcza, że organizatorzy prestiżowych targów deklarują, że chętnie do Łodzi wrócą, ale najpierw hala...

Czytaj więcej w dziale FORUM ŁÓDŹ
Dziś trudno w to uwierzyć, ale całkiem niedawno Łódź słynęła jak centrum targowe. To w Łodzi mimo marnej infrastruktury, braku hoteli, problemów komunikacyjnych, odbywały się prestiżowe targi stomatologiczne CEDE, żeglarskie Boatshow, łączności INTERTELECOM czy wystawa komunikacji miejskiej. Imprezy te ściągały do miasta tysiące wystawców oraz gości z całej Polski, Europy, a nawet świata. Tylko ostatnią w Łodzi edycję targów CEDE (teraz są w Poznaniu) odwiedziło 13 tysięcy ludzi, a według ostrożnych szacunków miasto zarobiło na nich około 3 mln zł. Pisząc "zarobiło miasto" mam na myśli nie tylko organizatora imprezy - łódzką firmę Exactus - ale także MTŁ, który wynajmował powierzchnię wystawienniczą, hotelarzy, restauratorów, taksówkarzy, firmy ochroniarskie i cateringowe. Podobnie było podczas innych imprez targowych - tłumy wystawców i gości oraz prezentacja technicznych nowinek. Warto przypomnieć, że to podczas łódzkiej wystawy komunikacji miejskiej kanadyjski Bombardier pokazał tramwaje typu Cityrunner. Wówczas absolutny cud techniki, który niedługo później zaczął jeździć na trasie Retkinia-Widzew. Imprez było dużo zatem i spółka Międzynarodowe Targi Łódzkie (zajmująca się do dziś organizowaniem targów i zarządzaniem infrastrukturą) była w dobrej kondycji finansowej. Ale do czasu.

Pierwsza wyniosła się z Łodzi do Kielc wystawa komunikacji miejskiej, a stało się to niemal natychmiast po zwolnieniu z funkcji prezesa łódzkiego MPK Czesława Rydeckiego. Dość długo, bo do roku 2007 trzymały się Łodzi targi CEDE i nieco dłużej - Boatshow. Ale organizatorzy tych imprez - Exactus i Interservis - także je zabrali, bo mieli dosyć. Czego? Starzejącej się niemiłosiernie infrastruktury, która szybko przestała spełniać podstawowe jak na XXI wiek wymogi. Wystawcy mieli dosyć rozstawiania stoisk w namiotach pozbawionych tak elementarnego wyposażenia jak toalety czy szatnie. Nie chcieli już biegać (nieważne: śnieg czy deszcz) między poszczególnymi obiektami targowymi. Gościom targów także takie spacery przestały się podobać. Wreszcie wystawcy chcieli przyzwoitej sali konferencyjnej przystosowanej do multimedialnych prezentacji, bo nieodłącznym elementem imprez targowych są konferencje, sympozja, warsztaty i właśnie prezentacje. Zarówno wystawcy jak i goście chcieli też w miarą sprawnie dojechać do terenów wystawienniczych i bez problemu zaparkować. A w Łodzi dojazd wąskimi i zatłoczonymi uliczkami do hali Expo czy Expo Bis (jak szumnie nazywano namiot wystawienniczy) wymagał nie lada cierpliwości. Znalezienie miejsca do zaparkowania czasami graniczyło z cudem.
A co zrobiły władze Łodzi, by choć trochę poprawić sytuację targową miasta? Zatrzymać prestiżowe imprezy? Nic. Przez prawie siedem lat prezydentury Jerzego Kropiwnickiego trwała powolna degrengolada targowej Łodzi. I nie zmieni tego nawet - wymuszona przez radnych minionej kadencji, co trzeba podkreślić - decyzja o budowie nowej hali wystawienniczo-targowej. Inwestycja jest po prostu o lata spóźniona. W tym czasie kiedy Łódź żyła marzeniami o Targopolis swoje bazy targowe rozwinął choćby Sosnowiec i uważane za prowincjonalne - Kielce. Efektem tych zaniechań jest nie tylko coraz gorsza sytuacja finansowa spółki Międzynarodowe Targi Łódzkie, ale też wzajemne podstawianie sobie nogi - jak to określił radny Witold Rosset - przez miejskie spółki.

Otóż w Łodzi organizacją targów zajmuje się nie tylko MTŁ, czyli spółka do tego powołana, ale również Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji oraz Miejska Arena Kultury i Sportu - inna miejska spółka, zarządzająca Atlas Areną. Wszystkie podmioty utrzymuje tak naprawdę budżet miasta, bo przecież w przypadku spółek z udziałem miasta przynoszących straty, to budżet Łodzi je wyrównuje. I wszystkie cienko przędą, zatem walczą między sobą o imprezy targowe, by podreperować budżety. A rywalizują... cenami. Łatwo zgadnąć, że organizator targów pójdzie tam, gdzie dostanie rozsądną cenę, bo baza jest wszędzie mniej więcej taka sama. Owszem, Atlas Arena jest nowoczesną halą, ale zdaniem fachowców od organizowania targów - do tych celów nie najlepiej się nadaje. Bo też Atlas Arena została wybudowana dla zupełnie innego rodzaju imprez, czyli dla sportu i rozrywki, ewentualnie kongresów. I na tym powinna się skupić. A MOSiR - na szeroko pojętej działalności sportowej i rekreacyjnej, a nie targowej. I naprawdę argumenty, mówiące o tym, że jakoś trzeba zarabiać nie brzmią przekonująco. Być może kiedy nowa hala wystawienniczo-kongresowa wreszcie powstanie sytuacja się unormuje, ale potrzeba do tego jeszcze sporych zmian w sposobie zarządzania szeroko pojętą działalnością targową w Łodzi. Ale po kolei.

Nowa hala MTŁ powstaje w dużych bólach, wystarczy przypomnieć ciągnące się niemiłosiernie prace koncepcyjne (mówiąc prościej: wymyślanie jaka ma być ta hala, a przede wszystkim za jaką cenę). Wreszcie zdecydowano się - jak mówił były prezes MTŁ Paweł Fendler - wybudować halą "szytą na miarę", czyli 7 tys. metrów powierzchni wystawienniczej tak zaprojektowanej, by dowolnie (w zależności od potrzeb imprezy) aranżować wystrój wnętrza. Do tego nowocześnie wyposażona sala konferencyjna o powierzchni 6 tys. metrów. I jeszcze zaplecze socjalne, a całość dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych i spełniająca wymogi organizacji imprez masowych. Jak na łódzkie warunki będzie to hala supernowoczesna, a całość ma kosztować około 35 mln zł. Kiedy odbędzie się tam pierwsza impreza? Odpowiedź na pytanie jest trudna, bo poprzedni wykonawca zbankrutował, więc MTŁ rozwiązał z nim umowę, ogłosił nowy przetarg, a nawet otwarto już koperty z ofertami. Niedługo pewnie prace budowlane ponownie ruszą, ale wiadomo, że w tym roku na cokolwiek w nowej hali liczyć nie można, choć w optymistycznej wersji mówi się, że do końca roku obiekt stanie. W najgorszym wypadku - na początku 2012 roku. A jest w ogóle sens budowania takiego obiektu? I wydawanie kolejnych - niemałych, bo inwestycja jest szacowana na około 35 mln zł - pieniędzy z budżetu miasta? Hala jest finansowana z obligacji, które teoretycznie ma spłacać spółka, ale wiadomo, że przez najbliższy rok czy dwa, szans na to nie ma. Zatem i ten ciężar spadnie na miasto. Zaryzykuję jednak twierdzenie, że akurat ta inwestycja nie jest pozbawiona sensu, choć na pewno mocno spóźniona.
Prawdą jest, że "Łódź targową" to mit i marzenie. Dlaczego? Wieloletnich zaniedbań odrobić się nie da, organizatorzy i sami uczestnicy targów wolą miejsca sprawdzone, a taki Poznań ma od lat ugruntowaną pozycję i odpowiednią bazę. Inne miasta liczące się w branży także. Ale to nie oznacza, że Łódź nie może uszczknąć czegoś i z tego tortu. Zgadzam się z Markiem Cieślakiem, to samo mówią i fachowcy z branży: otóż Łódź powinna się skupić na organizacji kongresów, seminariów czy konferencji. Zdaniem Ewy Mastalerz z firmy Exactus Łódź mogłaby przejąć - organizowany teraz we Wrocławiu - kongres kardiologów, na który przyjeżdża około 4,5 tys. uczestników. A każdy z nich - według ostrożnych szacunków - zostawia w mieście około tysiąca euro. Zatem jest o co się bić, bo podobnych imprez z innych branż jest coraz więcej. Oczywiście nie od razu firmy organizujące takie spotkania zaczną się do Łodzi ustawiać w kolejce, trzeba nasze miasto odpowiednio wypromować, ale po dwóch, trzech latach interes powinien już sam się kręcić. Ale pod warunkiem, że całość będzie odpowiednio (profesjonalnie) zarządzana. Po pierwsze, koniec z absurdalną rywalizacją kilku miejskich podmiotów o te same imprezy, po drugie, samo funkcjonowanie spółki Międzynarodowe Targi Łódzkie.

Firma w stu procentach należy do miasta, a zajmuje się - co jeszcze raz podkreślę - organizowaniem imprez targowych oraz zarządzaniem infrastrukturą, czyli halą Expo. Ale ta infrastruktura jest własnością miasta, a MTŁ ją tylko dzierżawi. To oznacza, że spółka musi płacić miastu czynsz dzierżawny i podatki od nieruchomości, rocznie jest to około 700 tys. zł. Nietrudno zgadnąć, że w obecnej sytuacji jest to dodatkowe obciążenie dla przynoszącej straty firmy, ale przy okazji powstaje jeszcze jeden absurd. Miasto jako właściciel MTŁ wyrównuje - ze swojego budżetu - jej straty. Zatem - upraszczając - pieniądze, które MTŁ płaci tytułem dzierżawy i podatków i tak wracają do spółki jako wyrównanie strat. Bez sensu? Owszem. Co można z tym zrobić? Podzielić MTŁ na dwa podmioty.
Po raz pierwszy ten pomysł ujrzał światło dzienne za kadencji Tomasza Sadzyńskiego, po referendum pełniącego funkcję prezydenta Łodzi. Zamysł był taki, by zamiast MTŁ były dwie firmy: jedna zarządzałaby infrastrukturą miejską, czyli halą Expo i nową, która się buduje. Druga spółka miała przejąć organizację targów, czyli robić to samo co Interservis czy Exactus. Pomysł nie został zrealizowany, bo skończyła się Sadzyńskiemu kadencja, ale to nie znaczy, że przepadł. Teraz wspomina o takim rozwiązaniu wiceprezydent Marek Cieślak. Co prawda nie przedstawia jeszcze konkretnego projektu, ale nie ma pośpiechu, najpierw musi stanąć nowa hala. Zresztą obecna prezydent Hanna Zdanowska jest także zwolennikiem prywatyzacji - choćby częściowej - miejskich spółek, a jako argument "za" (poza odciążeniem budżetu miasta) podaje jeszcze jeden. Otóż, po prywatyzacji spółek miasta skończy się wreszcie obsadzanie w nich stanowisk z politycznego klucza. Bo, niestety, zła kondycja łódzkich firm (także MTŁ) jest także wynikiem zarządzania nimi przez ludzi nazywanych "bliskimi współpracownikami" lub "zaufanymi ludźmi" kolejnych prezydentów. Reasumując trzeba powiedzieć, że nowa hala wystawienniczo-kongresowa jest Łodzi potrzebna. A sytuację spółki Międzynarodowe Targi Łódzkie uzdrowi jej prywatyzacja czy podział na dwa podmioty. Ale na koniec tych rozważań trzeba zwrócić uwagą jeszcze na jeden aspekt, bezpośrednio z funkcjonowaniem targów czy kongresów nie związany. Chodzi o Łódź jako całość, czyli wizerunek miasta.

O ile udało się rozwiązać problem bazy hotelowej i częściowo skomunikowania miasta, o tyle sama Łódź do atrakcyjnych nie należy. Przykro to pisać, ale taka jest prawda. Nie wiem czy ktoś - obiektywnie patrzący na miasto - nie zgodzi się z Ewą Mastalerz i jej oceną Piotrkowskiej. A co to ma wspólnego z targami czy kongresami? Kongresy, seminaria czy targi odbywają się w ciągu dnia, a integralną częścią tego typu imprez są tzw. spotkania nieformalne. Chodzi o biznesowe (oficjalne lub mniej oficjalne) kolacje i lunche. Poza tym przyjeżdżający na takie imprezy chcą się przy okazji dobrze zabawić. I z tym jest już spory kłopot, bo gdzie ci ludzie mają pójść? Owszem, na Piotrkowskiej, nadal uznawanej za wizytówkę i atrakcję Łodzi, jest wiele knajp i restauracji, ale sama ulica odstręcza zamiast przyciągać. Truizmem jest pisanie o woniejących moczem bramach, odpadających tynkach z kamienic czy "spacerowiczach" spragnionych piwa za 2 zł, ale nadal taka jest rzeczywistość. Alternatywą do spędzenia wolnego czasu jest Manufaktura, ale skoro marzy nam się przyciąganie kilku tysięcy uczestników seminarium, to okaże się, że jedna Manufaktura nie wystarczy.

Co z tego wynika? Na miasto trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie, nie tylko przez pryzmat bazy targowej. Nawet najlepsza infrastruktura nie wystarczy jeśli Łódź będzie brudna, szara i nijaka. Wiem, że wszystkiego nie da się zrobić od razu, że to wymaga czasu i pieniędzy. Ale tego czasu jest już niewiele, bo skoro nowa hala wystawienniczo-kongresowa ma być gotowa na początku przyszłego roku, a wizerunek Łodzi ani o jotę się nie poprawi, to ta inwestycja będzie wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Tym bardziej, że konkurencja nie śpi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki