Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie kościoły: drugi kościół w mieście

Anna Gronczewska
O wyposażenie wnętrza kościoła Podwyższenia św. Krzyża przy Sienkiewicza zadbali łódzcy fabrykanci.
O wyposażenie wnętrza kościoła Podwyższenia św. Krzyża przy Sienkiewicza zadbali łódzcy fabrykanci. Jakub Pokora
Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Świętego Krzyża jest pierwszą murowaną świątynią w Łodzi. Pamięta czasy, gdy w mieście budowano wielki przemysł - pisze Anna Gronczewska.

Parafia Podwyższenia Świętego Krzyża była drugą parafią powstałą w ciągle rozwijającym się mieście. Już w 1836 roku mieszkańcy Łodzi zaczęli myśleć o budowie nowej świątyni. Na początek miała to być kaplica filialna kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na Placu Kościelnym. Tłumaczyli to tym, że katolicy mieszkający na drugim końcu Łodzi mieli za daleko do kościoła.

Już rok po tym sporządzono projekt kaplicy, która miała zostać zbudowana w stylu klasycystycznym. Niestety, nie było pieniędzy na realizację tego projektu. Jednak nie porzucono myśli o wzniesieniu kościoła. W 1841 roku nawet władze miasta zobowiązały się do wypalenia cegieł na jego budowę. Nie było jednak nowego projektu świątyni. Przez ponad dziesięć lat nie powracano do tematu.

Budowa kościoła pod wezwaniem Podwyższenia św. Krzyża trwała wiele lat. Trzeba było pokonać wiele trudności, by powstała świątynia

Sprawa wróciła w 1854 roku. Znamy nawet nazwisko architekta Mertschinga, który sporządził kolejny projekt kościoła. Tym razem świątynia miała być zbudowana w stylu neogotyckim. Ale na tym się skończyło. W 1859 roku nowym proboszczem parafii na Placu Kościelnym został ks. Wojciech Jakubowicz. Stał się on gorącym orędownikiem budowy nowego kościoła w Łodzi. Łódzcy katolicy zobowiązali się, że pokryją koszty budowy. Zaczęto szukać miejsca, gdzie miał stanąć nowy kościół. Wybrano plac znajdujący się na rogu ul. Przejazd (dziś Tuwima) i Dzikiej (Sienkiewicza).

Dwaj łodzianie Leopold Kuntschel i Franz Sima oddali na ten cel za darmo swoje działki. Jednak łodzianom, a także władzom carskim, nie podobał się projekt kościoła. Wtedy zamówienie na wykonanie projektu kościoła otrzymał warszawski architekt Franciszek Tournelle. Korzystał on z projektu wykonanego w 1854 roku.

Profesor Krzysztof Stefański w swojej książce "Architektura sakralna Łodzi w okresie przemysłowego rozwoju miasta 1821-1914", podaje, że Franciszek Tournelle, budowniczy guberni warszawskiej, skwapliwie wykorzystał szansę, jaką stworzyło powierzenie mu przez rząd gubernialny "na żądanie mieszkańców" wykonania planów drugiego kościoła katolickiego w Łodzi. Koszt budowy kościoła wycenił na 33 tysiące rubli.

4 lipca 1860 roku rozpoczęto budowę, a już 18 sierpnia biskup Henryk Plater, sufragan łowicki, poświęcił kamień węgielny pod nową łódzką świątynię. Niestety, wybuch wojny secesyjnej w Ameryce i kryzys ekonomiczny, który dotarł do Łodzi, utrudniły dalsze prace. W ciągu trzech lat wzniesiono mury do wysokości parapetów podokiennych. Prace zahamował wybuch Powstania Styczniowego. Na Sybir zesłano ks. Wojciecha Jakubowicza.

W 1866 roku prezydent Łodzi, Edmund Pohlens, wystąpił do władz rosyjskich o wyrażenie zgody na dokończenie budowy kościoła. Motywował to tym, że drewniany kościółek na Placu Kościelnym nie może pomieścić wszystkich wiernych. Zgody nie dostał.

- Po trzech latach, w 1869 roku, miejski architekt Jan Bojanowski otrzymał polecenie wyceny dokonanych prac - pisze w swojej książce, poświęconej architekturze sakralnej miasta, prof. Krzysztof Stefański. Na wznowienie prac budowlanych trzeba było poczekać kilka lat. Dzięki ks. Ludwikowi Dąbrowskiemu, proboszczowi parafii na Placu Kościelnym, zebrano odpowiednią sumę pieniędzy i wznowiono budowę kościoła. Jak podaje profesor Krzysztof Stefański, 2 listopada 1875 roku ks. Ludwik Dąbrowski poświęcił nową świątynię pod wezwaniem św. Jakuba i odprawił w nim pierwszą mszę świętą.

Kościół był w stanie surowym. W jego urządzanie włączyli się łódzcy przemysłowcy, mimo że niektórzy byli ewangelikami. Jeden z bocznych ołtarzy, z obrazem św. Justyna ufundował Edward Herbst. Juliusz Heinzel pomógł przy wykończeniu wieży kościelnej. Na jej szczycie stanął pozłacany krzyż mający sześć metrów wysokości. W kuli stanowiącej jego podstawę umieszczono dokument zawierający informacje m.in. o liczbie parafian i nazwiska ludzi zaangażowanych w jego budowę. Karol Scheibler ufundował drewniany ołtarz główny.
Umieszczono w nim wizerunek Zbawiciela na krzyżu z figurami Najświętszej Maryi Panny i św. Jana stojących pod krzyżem, po bokach w niszach - figury św. Piotra i św. Pawła. Scheibler podarował też kościołowi ambonę, organy i trzy dzwony. Ofiarował też ołtarz w kaplicy św. Anny. Wewnątrz kościół malował malarz Jungnikiel na koszt Matyldy Herbst.

Jednak mimo zaangażowania przemysłowców, w 1885 roku "Dziennik Łódzki" ubolewał nad stanem kościoła. Dziennikarz narzekał na nagie ściany świątyni i pisał: "Spójrzmy tylko na nowy kościół katolicki, jakże on wygląda! Czyż powinien w Łodzi mieście tak ludnem i bogatem być opuszczony przybytek Boży, czyż nie jest obowiązkiem dążyć do wykończenia przez składanie danin".

Nowy łódzki kościół długo był filialną kaplicą parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Dopiero w 1884 roku władze rosyjskie wyraziły zgodę na utworzenie nowej parafii. Ogłoszono to uroczyście 25 stycznia 1885 roku. Jej proboszczem został ks. Ludwik Dąbrowski, który wniósł duży wkład w budowę świątyni. Do parafii należała południowa część Łodzi, od ul. Zawadzkiej (Próchnika) i Południowej (Rewolucji 1905 roku) do wsi Wólka i Rokicie. W jej skład weszły też inne wioski, m.in. Widzew, Karolew, Zarzew.
Konsekracja kościoła odbyła się 19 maja 1888 roku. Dokonał jej arcybiskup warszawski Wincenty Popiel-Chościak. Wtedy też, podczas konsekracji, umieszczono w głównym ołtarzu relikwie św. Justyna i św. Agnieszki. Jednocześnie zmieniono jego wezwanie - nie był to już kościół św. Jakuba, a Podwyższenia Krzyża Świętego. Do dziś znajduje się w nim relikwia Krzyża Świętego. To gwóźdź z Krzyża Chrystusa. Tyle, że nikt dziś nie jest w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób ta relikwia trafiła do Łodzi.

W parafii Świętego Krzyża dużą rolę przywiązywano do kultywowania patriotycznych postaw. Głośno było o manifestacji, która miała miejsce przed kościołem 3 maja 1905 roku. Opis jej podaje w książce "Łódź Piotrowa" Marek Budziarek. Kończyło się nabożeństwo majowe, gdy pod chórem powstało zamieszanie. Ludzi w kościele było tak dużo, że cześć stała na zewnątrz. Ks. Karol Szmidel, ówczesny proboszcz parafii, wspominał, że nagle rozległy się strzały z rewolweru. Stojący przez kościołem ludzie zaczęli śpiewać "Boże coś Polskę". Nagle pojawiło się kilkunastu kozaków. Zaczęli strzelać.

- Sądziłem, że strzały oddano w powietrze na postrach - tak wspominał to wydarzenie ks. Szmidel. - Tymczasem przekonałem się, że strzelano do ludzi, albowiem trzech zraniono na cmentarzu. Dowodzi tego i to, że pięć żelaznych prętów w parkanie okalającym kościół znacznie uszkodzono kulami karabinowymi. Jedna kula wpadła do kościoła wielkimi drzwiami i przedziurawiwszy szybę w drzwiach szklanych, uderzyła w pierwszy filar w kościele. Niektóre kobiety, które w czasie nabożeństwa umieściły się przy wielkich drzwiach pod chórem, spod chustek rozdawały mężczyznom rewolwery, które w kościele nabijali.

Kilkadziesiąt lat później, w stanie wojennym, przed kościołem św. Krzyża kończyły się patriotyczne manifestacje, które ruszały spod kościoła jezuitów przy ul. Sienkiewicza. Niektórzy jeszcze pewnie pamiętają krzyż z kwiatów układany pod ścianą świętokrzyskiej świątyni...

W czasie wojny kościół pw. Podwyższenia Świętego Krzyża był jedną z trzech łódzkich świątyń, która nie została zamknięta. Ale mogli się w nim modlić tylko niemieccy katolicy. Kościół ten nie wybrano przypadkowo. Od lat pracowali tu duszpasterze zajmujący się niemieckimi katolikami. Działały tu niemieckie organizacje katolickie, społeczne. Przed wybuchem wojny opiekował się nimi ks. Roman Gradolewski, późniejsza ofiara stalinowskich represji. Ksiądz pochodził ze Stargardu Szczecińskiego. Podczas okupacji zmuszano go do przyjęcia obywatelstwa niemieckiego. Zgodził się na to po konsultacji z biskupem Włodzimierzem Jasińskim, ordynariuszem łódzkim.

Pełnił rolę łącznika pomiędzy kurią łódzką a nuncjuszem apostolskim w Berlinie. Opiekował się dalej niemieckimi katolikami. Jednak po wyzwoleniu, już w lutym 1946 roku, ks. Gradolewski został zatrzymany i umieszczony w obozie pracy na Sikawie. Trafiały tam osoby podejrzewane o współpracę z Niemcami. Księdza z obozu zwolniono... Wyjechał wtedy do Bierutowa, na Ziemiach Odzyskanych, gdzie znów został aresztowany. Nie cieszył się długo wolnością. We wrześniu 1949 roku sąd w Łodzi skazał go na karę śmierci. Wyroku nie wykonano, a zamieniono go na 12 lat więzienia. Ks. Gradolewski opuścił je w 1955 roku. Pracował w parafii w Tymowej koło Wołowa. Umarł w 1995 roku.

Kościół Podwyższenia Świętego Krzyża jest jedną z najładniejszych łódzkich świątyń. Nie uległ zniszczeniu w czasie wojny, ale zaczął podupadać po jej zakończeniu. Od kilku lat kościół powoli odzyskuje dawny blask. Duża w tym zasługa obecnego proboszcza parafii, ks. Wojciecha Danki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki