Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie budownictwo, czyli przeprowadzka z kamienic na wielkie osiedla

Anna Gronczewska
Archiwum Dziennika Łódzkiego
Po wojnie w Łodzi opracowano plany ogólnego zagospodarowania przestrzennego miasta. Później zaczęła się budowa bloków i wielu łodzian mogło się przeprowadzić z kamienic na osiedla. Nie wszyscy jednak chcieli się przenosić.

Trudno określić ile procent łodzian mieszka w blokach, a ile w tzw. starym budownictwie. Jednak liczba mieszkańców bloków już znacznie przewyższa tych, którzy żyją w łódzkich kamienicach. Coraz więcej łodzian decyduje się porzucić swoje „M” i wyprowadza się na obrzeża Łodzi lub nawet poza jej granice.

Z kamienic do bloków

Przed wojną większość łodzian mieszkała w kamienicach. W mniejszych lub większych, znajdujących się w centrum miasta lub na jego obrzeżach. Podobno początkowo łodzianie niezbyt chętnie przeprowadzali się do nowych bloków. Narzekali, że lokale są niższe niż te w starych kamienicach, bo mają tylko 2,10 metra wysokości, a nie 3 metry. Nie wszystkim podobało się, że mają kuchnie gazowe, a nie węglowe. Niektórzy mówili nawet, że gotowane na gazie ziemniaki gorzej smakują niż te gotowane na gazie... Nie podobało się im, że w nie wszystkich blokowych mieszkaniach podłoga wyłożona jest parkietem, a zwykłymi deskami lub płytkami pcv. Ale tak było na początku. Łodzianie szybko przekonali się do mieszkań w blokach. I dla wielu z nich stało się największym marzeniem...

84-letnia Lucyna Wasilewska, która wiele lat pracowała w „Unionteksie”, mieszkała w kamienicy przy ul. Targowej. Wprowadziła się tam z rodzicami zaraz po wojnie. Mieszkali na trzecim piętrze. Z klatki schodowej wchodziło się do przedpokoju. Z niego do kuchni i dwóch pokoi w amfiladzie.

- Przed wojną musiała to być część większego mieszkania - opowiada pani Lucyna. - Ten mniejszy pokój pewnie był służbówką. Było w nim zamurowane wejście. Na początku byliśmy szczęśliwi, że dostaliśmy to mieszkanie. Ale z czasem zaczęło nam doskwierać. Trzeba było palić w piecu, nosić węgiel na trzecie piętro. Zrobiliśmy sobie ubikacje, ale na wannę nie było miejsca. Z czasem zrobiło się ciasno. Ja wyszłam za mąż, urodziła się dwójka dzieci. W tych dwóch pokojach mieszkaliśmy w siódemkę - moi rodzice, mąż, syn, córka i brat - kawaler.

Dlatego pani Lucyna marzyła o mieszkaniu w blokach. Z łazienką, centralnym ogrzewaniem.

Łódzkie budownictwo mieszkaniowe ruszyło po wojnie. Na przełomie lat 40. i 50. bloki w mieście budowano z cegły. Jak choćby te na Dołach czy przy ul. Pojezierskiej. Teofilów i Dąbrowa to już Łódzka Sekcja Mieszkaniowa, Łęczycka - Przędzalniana - W 70, Zgierska - Stefana - WK - 70, a cała Retkinia to „Szczecin”.

Pani Lucyna i inni mieszkańcy Dąbrowy, ale też Teofilowa, powinni się cieszyć, że nie zafundowano ich takich mieszkań jak na osiedlu Szuwary w Szczecinie. Tam zbudowano bloki, gdzie lokatorzy jednego piętra mieli wspólną toaletę. W Łodzi też chciano tak budować, ale zaprotestowała przeciw temu Michalina Tatarkówna-Majkowska, która była wtedy pierwszym sekretarzem Komitetu Łódzkiego PZPR. Nie udało się jednak uniknąć w Łodzi budowy mieszkań z tzw. ślepą kuchnią. Znajdzie się takie m.in. na Dąbrowie, w bloku stojącym na rogu ul. Felińskiego i Kadłubka. Okno w kuchni wychodzi do ubikacji. Blok ten charakteryzuje się jeszcze wyjątkowo małymi oknami.

Jednym z najsłynniejszych w Polsce systemów w jakich budowano bloki była Łódzka Sekcja Mieszkaniowa. System ten polegał między innymi na tym, by budować dużo i tanio. Choć jedna z jego dyrektyw zaznaczała, że mieszkania mają być... ludzkie. ŁSM decydowała o rozkładzie mieszkań wielu bloków, które w latach 60. wybudowano na Dąbrowie. I na tym osiedlu, przy ul. Gojawiczyńskiej, swoje wymarzone „M” dostała Lucyna Wasilewska. Mieszka w nim do dziś. W międzyczasie wyprowadziły się dzieci, ona została wdową. Tak jak w wielu mieszkaniach na Dąbrowie jej M-3 ma około 37 metrów. Składa się z dwóch pokoi, małej łazienki i kuchni. Pani Lucyna kiedyś była zachwycona tym mieszkaniem, zwłaszcza gdy z mężem i dziećmi przeprowadziła się z ul. Targowej. Teraz ma już inne zdanie.

- Nie wiem kto projektował takie mieszkania! - żali się kobieta. - Łazienka jest tak mała, że nie mogę ustawić w niej pralki. Stoi w kuchni... Duży pokój jest bardzo nieustawny. Wchodzi się do niego do małego pokoju, kuchni i oczywiście przedpokoju. Sam przedpokój jest tak wąski, że dwie grubsze osoby z trudem się w nim zmieszczą... Ale mąż umarł, dzieci poszły na swoje, więc takie mieszkanie mi wystarczy. Do śmierci będę tu żyła, tylko żeby ta łazienka była trochę większa.

Pani Wiesława mieszka bloku przy ul. Zielnej na Bałutach. Jest już na emeryturze. Pamięta dobrze jak się cieszyła, gdy na początku lat 50. dostała przydział mieszkania w blokach. Cztery pokoje. Tyle, że w teorii. Musiała się swym mieszkaniem podzielić z kobietą, która po wojnie przyjechała do Łodzi ze wsi.

- Ale na to nie zwracaliśmy uwagi, człowiek był szczęśliwy, że miał mieszkanie - opowiadała nam pani Wiesia, z zawodu chemik, emerytowany pracownik łódzkich laboratoriów. - Ja z mężem miałam dwa pokoje, a ta druga rodzina też dwa. Tyle, że my mieliśmy łazienkę, a oni nie. Kuchnia była wspólna. Nie chcieliśmy jej z nikim dzielić. Wydzieliliśmy sobie kuchnie z pokoju...

Minęły lata, syn dorósł, mąż odszedł, a pani Wiesława dalej dzieli mieszkanie z inną rodziną.

- Każdy by chciał mieszkać sam, ale co mam robić? - pyta. - Ważne, że jest gdzie mieszkać. Nie wiem czy ci współlokatorzy żyją... Dawno tej pani nie widziałam...

Zaraz po drugiej wojnie światowej opracowano plany ogólnego zagospodarowania przestrzennego Łodzi. Jednym z ich głównych założeń było rozpoczęcie na dużą skalę budownictwa mieszkaniowego, wielorodzinnego. Dr Aleksandra Sumorok, historyczka architektury, wykładowca w Akademii Sztuk Pięknych, autorka książki „Architektura i urbanistyka Łodzi okresu realizmu socjalistycznego”, opowiadała nam, że budownictwem mieszkaniowym zaczęto zajmować się między 1948 a 1949 rokiem kiedy nastał socrealizm. Było jednak więcej planów niż realizacji, ale kilka osiedli w latach 50. powstało. Zaczęto oczywiście od Bałut. Tej dzielnicy nie wybrano przypadkowo. Zawsze mieszkała tam najbiedniejsza ludność Łodzi, więc wybór był znakomity z ideologicznego punktu widzenia. Poza tym na tym terenie znajdowało getto. Część budynków było zburzonych. Był to znakomity teren do rozpoczęcia nowych inwestycji.

- Bałuty miały stać się reprezentacyjną częścią Łodzi - wyjaśniała dr Aleksandra Sumorok. - Północna część miasta miała stać wielkim, robotniczym osiedlem mieszkaniowym. Taką przeciwwagą do mieszczańskiego Śródmieścia, ale też kierunku rozwoju Łodzi. Łódź dotąd rozwijała się od strony południowej. Teraz miało się to zmienić. Uznano, że ma się rozwijać od północy.

Na Bałutach miała powstać wielka dzielnica mieszkaniowa zaprojektowana przez zespół architektów z Warszawy z Zakładu Osiedli Robotniczych. Jego kierownikiem był Ryszard Karłowicz. Mieszkał w stolicy, ale do Łodzi przyjeżdżał na konsultacje. Zgodnie z założeniami na Bałutach miało powstać osiedle dla 40 tysięcy łodzian.

- Składać się miało z sześciu osiedli - zaznaczała Aleksandra Sumorok. - Każde miało być samowystarczalne, z odpowiednią infrastrukturą. A więc szkołą, przedszkolem, sklepami.

W tym projekcie znalazły się dwa założenia reprezentacyjne. Jednym był Rynek Starego Miasta. Ten plan zrealizowano, ale nie w całości. Drugim zaś Rynek Bałucki.

- Rynek Bałucki miał stać się reprezentacyjną częścią Bałut - opowiada pani Aleksandra. - Z hotelami, domem kultury. Projekt tego domu kultury został zrealizowany. Tylko wybudowano go w... Rzeszowie.

Nowa dzielnica miała być otoczona terenami zielonymi. Zieleń odgrywała wtedy bowiem bardzo ważną rolę podczas projektowania osiedli mieszkaniowych. Częściowo udało się te plany zrealizować. Powstał bowiem Park Staromiejski, oddzielający Bałuty od Śródmieścia.

Z tego wielkiego planu udało się zrealizować osiedle Staromiejskie, czyli tzw. Bałuty VI, choć nie do końca. Zostało zaprojektowane jeszcze przez Ryszarda Karłowicza i jego zespół. Jest ono jednak bardzo ciekawe, bo znajdziemy tu elementy socrealizmu, ale też wcześniejszego modernizmu. Jak zauważała Aleksandra Sumorok osiedle to nie ma sztywnego, gęstego układu zabudowy, ma dość swobodnie prowadzone ulice. Sam Rynek Starego Miasta miał przypominać rynki podłódzkich miast, a więc Piotrkowa Trybunalskiego czy Sieradza.

- Nie udało się w całości zrealizować tych planów - przypominała dr Sumorok. - Nie ma południowej pierzei, przy której nic nie stoi, jest park. Na zachodniej pierzei miały stać budynki urzędów. Też nie powstały.

Nie przeprowadzono wszystkich zaplanowanych wyburzeń. Tak więc koło nowych bloków stoją dalej stare kamienice. Same budynki mieszkalne są bardzo ciekawe. Pozbawione patosu charakterystycznego dla budownictwa socrealistycznego. Na blokach przy ul. Podrzecznej można zobaczyć na przykład charakterystyczne freski. Z czasem koło Rynku Starego Rynku stanęły trzy wieżowce. Wzniesiono je w latach 60. Mówiono, że postawiono je dlatego, by odciągały wzrok od ideologicznie niepożądanych wież kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Pan Jan ma 79 lat i z dumą podkreśla, że mieszka na osiedlu Staromiejskim od końca lat 50. Dobrze pamięta jak w latach 60. zaczęto budować wieżowce przy ul. Wolborskiej.

- Mieszka się tu dobrze - zapewniał nas emeryt. - Mam dwa pokoje, z okien widok na park. I jeszcze to blok z cegły, a nie z jakiejś wielkiej płyty.

Budowę kolejnego osiedla rozpoczęto w 1951 roku. Były to Bałuty I. Projektowali je już łódzcy architekci z Miastopro-jektu - Bolesław Tatarkiewicz i Romuald Furmanek. Powstało ono w rejonie ulicy Wojska Polskiego, ul. Tokarzewskiego, ul. Franciszkańskiej.

- To najbardziej typowe, socrealistyczne osiedle w Łodzi - zapewniała dr Aleksandra Sumorok. - Mamy tu osiowo zakomponowane kwartały miejskie, wypełnione obrzeżną zabudową blokową. Mamy też reprezentacyjne bloki mieszkalno-handlowe przy ul. Wojska Polskiego. Są w nich zaprojektowane w formie łuków triumfalnych przejścia.

Pani Barbara nie mieszka na tym osiedlu, ale z okien swego bloku widzi należący do niego budynek przy ul. Kolektywnej.

- Mieszkam w bloku przy ul. Obrońców Westerplatte - opowiadała nam emerytowana pracownica zakładów im. Duracza. - Wprowadziłam się tu w 1956 roku. Zaraz jak wybudowali blok. Dostałam pokój z kuchnią, bo mieliśmy tylko jedno dziecko. Takie były zasady. Gdy ktoś miał dwoje dzieci to mógł liczyć na dwa pokoje. Potem rodziny się powiększały i bywało, że w jednym pokoju mieszkali rodzice i trójka dzieci. W naszym bloku były też mieszkania z trzema pokojami i kawalerka. Co ciekawe to te mieszkania z trzema pokojami mają dwa balkony, od jednej i drugiej strony. Balkony miały jeszcze tylko kawalerki. Ale to malutkie mieszkania. Bez kuchni, jest tylko taka wnęka kuchenna w pokoju. I bez łazienki. Jest tylko ubikacja.

Pani Barbara wspomina, że gdy wprowadziła się do bloku przy ul. Obrońców Westerplatte gotowała na piecu węglowym. Dopiero po roku czy dwóch mogła kupić kuchenkę gazową.

Siedem metrów na osobę

Ale wróćmy do wielkich planów przebudowy północnej części Łodzi. Częściowo zrealizowano osiedle Bałuty IV, a więc w rejonie ul. Zachodniej, Limanowskiego, Ciesielskiej, Bazarowej. Zaczęto budować je pod koniec socrealizmu. Kilka bloków powstało w rejonie ul. Limanowskiego, w okolicach ul. Urzędniczej. Tam miało powstać osiedle Bałuty V. Jego realizację zaczęto w 1956 roku, a więc po odwilży.

Budowano nie tylko na Bałutach. Takie osiedle powstało w rejonie ul. Wierzbowej. Kolejne zlokalizowano w okolicy dzisiejszego Ronda „Solidarności”, a więc między ul. Uniwersytecką, Pomorską, Źródłową. Wybudowano przy ul. Obywatelskiej, Rokiciu, Nowym Rokiciu. Ale i na Kozinach, Dołach czy Widzewie-Zachodzie, to jest w okolicach ul. Konstytucyjnej, Stylonowej, Szpitalnej. Ale wielu architektów uważa, że jednym z najładniejszych łódzkich osiedli jest to na Dołach. Każdy blok projektowano indywidualnie, w cegiełce, przedwojennymi metodami, tak jak młodych architektów uczono na studiach. Osiedle powstało między 1954 a 1956 rokiem. Mieszkania miały przeciętnie ponad 40 metrów kwadratowych. Jak na tamte czasy były bardzo ładne. Janina Górska, emerytowana księgowa do dziś mieszka w takim bloku. Jej M-2 to 33 metry kwadratowe, spory pokój, kuchnia, łazienka razem z ubikacją, balkon.

- Wszystko rozkładowe - dodaje pani Janina. - Czyli do pokoju, kuchni i łazienki wchodzi się z niewielkiego przedpokoju. A co najważniejsze wokół mojego bloku jest pełno zieleni. Sąsiedzi też nie narzekają. Mają około 40 metrów i jeden pokój więcej.

W „cegiełce” budowano też tzw. Osiedle Młodych, czyli powstałe w latach 50. bloki przy ul. Pojezierskiej.

Na mieszkania wybudowane w latach 50. mało kto narzeka. Jednak powoli zaczęto mówić o mieszkaniowych normatywach. Taki normatyw wynosił na przykład siedem metrów kwadratowych na osobę. Tak więc M-3, a więc przeznaczone dla trzyosobowej rodziny miało 28 metrów kwadratowych. Z każdym rokiem w Polsce Ludowej mieszkania były coraz mniejsze, mniej funkcjonalne. Normatywy miały być dla architektów rzeczą świętą. Stefania Stanisławska, łódzka architekt, w rozmowie z nami wspominała, że gdy projektowałam bloki przy tzw. kapeluszu pana Anatola, niedaleko szpitala im. Kopernika, to przekroczyła normatyw. Zaprojektowane mieszkania były większe o pięć metrów.

- Projekt odrzucono, a ja przez wiele miesięcy musiałam płacić karę potrącaną z pensji - opowiadała. - By zrobić coś innego trzeba było się bardzo nagimnastykować. Ale dzięki temu łódzkie bloki mają balkony, okna na klatkach schodowych.

W lata 60. łódzkie budownictwo wkroczyło ze wspomnianą wcześniej słynną na całą Polskę Łódzką Sekcją Mieszkaniową. W ŁSM oprócz Dąbrowy wybudowano też bloki przy ul. Sierakowskiego, Hipotecznej, oraz część Teofilowa. Pierwsze bloki, przy ul. Aleksandro-wskiej wybudowano w 1964 roku. Postawiła je dla swoich pracowników „Elta”. Niedługo po tym wydarzeniu łódzki korespondent jednej z warszawskich gazet donosił, że na łódzkim osiedlu Teofilów stoi już 12 bloków.

- Ta największa dzielnica Łodzi ma liczyć 50 tys. mieszkańców i sięgnie aż po Żabieniec, gdzie stoi dziś w osamotnieniu, z dala od miasta jedno z najwspanialszych dzieł architektury przemysłowej fabryka „Elta” - pisał korespondent z Warszawy.

Teofilów, sztandarowe osiedle Łodzi było projektowane pod uważnym nadzorem władz Łodzi. Kiedyś projektantów Teofilowa odwiedził towarzysz Bolesław Koperski, pierwszy sekretarz komitetu miejskiego PZPR. Zobaczył makietę osiedla i stwierdził, że trzeba przesunąć jeden z wieżowców. Wziął go i ustawił w innym miejscu, gdzie był akurat staw...

Na przełomie lat 60. i 70. w Łodzi zaczęto budować bloki z tzw. wielkiej płyty. W takiej technologii wybudowano m.in. osiedle Widzew-Wschód.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki