18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź to ważne miejsce w życiu kilku świętych kościoła katolickiego

Anna Gronczewska
Dom sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej. Często odwiedzała go św. Urszula Ledóchowska.
Dom sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej. Często odwiedzała go św. Urszula Ledóchowska. Grzegorz Gałasiński
Co łączy Faustynę Kowalską, Urszulę Ledóchowską, Maksymiliana Kolbego, a również Rafała Chylińskiego? Są to święci, błogosławieni, których losy były związane z Łodzią oraz Pabianicami. Poza tym śmiało można powiedzieć, że ich życie było niezwykłe, nieporównywalne z niczym.

Święta Urszula Ledóchowska ukochała robotniczą Łódź, choć urodziła się w zupełnie innym zakątku świata. Przyszła na świat 17 kwietnia 1865 roku w Austrii. Na chrzcie otrzymała imię Julia. Urodziła się w rodzinie znanej z patriotycznych i niepodległościowych tradycji. Jej dziadek generał Ignacy Ledóchowski, obrońca Modlina z Powstania Listopadowego, musiał opuścić kraj i znalazł schronienie za granicą. Rodzina Ledóchowskich powróciła do Polski w 1883 roku i osiedliła się w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Julia miała wtedy 18 lat.

Rodzina Urszuli Ledóchowskiej nie była zwykłą rodziną. Brata Włodzimierza wybrano na generała zakonu jezuitów. Starsza od Urszuli o dwa lata siostra matka Maria Teresa została błogosławioną. Założyła zakon misyjny i nazywana jest apostołką Afryki. A najmłodszy brat Ignacy był żołnierzem. Dosłużył się stopnia generała, a między 1924 a 1926 rokiem był dowódcą łódzkiego okręgu wojskowego. Jego córka Józefa też wstąpiła do zakonu i została szarą urszulanką. Wiele lat pracowała w Łodzi i była uwielbiana przez młodzież. Inna z córek generała, Teresa Tyszkiewicz, była natomiast znaną malarką...

Do klasztoru urszulanek w Krakowie Julia wstępuje, gdy ma 21 lat. Przyjmuje zakonne imię Urszula. Pracuje jako nauczycielka, wychowawczyni. Zostaje przełożoną domu. Zakłada między innymi pierwszy na ziemiach polskich zakonny internat dla studentek. W 1907 roku ze specjalnym błogosławieństwem Piusa XI wyjeżdża do Rosji, potem do Finlandii i Szwecji. Tam śpieszy z pomocą religijną, zakłada internaty dla dziewcząt, szkoły. Wydaje czasopisma, tłumaczy na język fiński katechizm katolicki.

Wraz z innymi siostrami w 1920 roku powraca do Polski. Wtedy przekształca swoją wspólnotę zakonną, której była przełożoną, w Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, nazywane powszechnie szarymi urszulankami. Niedługo po powrocie do kraju matka Urszula Ledóchowska otrzymała list od ks. biskupa Wincentego Tymienieckiego, ordynariusza nowo powstałej diecezji łódzkiej. Biskup Tymieniecki prosił, by matka Ledóchowska przysłała swoje siostry do fabrycznej Łodzi.

- Diecezja była nowa, brakowało księży, katechetów - tłumaczyła nam przed laty zmarła już siostra Andrzeja Zaborowska. - Było dużo biedy, dzieci. Siostry urszulanki miały służyć im pomocą.

Pierwsze urszulanki pojawiły się w Łodzi na początku marca 1922 roku. Matka Urszula wysyła do Łodzi siostrę Anielę Łozińską, która zamieszkała u Marii Nowickiej, przy ul. Gdańskiej (dawniej Długa). Niedługo też po tym siostra Łozińska z trzema innymi zakonnicami przenosi się do domu przy rogu ul. Skorupki i Piotrkowskiej, gdzie dziś mieści się księgarnia archidiecezjalna.

Potem siostry przeniosły się do domu przy ul. Czerwonej 6 ofiarowanego im przez biskupa Tymienieckiego. Do domu przy ul. Czerwonej ciągnęły setki dzieci. Siostry urszulanki założyły w nim przedszkole. Same uczyły religii w łódzkich szkołach. Dziewczynki i chłopcy zapisywały się do Krucjaty Eucharystycznej, Sodalicji Mariańskiej. Krucjata Eucharystyczna był organizacją dla dzieci, która powstała we Francji. Matka Urszula Ledóchowska przeniosła ją do Polski. Przed wybuchem drugiej wojny światowej należało do niej blisko 200 tysięcy dzieci, a najwięcej w Łodzi!

Matka Urszula Ledóchowska bardzo często odwiedzała Łódź. Bywała w tym mieście przynajmniej raz w miesiącu. Prowadziła bowiem konferencję dla katechetek i nauczycielek należących do założonej przez nią Sodalicji Mariańskiej.

- Już za życia miała opinię świętości - wspominała siostra Andrzeja. - Wszyscy mówili o niej nie inaczej jak mateńka.
Siostra Andrzeja poznała błogosławioną Urszulę w 1935 roku. Miała 19 lat i po skończeniu seminarium nauczycielskiego przyjechała do Łodzi, by pracować w przedszkolu sióstr urszulanek przy ul. Czerwonej.

- Któregoś dnia dowiedziałam się, że do domu przyjedzie matka Urszula - opowiadała nam siostra Andrzeja. - Cały dzień w domu panował podniosły, radosny nastrój. Ja i moja koleżanka Irena nie byłyśmy jeszcze siostrami, więc usiadłyśmy wysoko, na kręconych schodach, by móc dobrze wszystko obserwować. W pewnym momencie do domu weszły dwie zakonnice. Jedna wysoka, przystojna, a druga drobniutka, niepozorna. Byłyśmy pewne, że matką Urszulą jest ta pierwsza. Ale ku naszemu zaskoczeniu wszystkie siostry przyklękują przy tej małej, niepozornej istocie. Witają ją, a ona je tak czule obejmuje...

Siostra Andrzeja mówiła nam, że matka Urszula była cała nastawiona na to, by pomagać człowiekowi w poznaniu Boga i dojściu do niego.

- Nie robiła jednak tego w nudny, dewocyjny sposób - zaznacza siostra Andrzeja. - Matka znała dobrze psychikę dzieci. Zabawa przeplatała się się z modlitwą!

Siostry wspominały, że matka Ledóchowska ciągle podróżowała. W pociągach spędziła pół życia. Wiele jej książek i artykułów powstawało właśnie w kolejowym wagonie. Była osobą świetnie wykształconą. Znała siedem języków, ślicznie malowała, śpiewała, grała na pianinie.

Matka Urszula Ledóchowska umarła 29 maja 1939 roku w Rzymie. W tę podróż wyruszyła z Łodzi. Pochowano ją najpierw na cmentarzu Campo Verano w Rzymie. Gdy po kilkudziesięciu latach odkopano jej zwłoki, pozostały one w nienaruszonym stanie...

Ciało Urszuli Ledóchowskiej przeniesiono do rzymskiej kaplicy sióstr urszulanek, a w roku 1989 przewieziono do domu urszulanek w Pniewach koło Poznania. 20 czerwca 1983 roku w czasie wizyty w Poznaniu Jan Paweł II ogłosił matkę Ledóchowską błogosławiona. 18 maja 2003 roku została świętą.

Św. Faustyna Kowalska jest jedną z najbardziej znanych polskich świętych. Świat zna ją jako propagatorkę kultu Bożego Miłosierdzia. Katolicy z całego globu odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego, czytają jej "Dzienniczek". Przez teologów zaliczana jest do wybitnych mistyków kościoła katolickiego. Jest też patronką Łodzi.

Helena Kowalska, bo tak nazywała się święta, urodziła się kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi, w Głogowcu koło Świnic Warckich. Świat powitała 25 sierpnia 1905 roku. Była jednym z dziesięciorga dzieci miejscowych rolników, Marianny i Stanisława Kowalskich. Rodzina patronki Łodzi nie należała do bogatych. Mieli trzy hektary ziemi. Ojciec był znanym w okolicy cieślą, matka zajmowała się domem i dziećmi.

Oczywiście w Głogowcu i okolicach nie żyje już nikt, kto osobiście znał Helenę Kowalską. Jednak starsi mieszkańcy przypominają sobie opowieści swoich rodziców, dziadków. Podobno lubiła chodzić własnymi ścieżkami. Co rano biegała do kościoła, po drodze odmawiała różaniec. Lepiła z gliny figurki pana Jezusa, Matki Bożej i rozdawała je dzieciom. Nikomu jednak nawet przez myśl nie przyszło, że zostanie świętą...
Helena do szkoły poszła jako 12-letnia dziewczynka. Bo dopiero w roku 1917 założono w Świnicach Warckich szkołę. Kiedy już nauczyła się pisać i czytać, zaczęła prosić rodziców, by puścili ją do klasztoru. Nie chcieli się jednak na to zgodzić. A poza tym, by wstąpić do zakonu trzeba było wnieść 400 złotych wiana. Dla Kowalskich była to ogromna suma.

W końcu Helena postanowiła, że sama zarobi na wiano. Poszła na służbę. Miała 16 lat gdy ruszyła w świat. Pracowała najpierw w Aleksandrowie Łódzkim u Leokadii Bryszewskiej, właścicielki piekarni. Raz wyszła z wiadrami do obory. Zobaczyła wtedy wielką jasność. Rzuciła wiadra i pobiegła do gospodarzy.

- Komórki się palą! - wołała. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że ta jasność, to Pan Jezus....

Po tym zdarzeniu jej gospodarze orzekli, że zwariowała. Po Helenę przyjechali rodzice i zabrali ją do domu.

W 1922 roku przyjechała do Łodzi. Zamieszkała u wujostwa Rapackich, w kamienicy przy ul. Krośnieńskiej 9. Pracowała zaś u tercjanek franciszkańskich. Z tej pracy zrezygnowała. W lutym 1923 najęła się na służbę do Marcjanny Sadowskiej, właścicielki łódzkiego sklepu, który mieścił się przy ul. Abramowskiego 29. Marcjanna Sadowska wspominała potem, że pojawiła się u niej modnie ubrana dziewczyna. Tak, że nawet się jej przestraszyła... Zaoferowała jej bardzo niską płacę, licząc, że dziewczyna zrezygnuje. Helena jednak przyjęła pracę. W jej domu służyła do lipca 1924 roku.

- Tak dobrej służącej nigdy potem już nie miałam - opowiadała po latach Sadowska.

Ludzie, którzy pamiętali Helenę Kowalską, wspominali że była dziewczyną średniego wzrostu, szczupłą. Miała falowane włosy i nosiła gruby warkocz.

W Łodzi pracowały też dwie siostry Heleny - Natalia i Gienia. Któregoś dnia w trójkę wybrały się na zabawę do parku "Wenecja". To obecny park im. Juliusza Słowackiego, znajdujący się między al. Politechtechniki a ul. Pabianicką. Na zabawie kupiły losy. Helena i Gienia wygrały na loterii gipsowego aniołka. W pewnej chwili do Heleny podszedł student. Poprosił ją do tańca. Początkowo się opierała. Ale w końcu się zgodziła. Jedna z jej sióstr, Natalia, opowiadała potem, że w pewnej chwili zauważyła, iż Helena siedzi sama na ławce, ze spuszczoną głową.

- Chodźmy do kościoła!- prosiła Natalię. Ta jednak nie chciała. Kupiła przecież bilet na zabawę...

Potem w swym "Dzienniczku" św. Faustyna pisała, że w tańcu ujrzała obok siebie Jezusa.

- Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami - pisała. - Który powiedział mi te słowa: "Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?". W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed moich oczu towarzystwo, w którym się znajdowałam. Pozostał Jezus i ja.

Helena wyszła z zabawy. Pobiegła szybko do łódzkiej katedry. Padła krzyżem przed ołtarzem.

- Wtem usłyszałam te słowa: "Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru" - zapisała siostra Faustyna w "Dzienniczku".

Tak się stało. Zapukała do bram Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosiernej. Do klasztoru wstąpiła jednak dopiero za rok. Przez ten czas pracowała jako służąca w Ostrówku, by zdobyć brakujące pieniądze na wiano. Próg zakonu przekroczyła 1 sierpnia 1925 roku. Ale już po kilku tygodniach chciała się przenieść do innego klasztoru, w którym miałaby więcej czasu na modlitwę.

Pierwsze miesiące swego klasztornego życia spędziła w Warszawie. Potem przeniesiono ją do Krakowa. W krakowskich Łagiewnikach dokończyła postulat. Przyjęła zakonne imię Maria Faustyna. 1 maja 1933 roku złożyła w Krakowie śluby wieczyste. Zaliczono ją do tzw. drugiego chóru. Prze lata swego klasztornego życia była kucharką, ogrodniczką, furtianką. Przebywała w domach zakonnych w Płocku, Krakowie, Wilnie. Siostra Faustyna umarła 5 października 1938 roku w Krakowie. 18 kwietnia 1993 roku została beatyfikowana, a 30 kwietnia 2000 roku kanonizowana.
Błogosławiony Rafał Chyliński nazywany jest perłą łagiewnickiego klasztoru. Pochodził z Wielkopolski, gdzie przyszedł na świat 6 stycznia 1694 roku. Jego rodzina była zubożałą szlachtą. Na chrzcie otrzymał imię Melchior. Uczył się w poznańskim kolegium jezuitów. Jako 18-latek zaciągnął się do wojska. Były to czasy panowania Augusta II Sasa, wojny domowej między Augustem a narzuconym przez Szwedów królem Stanisławem Leszczyńskim. Jedne źródła podają, że był żołnierzem Augusta II Sasa, a inne, że Stanisława Leszczyńskiego.

Jednak służba wojskowa nie pociągała przyszłego błogosławionego. Wystąpił z wojska i wstąpił do klasztoru franciszkanów w Krakowie, skąd ze względu na panującą w mieście zarazę przeniesiono go do Piotrkowa. Przyjął zakonne imię Rafał. Święcenia zakonne otrzymał w 1717 roku w Poznaniu. Pracował w różnych klasztorach. Do Łagiewnik pierwszy raz trafił w 1728 roku. Opuścił je w 1736 roku, by powrócić po dwóch latach. Tu dokończył swego żywota, a stało się 2 grudnia 1741 roku.

Jak wspominali mu współcześni, dbał o zbawienie dusz. Wygłaszał piękne kazania, wiele czasu spędzał w konfesjonale. Zajmował się chorymi, cierpiącymi. Biednym dawał jedzenie, odzież. Często wypraszał dla nich posiłki w klasztornej kuchni. Nie podobało się to czasem jego współbraciom, którzy nazywali go "dziadowskim biskupem".

Opiekował się m.in. niejakim Franciszkiem Nowickim, chłopcem żydowskiego pochodzenia, który został ochrzczony. Nie miał on rodziców. Cierpiał na ciężkie owrzodzenia. Przywieziono go do Łagiewnik, przed cudowny obraz św. Antoniego. Tu spotkał go ojciec Rafał, który opiekował się chłopcem przez dziesięć lat. Ojca Rafała często można było spotkać w małym domku, na placu przykościelnym. Tam opatrywał chorych pielgrzymów. 9 czerwca 1991 roku, podczas trzeciej pielgrzymki do Polski, Jan Paweł II ogłosił ojca Rafała Chylińskiego błogosławionym.

Rajmund Kolbe, bo tak brzmi prawdziwe imię świętego, urodził się w Zduńskiej Woli w 1894 roku. W domu w którym przyszedł na świat, przy dawnej ul. Browarnej 8, dziś nazwanej jego imieniem, jest teraz muzeum. Nie miał roku, gdy jego rodzina wyprowadziła się w poszukiwaniu pracy najpierw do Łodzi, a potem do Pabianic. Kiedy rodzice ojca Kolbego przenieśli się do Pabianic, wynajęli mieszkanie właśnie u babki Stefana Lubiszowskiego.

- Moja babcia bardzo polubiła Rajmunda, późniejszego ojca Maksymiliana - opowiadał nam przed laty pan Stefan. - Ile razy był potem w Zduńskiej Woli, to zawsze ją odwiedzał. Pisał do niej listy z Japonii.

W 1909 roku Rajmund wstąpił do niższego seminarium franciszkanów we Lwowie. W zakonie przyjął imię Maksymilian. Potem wyjechał na studia do Rzymu. Potem wrócił do Polski i założył stowarzyszenie Rycerstwo Niepokalanej. Stworzył klasztor franciszkanów w Niepokalanowie-Teresinie. W 1930 roku wyjechał na misję do Japonii.

Po powrocie znów pracował w Niepokalanowie. Aresztowany w lutym 1941 roku przez Niemców trafił do obozu w Oświęcimiu. Zginął w nim śmiercią męczeńską 18 sierpnia 1941 roku, oddając życie za Franciszka Gajowniczka.

17 października 1971 roku został ogłoszony przez papieża Pawła VI błogosławionym, a 10 października 1982 roku Jan Paweł II ogłosił ojca Maksymiliana Kolbe świętym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki