Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: uciekał z poprawczaka, połamał nogi

Agnieszka Jasińska
Sebastian uciekał po linie z prześcieradeł. Spadł i połamał nogi.
Sebastian uciekał po linie z prześcieradeł. Spadł i połamał nogi. archiwum
14-letni Sebastian najpierw wyłamał zawiasy, zabezpieczające okna przed otwarciem, potem powiązał prześcieradła, robiąc z nich linę. Próbował zsunąć się po niej z okna na piętrze poprawczaka. Niestety, prześcieradła rozwiązały się. Chłopak spadł, połamał nogi. Działo się to w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym nr 1 przy ul. Częstochowskiej w Łodzi.

Sprawa jest o tyle zaskakująca, że w czasie, kiedy doszło do wypadku, w ośrodku było tylko trzech innych wychowanków, a zajmowało się nimi... aż dwóch wychowawców. Leżącego na ziemi chłopaka zauważył kolejny wychowawca, który szedł na dyżur. Gdyby nie on, chłopak mógłby spędzić nawet kilka godzin bez pomocy. To był dopiero jego piąty dzień w placówce.

Wydział edukacji, który nadzoruje placówkę, nakazał dyrektorowi ośrodka wdrożyć w trybie natychmiastowym działania naprawcze.

Paweł Piotrowski, dyrektor MOW nr 1, próbuje tłumaczyć sytuację. Nie czuje się winny. Podkreśla, że chłopiec do czasu przyjazdu karetki był okryty i zabezpieczony przed zimnem. Chłopak został bez opieki, bo powiedział wychowawcy, że chce mu się spać i idzie się położyć.

To nie pierwsze niepokojące doniesienie z ośrodka przy ul. Częstochowskiej. W ostatnim czasie jeden z wychowanków, wykorzystując nieuwagę nauczyciela, wykradł z zamykanej gablotki w pokoju nauczycielskim klucze od tylnego wyjścia. Dyrektor potwierdza, że miało to miejsce. - Umożliwiło to ucieczkę trzem wychowankom - mówi Piotrowski. Chłopcy są cały czas poszukiwani. Nauczycielka, w obecności której ukradziono klucze, jest na zwolnieniu lekarskim. Dyrektor zapewnia, że po jej powrocie do pracy będzie wyjaśniał sprawę.

O MOW nr 1 po raz pierwszy pisaliśmy w listopadzie. Wtedy do szpitala trafił 13-letni Szymek. Chłopak zeznał, że w ośrodku koledzy podrzucali nim tak, żeby uderzał głową o sufit, a potem rzucali nim o podłogę. Dyrektor bagatelizował sprawę. Mówił, że chłopcy znaleźli sobie zabawę i że zawsze w grupie znajdzie się kozioł ofiarny.

- Po tym zdarzeniu wydział edukacji przeprowadził kontrolę postępowania dyrektora i stwierdził nieprawidłowości. Dlatego rozpoczął ocenę jego pracy. Postępowanie ze strony wydziału już się zakończyło, ale czekamy na tzw. ocenę cząstkową ze strony kuratorium. Dopóki nie otrzymamy stosownego materiału, nie możemy sfinalizować postępowania. Ostateczny termin zakończenia sprawy mija 11 marca - informuje Marcin Masłowski z łódzkiego magistratu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki