Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianie z radością witali rosyjskich wyzwolicieli

Anna Gronczewska
Łodzianie witali rosyjskich wyzwolicieli z radością
Łodzianie witali rosyjskich wyzwolicieli z radością Archiwum Muzeum Tradycji Niepodległościowych
Z Wojciechem Źródlakiem, kustoszem Muzeum Tradycji Niepodległościowych, Oddział Radogoszcz, rozmawia Anna Gronczewska.

Jakie były nastroje w Łodzi w styczniu 1945 roku? Czy spodziewano się, że będzie to miesiąc wyzwolenia miasta z rąk Niemców?
Polscy mieszkańcy miasta na pewno z wielką niecierpliwością czekali na to wyzwolenie, nie zastanawiając się nad jego przyszłymi konsekwencjami społeczno-politycznymi. Trzeba jednak pamiętać, że na początku 1945 roku w Łodzi żyło jeszcze ponad 145 tysięcy Niemców. Oni panicznie bali się Rosjan. Wiedzieli, co działo się po ich wkroczeniu na teren Prus Wschodnich... Długo oczekiwana przez Polaków ofensywa radziecka ruszyła znad Wisły 12 stycznia. Łódź znalazła się w pasie natarcia 69 Armii i 11 Samodzielnego Korpusu Pancernego. Wiodło ono przez Łódź, Radom i Turek. Dlatego operację, w czasie której została wyzwolona Łódź, historycy wojskowości nazwali "operacją radomsko-łódzką". Z ustaleń profesorów Kazimierza Badziaka i Włodzimierza Kozłowskiego wynika, że Rosjanie podeszli pod Łódź wyjątkowo szybko. Zapewne nie spodziewali się, że opór Niemców na tym kierunku będzie tak słaby. To był typowy blitzkrieg, tym razem w wykonaniu wojsk rosyjskich.

Czy Rosjanie zaatakowali Łódź od strony Warszawy, którą wyzwolili dwa dni wcześniej?
Nie, podeszli do Łodzi z trzech stron: południowej, wschodniej i północnej, wyzwalając po drodze Skierniewice i Łowicz. Miasto zostało wzięte w kleszcze. Wiadomo, że walki w gęsto zabudowanym centrum są zawsze najbardziej krwawe. Rosjanie chcieli tego uniknąć. Jeden z dowódców radzieckich oddziałów biorących udział w wyzwalaniu Łodzi, generał Michał Katukow, wspominał potem, że zabronił walk ulicznych. Jak podają w swej książce Kazimierz Badziak i Włodzimierz Kozłowski, generał tłumaczył, że nie chciał, by zostało zburzone "stare miasto tkaczy".

Wielu starszych łodzian wspomina, że w styczniu 1945 roku miasto zostało silnie zbombardowane...
Było w sumie kilka drobnych nalotów, ale nie z celem gruntownego zniszczenia miasta. Szczególnie pozostał łodzianom w pamięci ostatni nalot, w nocy z 16 na 17 stycznia, który trwał około półtorej godzinny. Miasto zostało oświetlone dużą ilością flar, które powoli opadały na spadochronach. Bomby spadły na centrum, które było zamieszkane głównie przez Niemców, oraz w okolice dworców kolejowych. Na Dworcu Fabrycznym zniszczono na przykład dwa parowozy i pięćdziesiąt cztery wagony. Nie wiadomo, ile osób zginęło w czasie tych nalotów. W każdym bądź razie nie były to duże straty. Nalot miał też chyba cel psychologiczny - chodziło o złamanie niemieckiego morale. Poza tym Rosjanie prawdopodobnie zrobili zdjęcia miasta. Przystępując do ataku na Łódź, nie mieli bowiem dużego rozeznania co do samego miasta, ani co do siły i sposobu jego obrony.

Czy w czasie wyzwalania Łodzi doszło do ciężkich walk?
Zacięte walki miały miejsce w okolicach Rzgowa i Rudy Pabianickiej oraz Zgierza. Niemcy przerzucili bowiem w okolice Łodzi z Prus Wschodnich doborowy korpus pancerny "Grossdeutschland". 17 i 18 stycznia część tego korpusu wyładowywała się na dworcu Zgierzu. Rosjanie tam ich dopadli. Doszło do bardzo zaciekłych walk. W sumie w czasie bojów o wyzwolenia Łodzi zginęło około 700 żołnierzy rosyjskich.

Długo trwały bezpośrednie walki w mieście?
W samym mieście w zasadzie ich nie było. Te, do których doszło, miały lokalne znaczenie. W ich trakcie zlikwidowano drobne grupy niemieckie, próbujące podjąć jakąś kontrakcję. Reszta Niemców skorzystała mniej lub bardziej świadomie z pozostawionej im furtki ucieczki w kierunku zachodnim, czyli na Aleksandrów. Pierwsze oddziały Armii Czerwonej w większej liczbie pojawiły się na ulicach Łodzi od strony południowej, czyli od strony Pabianic. Zauważalne były też szpice wchodzące do miasta od strony wschodniej, czyli z kierunku warszawskiego. Miało to miejsce od wczesnych godzin rannych 19 stycznia.

Jak łodzianie witali Armię Czerwoną?
Na pewno z radością. Udzielali żołnierzom informacji, gdzie kryje się wróg. Naprawdę było tak, jak wygląda to na archiwalnych zdjęciach i filmie zrobionym na placu Wolności. Rosjan witano kwiatami, chlebem, łodzianie wychodzili do żołnierzy z wódką, bimbrem. W tym momencie liczyło się tylko, to, że skończył się koszmar pięcioletniej okupacji. Jednak tę radość mąciła tragedia spalonego więzienia radogoskiego. Dym było długo widać w całym mieście. Wszyscy, którzy byli w stanie się ruszać, szli zobaczyć miejsce tej strasznej zbrodni. Jedni ze zwykłej ciekawości, ale wielu, by szukać najbliższych. Niektóre ciała udało się zidentyfikować. Te zostały pochowane między innymi na pobliskim cmentarzu, pod murem, na lewo od głównej bramy. Rosjanie nakręcili krótki, trzyminutowy film pokazujący stojące tam tłumy, ludzi mdlejących na widok popalonych szczątków ludzkich. Zbrodnia radogoska była największą, jeśli chodzi o liczbę ofiar, które zginęły w jednym miejscu i czasie, w trakcie przechodzenia Rosjan przez ziemie od Bugu do Odry. Dla przykładu w obozie w Żabikowie pod Poznaniem w podobnych okolicznościach spalono żywcem 80 więźniów, a w Słońsku koło Kostrzyna nad Odrą rozstrzelano w tamtejszym więzieniu 819 więźniów, też na kilkanaście godzin przed oswobodzeniem. Sprawa Radogoszcza fatalnie odbiła się stosunkach Polaków z Niemcami.

Co pan ma na myśli?
Nie na skalę masową, ale dochodziło do samosądów i prześladowania Niemców, którzy pozostali w Łodzi. Między innymi Niemcy zamieszkali w rejonie więzienia radogoskiego, głownie starsi mężczyźni i kobiety, zostali zmuszeni do przenoszenia spalonych ciał na pobliski cmentarz. To praktycznie nieznany fakt.

Myśli pan, że chodziło tylko o Radogoszcz?
Miało to ogromne znaczenie. Ale ludzie dobrze też pamiętali, co niedawno robili Niemcy. Te ponad pięć lat udręki, wywózek do obozów, na roboty przymusowe, wysiedleń... Te różne zakazy, jak jazda tylko w drugim wagonie tramwajowym, zakaz pobytu w parkach... Trzeba pamiętać, że w Łodzi znajdowała się centrala przesiedleńcza, organizująca wysiedlenia Polaków i osiedlanie na ich miejsce Niemców sprowadzanych z Litwy, Łotwy i Estonii. Był też urząd do spraw rasy na cały Kraj Warty, który zajmował się "kradzieżą" polskich dzieci. W ciągu 10 lat Łódź miała stać się czysto germańskim miastem. To wszystko kumulowało się w Polakach, by po wyzwoleniu eksplodować. Stąd Niemcy w pierwszych pookupacyjnych tygodniach raczej nie pokazywali się na ulicy. Na Radogoszczu doszło do autentycznego samosądu. To również mało znany fakt z dziejów tego miejsca. Schwytanego na ulicy Niemca zrzucono z ruin więzienia, a potem dosłownie wdeptano go w ziemię. Przypadkiem udało się nam ustalić, że był to August Fuchs, majster elektryków w zajezdni tramwajowej przy ul. Kilińskiego. Ale było też wiele sytuacji, że Polacy wstawiali się za Niemcami. Odróżniali dobrego Niemca od złego.

W Łodzi mieszkało ponad 100 tysięcy Niemców. Czy na wieść, że Rosjani zbliżają się do miasta, próbowali uciekać?
W grudniu 1944 roku mieszkało w Łodzi dokładnie 139.083 Niemców, co stanowiło 28,5 procent ogółu mieszkańców. Widać z tego, że jednak nazistom nie udało się zgermanizować miasta, do czego tak usilnie dążyli. Próbowali uciekać, gdy 12 stycznia ruszyła ofensywa znad Wisły. Ale Artur Greiser, namiestnik Kraju Warty, osobistym przyjazdem do Łodzi powstrzymał tę ucieczkę. Na zorganizowanym wiecu zapewnił rodaków, że armia niemiecka jest silna i powstrzyma sowiecką ofensywę. W te propagandowe brednie na pewno już nie wierzono, ale wrodzona skłonność do podporządkowania się rozkazowi sprawiła, że łódzcy Niemcy pozostali. Na wyjazd z Łodzi zezwolono tylko kobietom, dzieciom i osobom starszym.

Niemcy nie domyślali się, że zbliża się koniec ich okupacji?
Na pewno byli tego świadomi, ale nie spodziewali się, że nastąpi to tak szybko. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że jeszcze 18 stycznia ukazał się kolejny, ale tym razem już ostatni numer jedynego ówczesnego łódzkiego dziennika -
"Litzmannstädter Zeitung". Gdy się go przegląda, nie odnosi się wrażenia, że grozi jakieś niebezpieczeństwo i na drugi dzień miasto znajdzie się w rękach Rosjan.

Co się stało w późniejszych miesiącach z łódzkimi Niemcami?
Przede wszystkim dla nich i dla polskich volksdeutschów powstał obóz filtracyjny na Sikawie. W tych samych barakach, gdzie mieścił się obóz pracy karnej dla Polaków. Byli tu niejako prześwietlani za swoją wojenną działalność. Jednocześnie wykorzystywano ich do odbudowy tego, co zniszczyli. Volksdeutsche byli karani za odstępstwo od narodu polskiego. Tych, którzy byli w miarę "czyści", wysyłano do Niemiec. Skwapliwie korzystali z tej okazji. Odbywało się to w cywilizowany w miarę sposób. Jednak ci, którzy przeszli przez ten obóz, po latach wspominali, że była to dla nich wielka trauma. Fakt, nie było to sanatorium. Nie patyczkowano się tam z nimi, choć nie doszło tam, wbrew ich twierdzeniom, do masowej eksterminacji.

Umierali natomiast z powodu głodu, chorób, początkowego braku opieki medycznej. Według ostatnich ustaleń historyka z łódzkiego IPN Sławomira Abramowicza, liczba ofiar tego obozu oscyluje wokół tysiąca. Obóz na Sikawie został zlikwidowany w październiku 1948 roku.
A jak zachowywali się Rosjanie w stosunku do Polaków? Nie było rabunków czy gwałtów?
Były, ale głównie na Niemcach. Ludność niemiecka została wyjęta spod prawa. Polacy znajdowali się pod względną ochroną. Radziecka służby, głównie NKWD, pilnowały, by nie było rabunków na ludności polskiej, ale zdarzały się, jak to w strefie przyfrontowej. Wielu żołnierzy, szczególnie pochodzących z Dalekiego Wschodu, po raz pierwszy zetknęło się z wyższym poziomem życia niż u siebie. To rodziło chęć szybkiego wzbogacenia się. To te przysłowiowe już masowe kradzieże zegarków i koszule nocne noszone jako sukienki... Znam też przypadek, że żołnierze weszli do polskiego domu w Chocianowicach, chcieli ograbić jego mieszkańców. Na wezwanie sąsiadów pojawiło się NKWD. Żołnierzy tych rozstrzelano bez sądu.

Rosjanie nie grabili fabryk?
Próbowali, ale głównie pałace niemieckich fabrykantów. W fabrykach szybko zorganizowali się ich robotnicy, którzy bronili swoich warsztatów pracy i podstaw dalszej egzystencji. Z tym problemem stosunkowo szybko uporały się zarówno władze polskie, jak i rosyjskie. Wydawane glejty, że produkcja danej fabryki służy celom wojennym, w zasadzie zlikwidowały problem. W Łodzi nie było przypadków wywożenia całych zakładów na wschód, co miało miejsce na Ziemiach Zachodnich. Należy też pamiętać, że za bardzo nie było czego wywozić, bo Niemcy wywieźli wcześniej surowce, pasy transmisyjne, części maszyn. Rosjanie zdawali sobie sprawę, że Łódź to duży ośrodek włókienniczy. Chcieli jak najszybciej włączyć go nie tylko do polskiej gospodarki, ale też swojej. Już w lutym zaczęły przychodzić transporty bawełny do przerobu.

Jak szybko ukonstytuowały się cywilne władze miasta?
Dwa dni po ucieczce Niemców do Łodzi przyjechał Ignacy Loga-Sowiński jako pełnomocnik Rządu Tymczasowego, który w tym samym dniu powołał na to stanowisko Kazimierza Mijala. Pierwsze oddziały Wojska Polskiego pojawiły się Łodzi kilka dni po wyzwoleniu. Przejęły tu funkcje wartownicze różnych obiektów. Defilada zwycięstwa z ich udziałem odbyła się26 lutego.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki