Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianka oszukana przez znajomą. Teraz boi się o siebie i dzieci

Agnieszka Jasińska
Urszula Kowalczyk do końca życia nie zapomni podróży "za chlebem"
Urszula Kowalczyk do końca życia nie zapomni podróży "za chlebem" Grzegorz Gałasiński
Urszula Kowalczyk z Łodzi, matka piątki dzieci, wyjechała do Wielkiej Brytanii z nadzieją, że odmieni swój los na lepszy. Zaprosiła ją koleżanka. Jednak znajoma oszukała panią Urszulę i pozbawiła środków do życia. Łodzianka wróciła do Polski i zgłosiła sprawę do prokuratury.

Twierdzi, że właśnie z tego powodu zaczęła dostawać groźby. Odbierała telefony, że coś jej się stanie, jeśli będzie drążyć sprawę. Śledztwo umorzono. Prokuratorzy nie widzieli zagrożenia, bo osoba, która miałaby grozić pani Urszuli... mieszka za granicą.

Łodzianka wyjechała do Anglii z biedy. Koleżanka obiecała, że pomoże jej w znalezieniu zatrudnienia i mieszkania na Wyspach. Pani Urszula w Łodzi nie miała pracy. Cały czas brakowało jej pieniędzy na życie, ledwo wiązała koniec z końcem.

- Pojechałam pierwsza, dzieci miały do mnie dojechać potem - opowiada kobieta. - Koleżanka zaprowadziła mnie do urzędów i banku. Podpisywałam tam jakieś dokumenty. Nie znam języka, nie wiedziałam co podpisuję. Ale koleżanka zapewniała, że podpisując papiery, zapisuję dzieci do szkoły. Otworzyłyśmy też konto w banku dla mnie. Nie podejrzewałam nic złego, bo nie miałam powodów, aby nie ufać znajomej.

Po miesiącu do pani Urszuli dojechały dzieci. - Niestety, nie mogłam znaleźć pracy w Anglii. Razem z dziećmi wróciłam więc do Łodzi - mówi kobieta.

I wtedy zaczęły się kłopoty. Pani Urszula nie dostała zasiłku na dzieci. Kiedy poszła wyjaśnić sprawę, wytłumaczono jej, że pieniędzy nie dostanie, bo... prowadzi w Anglii działalność gospodarczą. Okazało się, że to "zasługa" jej znajomej.

Łodzianka szybko skojarzyła fakty. Przypomniała sobie dokumenty, które podpisała w Anglii. Próbowała wyjaśnić sprawę w urzędzie i porozmawiać ze znajomą. Jednak nie mogła się skontaktować z koleżanką. - Wtedy zaczęłam odbierać telefony, że coś mi się stanie, jeśli będę drążyć tę sprawę - opowiada łodzianka.

Pani Urszula zgłosiła sprawę do prokuratury. Jednak śledztwo umorzono.

"Brak jest podstaw do przyjęcia, że wskazane osoby mogły działać z zamiarem osiągnięcia korzyści majątkowej (...). Ani strona brytyjska ani strona polska dotychczas nie wyjaśniły sprawy Urszuli Kowalczyk i w związku z tym wypłata świadczeń nie mogła być realizowana" - czytamy w uzasadnieniu prokuratury.

A jeśli chodzi o groźby...
"W sytuacji, w której osoby, według Urszuli Kowalczyk dokonujące oszustwa na jej szkodę, na stałe przebywają poza granicami Polski realność zagrożenia i możliwość kierowania gróźb uznać należało za znikome, graniczące z niemożliwym" - czytamy dalej w uzasadnieniu decyzji prokuratury.

Pani Urszula załamuje ręce. - Wciąż odbieram telefony z groźbami. Boję się, że coś się stanie mnie albo dzieciom. Cały czas mam też problem z wypłatą zasiłków - mówi kobieta.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki