Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: zaczynają się świąteczne łowy

Alicja Zboińska,Jakub Jankowski
Sklepowi ochroniarze muszą zachować w grudniu szczególną czujność. Przed świętami złapią dwa razy więcej złodziei niż w innych miesiącach
Sklepowi ochroniarze muszą zachować w grudniu szczególną czujność. Przed świętami złapią dwa razy więcej złodziei niż w innych miesiącach Piotr Mizerski
W centrach handlowych panuje olbrzymia mobilizacja. Nadeszły najtrudniejsze dni w roku. Przybyło klientów i... złodziei. Jeden z nich zatrzymany przez ochronę miał na sobie dwie bluzy, kilka T-shirtów i... trzy pary damskich majtek

Kawa, odtwarzacz DVD, wódka albo drogie rajstopy - sklepowi złodzieje nie są wybredni i trudno znaleźć towar, który nie byłby im potrzebny. Giną kosmetyki, ubrania, artykuły spożywcze, książki i płyty. Złodzieje mają też wysublimowane podniebienie, nie pogardzą więc drogim mięsem czy daniami dla dzieci. Kradną klienci, kradną pracownicy, którzy skardzione rzeczy traktują jako premię i bonus do niskich pensji. Przed nimi prawdziwe złodziejskie żniwa, bo w tłumie uczciwych klientów szturmujących sklepy przed świętami, tym nieuczciwym łatwiej się ukryć.

Policjanci alarmują, że w grudniu potroiła się liczba kradzieży w galeriach handlowych. - Dotychczas wzywano nas do sklepów średnio trzy razy w ciągu dnia. Od początku miesiąca interweniujemy nawet 10 razy dziennie - mówi młodszy aspirant Grzegorz Wawryszuk z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Łukasz Duda, kierownik ochrony w sklepie odzieżowym, też obserwuje wzmożoną aktywność złodziei: - Zatrzymujemy średnio cztery osoby dziennie, a do niedawno łapaliśmy maksymalnie dwie. I tak nie wszystkich udaje się nakryć.

Amator damskiej bielizny

Fantazja sklepowych złodziei nie zna granic. Głośno było m.in. o klientce Tesco, która próbowała wynieść komputer. Do sklepu wybrała się w sukience oraz... szelkach. To właśnie na nich próbowała umieścić komputer udając zaawansowaną ciążę. Przebieranka się nie udała, bo ochroniarze zachowali czujność.

Do kradzieży sprzętu przymierzali się także złodzieje w Realu. Ich łupem miał również paść komputer, całe zdarzenie zostało dobrze przygotowane. Do sklepu w Łodzi wybrała się ośmioosobowa grupa z Konina. Przyjechali busem i właśnie w aucie oczekiwała większość złodziei. Do hali sprzedaży weszło kilku mężczyzn, włożyli sprzęt do wózka i próbowali po prostu przejechać nim przez kasę.

Tym razem także się nie udało, ochroniarze mieli w pamięci zdarzenie sprzed kilku dni, gdy ze sklepu zniknął 32-calowy telewizor LCD. O kradzieży szefowie sklepu dowiedzieli się, przeglądając nagrania z monitoringu.

- Jedna osoba odchyliła barierkę, która zamykała pustą kasę, a drugi po prostu przejechał - wspomina jeden z ochroniarzy. - Zrobili to tak sprytnie, że nikt tego nie zauważył. Trudno w to uwierzyć, ale takie rzeczy też się zdarzają.

Komiczna scena rozegrała się w jednym z łódzkich sklepów, gdzie skradzione fanty złodziej zakładał na siebie. Gdy złapali go ochroniarze, miał na sobie: dwie bluzy, kilka T-shirtów i trzy pary majtek. Damskich. Złodziej zapierał się, że lubi właśnie taką bieliznę. Gdy policjanci kazali mu ją zdjąć, okazało się, że majtki mają papierowe metki z ceną.

Trudnego zadania podjęła się także kobieta, która próbowała wynieść buty narciarskie o wartości 600 zł. Jeden ukryła w podręcznej torbie, drugi chciała przemycić pod płaszczem. Pani zapomniała jednak o zabezpieczeniu, a elektroniczne bramki zaalarmowały ochronę.- Pani przyznała się od razu - mówi Kamil Witczak, ochroniarz ze sklepu. - Twierdziła, że kradła, gdyż nie miała na jedzenie.

Kradnie młoda mama

W sklepach przeważnie giną drobne rzeczy, a złodzieje wybierają się na przedświąteczne łowy z kalkulatorem w ręku. Dobrze wiedzą, że jeśli wartość łupów nie przekroczy 250 zł, to nie popełniają przestępstwa tylko wykroczenie, za które grozi tylko grzywna.

Choć trzeba przyznać, że czasami złodzieje bywają zbyt pazerni. Tak jak mężczyzna, który kradzież czterech kurtek narciarskich chciał sfinalizować za jednym razem. Jedna kosztowała 700 zł.

Wpakował je do torby aluminiowej, by zagłuszyć sygnał przy bramce z czujnikami. Bramkę oszukał, ale ochrony sklepu już nie. Zdradziło go nerwowe zachowanie.

Praktyka pokazuje jednak, że drobnych spraw właściciele sklepów policji nie zgłaszają, przeważnie zadowalają się odzyskaniem towaru. Nie chcą, by ucierpiała renoma sklepu.

- To nic nie daje - wzrusza ramionami kierownik sklepu w centrum Łodzi. - Złodziei to nie powstrzyma, a zachodu jest sporo. Trzeba składać wyjaśnienia na policji, można być potem wzywanym na sprawy. A trzeba przyznać, że złodzieja to i tak nie powstrzyma.

Przed świętami czujność muszą wzmóc ochroniarze w marketach. Nieuczciwi klienci traktują duże sklepy jak darmowe jadło- i prezentodajnie. Przed Bożym Narodzeniem pożądane są zwłaszcza droższe smakołyki, a w roli ''gratisowego'' prezentu może wystąpić asortyment z niemal każdego działu: dla dziadka - książka, dla babci - nowy kalendarz, dla rodziców - whisky, a dla dziewczyny - markowe perfumy.

I choć kradną przeważnie mężczyźni, to nie można lekceważyć kobiet, zwłaszcza młodych mam. Mają swoje sposoby, a niezbędnym rekwizytem jest bobas i wózek. Pod dzieckiem próbują ukryć odzież, a gadżety z zabezpieczeniami elektronicznymi upychają w aluminiowych podgrzewaczach do butelek. Pomagają im tatusiowie, którzy mają za zadanie odwrócenie uwagi sprzedawców. Nie zawsze się jednak udaje.

- Bramka pikała kilka razy, ale nic nie było widać - relacjonuje Karol Szymczyk, ochraniający sklep w Manufakturze. - Wreszcie poprosiłem kobietę, aby uniosła maleństwo. Miałem dobre przeczucie, na dnie wózka ukryte były dwie pary spodni.

Coraz częściej rodzice uczą dzieci złodziejskiego fachu.

- Złapaliśmy matkę z córką, które chciały wynieść bluzę. Starsza kobieta udawała zdziwioną, twierdziła, że winna jest jej córka. Po przyjeździe policji, okazało się, że to 60-letnia pani była już kilkakrotnie notowana i miała wyroki w zawieszeniu. Nie chciała trafić do aresztu, więc kazała kraść dziewczynie - mówi Kamil Witczak, ochroniarz w Manufakturze.

Najlepiej na bezczela

Z relacji ochroniarzy i pracowników sklepów wynika, że pojęcie złodziejski honor można włożyć między bajki. - Dla niepoznaki kupują towar o wartości 70-80 zł i jednocześnie wynoszą inny, dużo droższy - relacjonuje Łukasz Duda. - Potrafią być na tyle bezczelni, że na drugi dzień przychodzą z paragonem i zwracają zakupioną rzecz.

Wiele uwagi złodzieje po-święcają metkom na towarze. Powszechne stało się prze-metkowywanie odzieży. W ten sposób ''klient'' próbował przecenić rękawice narciarskie warte 160 zł, na które założył metkę od modelu tańszego nawet o połowę. I choć takie próby udają się stosunkowo rzadko, gdyż kasjerki przeważnie znają ceny większości produktów, złodziei to nie zniechęca.

Sytuacja jest inna, gdy złodziej i kasjerka tworzą tzw. spółdzielnię: obsługa doskonale wie, że cena jest zła, ale przepuszcza towar przez kasę. Znajoma kasjerka może też przygotować złodziejowi promocję: ''klient'' staje przy kasie z czteroma czy pięcioma rzeczami. Pani przy kasie teoretycznie przesuwa wszystkie przez czytnik, ale przy większości palcem zakrywa kod. Efekt: oszust płaci za jedną rzecz, pozostałe ma gratis.

- Bardzo trudno to udowodnić, nie pomagają nawet kamery - mówi dyrektor jednego ze sklepów, który obserwuje czasami takie praktyki. - Pozornie wszystko się zgadza: kasjerka skanuje towar, przyjmuje pieniądze, wydaje resztę. Trudno sprawdzić, czy wbiła wszystkie pozycje.

Złodzieje są zdolni, próbują nawet żonglować butami: droższe modele przekładają do pudełek z niższą ceną. Ale na tym nie koniec. - Pewnego razu klient wyszedł w nowych butach, a stare znaleźliśmy w pudełku - wspomina Karol Szymczyk.

Przez złodziei cierpią uczciwi klienci. Pani Anna, łodzianka, nigdy nie zapomni wizyty w Tesco. Wypatrzyła elegancki płaszcz dla męża. Mężczyzna przymierzył, płaszcz pasował, tylko nieco krzywo leżał. Zagadka wyjaśniła się przy kasie: kasjerka jednym zręcznym ruchem wyciągnęła spod podszewki kran, który porzucił złodziej.

Liczby mówią wszystko

Dyrektorzy łódzkich hipermarketów nie chcą oficjalnie mówić o kradzieżach. Nie wiadomo, ile nasze sklepy na tym tracą. Tymczasem z raportu Checkpoint Systems, który obejmuje okres od lipca 2009 do czerwca 2010, przygotowanego przez brytyjski instytut badawczy Centre for Retail Research wynika, że straty sieci handlowych na całym świecie wyniosły w tym okresie 87,5 mld euro.

Handlowcy i tak mogą się cieszyć, w poprzednim okresie straty były wyższe o ponad 5 procent.Te 84,5 mld euro to zarazem 1,36 proc. łącznych przychodów ze sprzedaży handlowych gigantów. Aż co trzeci dyrektor dużych sklepów nie ma powodów do zadowolenia: kradnie się u nich więcej niż rok temu.

Na lekceważenie tych liczb nie mogą sobie pozwolić klienci. Eksperci wyliczyli, że przeciętna rodzina wskutek kradzieży musi rocznie dokładać do zakupów równowartość aż 152 euro, czyli ponad 600 zł.
Sieci handlowe zbroją się jak mogą. Na celowniku mają najnowsze systemy zabezpieczeń, wydają na nie blisko 1/3 z 22 miliardów euro. Co piąte euro jest przeznaczane natomiast na zatrudnianie nowego personelu na stałe, a co trzecie euro na pracowników tymczasowych. W Polsce na walkę ze sklepowymi złodziejami w rok wydano aż prawie miliard złotych.

O dziwo, nasi klienci są jednymi z najuczciwszych w Europie, powodują 42 proc. strat. Zajmują trzecie miejsce, po Słowacji i Rosji. Nielojalni są natomiast pracownicy, którzy znajdują się w czołówce niechlubnego rankingu nieuczciwej załogi. Polska załoga jest także w czołówce nieumyślnych wewnętrznych pomyłek. Przez błędy handlowcy generują aż 18 proc. strat. Nasi dostawcy plasują się natomiast w połowie stawki w Europie, a największy problem z nimi mają w krajach bałtyckich.

Nowy raport dopiero powstaje. Zbieranie danych doniego zakończy się w połowie przyszłego roku. Jednego już teraz możemy być pewni: złodzieje na pewno nas czymś zaskoczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki