Ale nie zatrzymywali taksówek na chybił trafił, bo - jak podkreślają - nie chodzi im o statystyki, lecz o skuteczność.
Inspektorzy uderzyli tylko dwa razy i za każdym razem bez pudła. A to dlatego, że dzięki współpracy z Urzędem Miasta dysponowali listą numerów rejestracyjnych taksówek, których właścicielom wydano licencje. Łatwo było im więc wywnioskować, że jeśli ktoś jeździ po mieście taksówką, której rejestracji nie ma w tym wykazie, to znak, że nie ma licencji. I tak było.
Inspektorzy wystąpili jako zwykli klienci, na co zezwalają im przepisy. Wsiedli do upatrzonych taksówek, poprosili o kurs, dojechali we wskazane miejsce i wtedy - ku zdumieniu taksówkarzy - ujawnili, kim są. W obu skontrolowanych taksówkach nie było kas fiskalnych, a ich właściciele nie mieli ani licencji, ani badań lekarskich. A to jest kosztowne. Za brak licencji grozi kara 3 tys. zł, a za brak badań - 500 zł.
Jak nas poinformował Szymon Sidor, rzecznik ITD w Łodzi, poprzednia taka akcja odbyła się w lipcu 2010 r. Wtedy inspektorzy ukarali ośmiu taksówkarzy bez licencji.
Taksówkarze z korporacji przyznają, że ich konkurentów jeżdżących na dziko może być w Łodzi około 20-30. Przeważnie działają w weekendy. Zatrzymują się głównie na ul. Piotrkowskiej, na odcinku od ul. Zielonej do ul. Nawrot, i czekają na klientów pubów, klubów i dyskotek. Są niezrzeszeni i stwarzają konkurencję dla siedmiu łódzkich korporacji, w których jeździ około 2,6-2,7 tys. taksówkarzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?