Przedsiębiorcza jak łódzka kobieta - można by określić panie mieszkające w naszym mieście. Gdy żony marynarzy nosiły ubrania, jakich w Polsce nie można było kupić, a żony górników gotowały obiady i myły często brudzące się okna, łodzianki maszerowały na nocną lub dzienną zmianę do fabryki, a po powrocie rano gotowały obiady i sprzątały mieszkania. I do dziś łodzianki wyróżnia to, że częściej niż mieszkanki innych województw lub dużych miast mają własne źródło utrzymania.
O tym, że Łódź jest kobietą, nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. Wystarczy spojrzeć na wyniki czterech ostatnich spisów ludności, które zostały przeprowadzone w latach 1988, 1995, 2002 i 2011. Dwadzieścia siedem lat temu w Łodzi mieszkało 854,3 tys. osób, z czego 461,6 tys. to były kobiety. W 1995 r. liczba mieszkańców Łodzi skurczyła się do 816,7 tys., a pań mieszkało tu 443,1 tys. W 2002 r. liczba mieszkańców Łodzi spadła do 789,3 tys. Statystycy doliczyli się 428,9 tys. pań. Ostatni spis z 2011 r. wykazał, że w Łodzi mieszka 397,3 tys. kobiet i 331,6 tys.mężczyzn.
Łodzianki biorą sprawy w swoje ręce
Łodzianki to przeważnie osoby aktywne, lepiej wykształcone niż mężczyźni i częściej niż mieszkanki innych dużych miast zmuszone do polegania na sobie. Wynika to m.in. ze wskaźnika feminizacji: o ile w naszym województwie wynosi on 110, to w samej Łodzi już 119. Oznacza to, że w Łódzkiem na stu panów przypada 110 pań, a w Łodzi stu mężczyzn może wybierać spośród 119 kobiet.
Te proporcje są jeszcze bardziej niekorzystne, gdy weźmiemy pod uwagę wiek. Statystycy wyliczyli, że kobiety w Łodzi i regionie żyją średnio o 10 lat dłużej niż mężczyźni. W starszym wieku na stu łodzian przypada więc nawet 300 łodzianek.
Nic dziwnego, że łodzianki biorą sprawy we własne ręce. Przede wszystkim lubią się uczyć i doceniają korzyści, które płyną ze skończenia studiów lub przynajmniej szkoły policealnej. Prawie jedna piąta kobiet w Łodzi ma wykształcenie wyższe niż średnie. U mężczyzn ten wskaźnik wynosi 15 proc. Dyplomem ukończenia studiów może się pochwalić ponad 18 proc. kobiet i 13 proc. mężczyzn.
Statystycy mówią o łódzkiej równowadze płci. Prawie 70 proc. kobiet ma bowiem własne źródło utrzymania. To wskaźnik zbliżony do tego, który charakteryzuje łódzkich mężczyzn. W sumie 34 proc. łodzianek na swoje pieniądze po prostu zapracowała, podobnie jak 45 proc. panów.
Łodzianka businesswomen
6 proc. kobiet w Łodzi pracuje na własny rachunek, czyli ma swoje firmy. I mogą to być zarówno duże przedsiębiorstwa, jak i niewielkie - kilkuosobowe, a nawet jednoosobowe - zakłady kosmetyczne, fryzjerskie lub sklepiki. Trzeba przyznać, że panowie są bardziej przedsiębiorczy: firmy prowadzi 12 proc. mężczyzn. Najistotniejsze jest to, że ten wskaźnik w przypadku łódzkich kobiet stale rośnie.
O przedsiębiorczości łodzianek świadczy jeszcze jeden magiczny wskaźnik, którym posługują się statystycy. Mowa o wskaźniku zatrudnienia. I - co nie jest dziwne - choć wyższy jest w przypadku mężczyzn niż kobiet (46,5 do 62,4 proc.), to i tak wyróżnia łódzkie kobiety. W Polsce bowiem wskaźnik zatrudnienia dla pań wynosi 44,1 proc.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
W tym momencie kłania się dziedzictwo przemysłowe Łodzi. "Kariery" w przemyśle włókienniczym, który dominował w Łodzi, były zarezerwowane głównie dla kobiet. Łodzianki nie siedziały w domach, tylko pracowały, a prawnuczki i wnuczki podążają drogą swoich prababci i babci. Podobnie jest zresztą w naszym regionie. Statystycy policzyli, że 45 proc. wszystkich pracujących w woj. łódzkim to kobiety.
Łodzianki najczęściej świadczą szeroko rozumiane usługi rynkowe, choć można je spotkać w zakładach przemysłowych, w tym w przetwórstwie przemysłowym. Oprócz tego uczą, leczą, udzielają kredytów. Z raportu "Statystyka Łodzi 2014", który opublikował Urząd Statystyczny w Łodzi wynika, że 19.851 łodzianek pracuje w przemyśle, z czego 18.445 w przetwórstwie przemysłowym. Kolejne 19.224 zostało zatrudnionych w edukacji, a 18.410 w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej.
Kobiety można też często spotkać przy sklepowych kasach i za ladami. W sumie w Łodzi tak zarabiają 17.394 panie, a 10.693 pracuje w administracji publicznej. Kolejnym 7.295 paniom przypadła kariera w branży określanej mianem działalność finansowa i ubezpieczeniowa. Pracują więc w bankach i agencjach ubezpieczeniowych.
Łodzianki uwięzione pod szklanym sufitem
Pracowite mieszkanki Łodzi nie mogą jednak liczyć na takie same wynagrodzenia jak panowie. Niezależnie od stażu pracy na ich konta wpływają kwoty przeciętnie o 10 proc. niższe od tych, które otrzymują mężczyźni.
Co ciekawe i w pewien sposób paradoksalne: im kobieta jest lepiej wykształcona, im dłuższy ma staż pracy, tym... gorzej zarabia - oczywiście w porównaniu z mężczyznami. O tym jednak decyduje szklany sufit: kobiet jest ciągle znacznie mniej na najbardziej eksponowanych stanowiskach w korporacyjnej lub urzędniczej hierarchii. A to na takich posadach zarabia się najwięcej.
Panie jednak - jak doszli do wniosku statystycy - znacznie lepiej radzą sobie, gdy w pracy powinie im się noga. Trzeba pamiętać o tym, że bezrobotny to osoba, która aktywnie szuka pracy i łodzianki właśnie to robią.
Świadczą o tym liczby: w gronie osób bezrobotnych, które w ubiegłym roku podjęły pracę, 53 proc. to łodzianki. Kobiety bowiem nie polegają głównie na pomocy znajomych przy szukaniu pracy, tak jak robią to panowie. Łodzianki odpowiadają na ogłoszenia o pracę, nawiązują kontakty z pracodawcami, nie liczą na to, że praca po prostu spadnie im z nieba.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Kobiety pracują dłużej, bo muszą, ale też chcą
Łodzianki nie spieszą się także z odchodzeniem na emeryturę. To zresztą domena kobiet w całym kraju. Jak wynika z opracowania prof. Piotra Szukalskiego z Uniwersytetu Łódzkiego "Wiek przechodzenia na emeryturę - spojrzenie demografa", w ciągu ostatnich 20 lat wydłużył się wiek odchodzenia na emeryturę zarówno w przypadku mężczyzn, jak i kobiet. Jeśli chodzi o panie, ta liczba jest jednak znacznie bardziej wymowna. Z opracowania wynika bowiem, że w ciągu 20 lat średni wiek mężczyzn żegnających się z pracą wydłużył się zaledwie o rok, ale w przypadku pań już o cztery lata.
Nie bardzo zresztą mają wybór, a mizernym pocieszeniem może być fakt, że panom także przyszło pracować dłużej. I panie i panowie muszą bowiem męczyć się w pracy do ukończenia 67. roku życia.
I trudno nie zgodzić się z prof. Bogusławą Urbaniak, kierownik Katedry Pracy i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego, która zauważa, że wpływ na to ma cały splot przyczyn na czele z ograniczeniem przywilejów emerytalnych dla kobiet, które niegdyś mogły znacznie wcześniej cieszyć się wolnością niż obecnie.
Gdy z tego pomysłu się wycofano, automatycznie wydłużył się czas pracy kobiet. I nawet gdyby panie bardzo chciały już bawić wnuki, to jednak najpierw muszą spełnić ustawową powinność.
Ale otwartym pozostaje pytanie, czy łodzianki, a także pozostałe Polki tak bardzo pragną wrócić do zmieniania pieluch wnukom, serwowania im kaszek mlecznych i przecierania marchewki przez sitko (lub w nowocześniejszej wersji podgrzewania owej marchewki z małego słoiczka). I kim miałyby się zajmować, skoro od lat spada liczba urodzeń? Nie można jednak paniom odmówić, że po prostu chcą dłużej pracować, a szefowie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogą z tego powodu tylko zacierać ręce.
Nie wiadomo zresztą, czy w przyszłości łodzianki nie będą pracować jeszcze dłużej. Jak zauważa łódzki demograf profesor Piotr Szukalski, wszelkie prognozy bazują na założeniu o utrzymywaniu się trendu do wydłużania się życia Polek i Polaków. Założenie jest takie, że w nadchodzących dekadach długość życia Polek będzie się wydłużać o ok. 2 lata w trakcie dziesięciolecia, a Polaków nawet o 2,5 roku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?