Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: wyjadali psu jedzenie. Pies głodował

Joanna Barczykowska
Domeś został już dwa razy porzucony, a raz właściciele prawie go zagłodzili.
Domeś został już dwa razy porzucony, a raz właściciele prawie go zagłodzili. Czytelnik
Domeś ma dopiero pięć lat i już trzeci raz szuka nowego domu. W ostatnim spędził dwa lata. Skończyło się pobiciem i wygłodzeniem, ponieważ jedzenie, które wolontariusze Fundacji "For Animals" przynosili dla psa, zjadali jego właściciele. Jego miska stała pusta. W minioną niedzielę trafił do rodziny zastępczej. Dziś znów żyje nadzieją, że spotka nowych i kochających właścicieli, bo w życiu nie dopisywało mu szczęście.

Domeś jest wielorasowym kundelkiem. Ma piękne niebieskie oczy, beżowo-czarną sierść i bardzo wesołe usposobienie. Jego opiekunowie mówią, że ma geny z husky'ego, dlatego jest bardzo żywiołowy i od swoich właścicieli też wymaga chęci do zabawy.

Po raz pierwszy trafił na ulicę trzy lata temu. Wtedy pomogły mu mieszkanki Bałut, które współpracują z Fundacją "For Animals" w Łodzi.

- Znalazłyśmy mu dom u kobiety w pobliskim bloku. Ona miała już zwierzęta, ale zapewniała, że będzie się nim opiekować. Niestety pies po roku po raz drugi wylądował na ulicy - opowiada Jolanta Kobos, wolontariuszka Fundacji "For Animals".

Czytaj także: ZNĘCAŁ SIĘ NAD LOLĄ, ZOSTAŁ SKAZANY

Domeś nadal szukał domu.
- Nie było łatwo. Trafił do jednej z wolontariuszek naszej Fundacji. Pani Basia nie jest jednak bardzo sprawną osobą, ponieważ porusza się o dwóch kulach i trudno było jej wychodzić z psem, dlatego musiałyśmy znaleźć mu nowy dom - tłumaczy Jolanta Kobos.

Poszukiwania trwały półtora miesiąca. W końcu psem zechciała zaopiekować się rodzina, która mieszka w kamienicy przy ul. Wojska Polskiego w Łodzi. - Ci państwo mieli już jednego psa, który był dobrze utrzymany. Wiedzieliśmy, że to bardzo biedni ludzie, ale nie liczy się majętność, tylko dobre serce. Domeś trafił do ich domu - mówi Kobos.

Tam zaczęła się jego tragedia. Wolontariusze fundacji wiedzieli, że rodzina może mieć problemy z utrzymaniem zwierzaka, dlatego regularnie z własnych pieniędzy kupowali karmę dla psa i zawozili im do domu.

- Na początku kupowaliśmy suchą karmę i puszki, ale bardzo szybko państwo zaczęli nas przekonywać, że on tego nie chce jeść. Zapewniali, że kiedy gotują mu mięso, pies zjada wszystko. Zaczęliśmy więc kupować mięso i kaszę. Mimo to pies chudł w oczach, a po kilku miesiącach nawet nie mogliśmy go zobaczyć - wspomina Kobos.

W niedzielę przedstawiciele fundacji poszli z jedzeniem ostatni raz.
- Pies był bardzo wychudzony i wyczerpany. Był pobity i wystraszony. Chował się pod kanapą i bał się wyjść. Nie mogliśmy go zostawić. Podjęliśmy decyzję o odebraniu Domesia właścicielom - mówi Jolanta Kobos.

Domeś wrócił do pani Basi. Kobieta mieszka jednak na czwartym piętrze i porusza się tylko o kulach, dlatego nie może dłużej opiekować się psem. Domeś szuka teraz nowego domu i ludzi, którzy pokochają go na zawsze. Jest bardzo pogodny, kocha dzieci, nie przepada za innymi psami i kotami. Osoby, które chciałyby zająć się psem, proszone są o kontakt pod nr. tel. 601 35 72 03.

***

Nie ma 100 proc. sukcesu

Anna Skrzycka
Fundacja "For Animals"

Przy każdej adopcji dokładnie sprawdzamy przyszłych właścicieli, ale czasami okazuje się, że to nie wystarcza. Dużo łatwiej znaleźć rodzinę adopcyjną dla kotów i te historie najczęściej kończą się dożywotnim sukcesem. Z psami jest trudniej, zwłaszcza z tymi, które mają już swoje lata i swoje przyzwyczajenia. 80 proc. adoptowanych zwierząt zostaje w nowych rodzinach, ale zdarzają się też sytuacje ponownego porzucenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki