18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie: mali bohaterowie

Joanna Leszczyńska
Anna Majewska jest bardzo dumna z dzielnego syna.
Anna Majewska jest bardzo dumna z dzielnego syna. Dariusz Śmigielski
Szymek, Krystian, Brajan, Marcin, Karolina, Malwina - mali bohaterowie, którzy uratowali życie innym. Historie tych dzieci to dobry przykład, że od najmłodszych lat warto rozmawiać o odwadze i odpowiedzialności za innych.

To miała być spokojna noc. Mąż był w drodze do Warszawy, a Anna Majewska razem z synami położyła się spać.

Nie pamięta, kto pierwszy poczuł dym w mieszkaniu. Być może coś pierwszy poczuł Szymek, bo wstał, żeby się czegoś napić. Wtedy obudził się 4-letni Oskar.
- Wstał z łóżka i zaraz upadł - opowiada Szymek. - Zaczął wymiotować.

Płacz i krzyk dobiegający z pokoju chłopców zbudził matkę. Czuła się jakaś słaba, kręciło jej się w głowie. Ale przecież coś złego dzieje się z Oskarem... Zajęła się wymiotującym maluchem i prawie ostatkiem sił kazała Szymkowi zadzwonić na pogotowie. Domyślała się, że mogli się podtruć czadem.

Szymek znał numer pogotowia. On zadzwonił, a zaczęła mama: "Proszę wezwać karetkę. Nie mam siły, chyba zatrułam się czadem". Tę rozmowę dyspozytorki pogotowia w Piotrkowie Trybunalskim Anny Kowalskiej z Anną Majewską i jej synem, który potem przejął inicjatywę w ratowaniu rodziny, poznała cała Polska.

Dyspozytorka: - Wszyscy są przytomni. Proszę pani?
Matka: - Nie bardzo
Szymon: - Przepraszam, ja jestem jedynie przytomny, brat wymiotuje, a mama jest ledwo przytomna.
Dyspozytorka: - Pootwieraj wszystkie okna, dobrze? Bo prawdopodobnie wszyscy zatruliście się czadem. (...) Halo, słyszysz mnie?
Szymon: - Wszystkie okna mam pootwierać?
Dyspozytorka: - Tak, najlepiej byłoby, gdybyście wszyscy wyszli na powietrze. Ubrać się ciepło... Lub usiądźcie blisko okna. (...) Wysyłam karetkę.

Szymek uchylił plastikowe okna. Otworzył też drzwi.
Jako pierwsi w domu Majewskich w Woli Krzysztoporskiej pojawili się strażacy, zawiadomieni przez pogotowie. Dochodziła druga w nocy.

- Jeszcze u sufitu widać było dym - opowiada jeden ze strażaków, który brał udział w akcji. - Koledzy zajęli się zabezpieczeniem kotłowni, żeby opanować wydobywanie się trującego dymu.

Kilka minut później przyjechało pogotowie. Całą trójkę zawieziono do szpitala w Piotrkowie. Na szczęście ich życie nie było zagrożone, ale gdyby nie Szymek, mogłoby się to skończyć tragicznie.
Tuż po wypadku Anna Majewska broniła się przed mediami. Chroniła też przed nimi Szymka.

Dlatego Agnieszka Warzyńska, dyrektorka zespołu szkół w Woli Krzysztoporskiej, do której chodzi chłopiec, mówi o nim tylko to, że jest spokojny i nie sprawia kłopotów. Jego mama zadzwoniła do szkoły, żeby mediom nie udzielać żadnych informacji, bo cała rodzina jest zmęczona tym rozgłosem. Dziś już emocje opadły. Szymek pstryka zdjęcie za zdjęciem z cyfrowego aparatu fotograficznego, jaki oprócz dyplomu i słodyczy dostał w nagrodę od Urzędu Gminy w Woli Krzysztoporskiej.
- Jesteśmy z niego dumni - mówi Roman Drozdek, wójt gminy. - Dlatego postanowiliśmy go uhonorować na spotkaniu ze strażakami, podsumowującym cały rok.

Anna Majewska rozpłakała się na tej uroczystości ze wzruszenia.
- To jest bardzo rozsądne dziecko - mówi dziś o Szymku. Dla niego to, co zrobił to normalka. Już w pierwszej klasie uczono go w szkole, gdzie trzeba dzwonić, kiedy potrzebna jest pomoc. Mówiono o tym także na harcerskich zbiórkach. Ostatnio - 8 października.

- Co można powiedzieć o Szymku? - zastanawia się Tomasz Fijałkowski, opiekun Szymka z 8. Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej "Trop". - Że buzia się mu nie zamyka, bo zawsze ma coś do powiedzenia. Interesuje się samochodami ciężarowymi, bo to fach jego taty. I oczywiście lubi robić psikusy kolegom z zastępu. Dzieciak jak każdy.

Rodzinę utrzymuje ojciec, który pracuje jako kierowca w transporcie i często jest poza domem. Mama choruje.
- Chcemy wnikliwie przyjrzeć się sytuacji tej rodziny, bo być może potrzebna jest pomoc - mówi Roman Drozdek, wójt gminy. - Być może konieczny będzie jakiś remont czy naprawa pieca, by nie doszło do nieszczęścia.

Dyspozytorka Anna Kowalska o Szymku: - Zachował zimną krew, niejedna osoba dorosła nie zachowuje się tak w podobnej sytuacji. Dla mnie to mały bohater.

Ale nie jest jedyny. Kilka miesięcy temu Anna Kowalska odebrała telefon od 9-letniej dziewczynki z okolic Piotrkowa, która prosiła o pomoc dla mamy, która dostała ataku padaczki.

- Byłam cały czas z nią na linii do momentu wejścia ratowników medycznych do domu - wspomina dyspozytorka. - Dziewczynka była bardzo wystraszona. Dla dorosłego widok człowieka w ataku padaczki jest straszny, a co dopiero dla dziecka. Mówiłam jej, żeby położyła mamę na prawy bok i żeby przytrzymała jej głowę w czasie ataku. Wykonywała to, o co prosiłam. Tymczasem dorośli niekiedy nie chcą słuchać naszych zaleceń, chociaż mogą one uratować komuś życie. Często za to słyszymy przez słuchawkę wyzwiska pod naszym adresem.

Ta dziewczynka nie zaznała choćby krótkiej medialnej sławy. Co innego Krystian Szymański z Łodzi. Trzy lata temu cała Polska podziwiała rezolutnego trzylatka, który uratował życie mamie chorej na cukrzycę, kiedy ta straciła przytomność. Byli sami w domu, kiedy mama zemdlała w kuchni.

Krystian nie zapomniał tego, czego go wcześniej uczyła. Złapał za komórkę i wybrał numer telefonu 112 i wezwał pomoc. "Mama źle się czuje... Ratunku" - płakał do słuchawki. Pracownica policji, która odebrała telefon, czuła, że nie są to głupie żarty. Chłopiec nie był w stanie podać adresu. Ale policjantka przypomniała sobie, że miesiąc wcześniej odebrała podobny telefon od dziecka z ulicy Kaliskiej, ale wtedy jego mama po jakimś czasie odezwała się, że już czuje się lepiej i nie jest jej potrzebna pomoc. Policjantom za pomocą elektronicznego centrum kontroli i dowodzenia udało się odszukać dom przy Kaliskiej, do którego Krystian wzywał pomoc miesiąc wcześniej. To on teraz wpuścił policjantów do mieszkania. Mama była nieprzytomna. Lekarz stwierdził hipoglikemię. Gdyby nie natychmiastowa pomoc, kobieta mogłaby umrzeć.
Nie zawsze jednak jest szczęśliwy koniec. Tak jak w historii Brajana Chlebowskiego z Łodzi sprzed pięciu lat. Jego imieniem jest nazwany plac zabaw w łódzkim ogrodzie zoologicznym. Brajan otrzymał pośmiertnie od ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Medal za Ofiarność i Odwagę.

Nikt jednak nie chciałby, żeby został bohaterem. Bo jak można oczekiwać od niespełna sześcioipółletniego dziecka, że uratuje życie ojcu i mieszkańcom kamienicy? To Brajan, blondynek o rozbrajającym uśmiechu, zadzwonił do straży pożarnej i zaalarmował, że w jego mieszkaniu przy ulicy Dowborczyków w Łodzi wybuchł pożar. Straż przyjechała po kilku minutach, ogień opanowano. Nie udało się jednak uratować Brajana, który zatruł się tlenkiem węgla.

Jego dramatyczne zawołanie w rozmowie z dyżurnym straży pożarnej: "Mówi Brajan, pali się u mnie" , które przytaczały przez wiele dni media, brzmiało wstrząsająco. Brajan podał nazwę ulicy, swoje imię i numer telefonu. Był w domu tylko z tatą. Według prokuratury, zanim doszło do tragedii, ojciec Brajana wraz ze swoim kolegą pił alkohol. Obaj palili też papierosy. Po wyjściu kolegi mężczyzna wrzucił niedopałki papierosów do śmieci. Później wraz z synem oglądał telewizję. Po jakimś czasie poczuł dym z przedpokoju. W kuchni paliła się podłoga.

Przyjechała straż, ale Brajanowi nie udało się pomóc. Kiedy specjalna komisja lekarska stwierdziła śmierć pnia mózgu dziecka, rodzice zgodzili się, by pobrane od syna narządy przekazać do transplantacji.

Na rok przed tragedią Brajan był z kolegami z przedszkola w łódzkiej straży na pogadance na temat bezpieczeństwa. Jak wspominają przedszkolanki, jako jedyny potrafił na koniec powtórzyć numer alarmowy straży. W nagrodę został podniesiony na podnośniku strażackiego samochodu. Znał też numer telefonu na pogotowie, na policję i do rodziny.

Ojciec chłopca, oskarżony o nieumyślne spowodowanie pożaru, dobrowolnie poddał się karze. Został skazany na trzy lata więzienia z zawieszeniem na sześć lat.

Brajan zyskał sławę rezolutnego chłopca, który potrafił przyjść z pomocą innym w ekstremalnie trudnej sytuacji. Od kiedy cała Polska usłyszała : "Mówi Brajan, pali się u mnie", w przedszkolach i szkołach zaczęto przywiązywać większą wagę do tego, by uczyć dzieci, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Reportaż o Brajanie, opublikowany w "Dzienniku Łódzkim" w lutym 2005 roku, trafił do szkolnego podręcznika.

- Te historie to dobry przykład, żeby rozmawiać z dziećmi o odwadze, odpowiedzialności za innych i zwykłym, codziennym bohaterstwie - mówi Anna Janczewska, psycholog dziecięcy. - Zawsze, ilekroć słyszę o dzielnym dzieciaku, który chwycił za słuchawkę telefonu, by zaalarmować policję czy pogotowie o jakimś nieszczęściu, myślę, że to spuścizna po Brajanie.

***

Mali bohaterowie
5 II 2009 r.

12-letni Adam ze wsi Marezy pod Kwidzyniem uratował wujka, na którym paliło się ubranie. Chłopiec chwycił stojący na podwórku garnek z wodą i wylał zawartość na wujka. Zdaniem policji, gdyby nie reakcja chłopca, wujek by nie przeżył.

30 IV 2009 r.
Marcin Gabryelczyk, 15-letni gimnazjalista z Poznania, udzielił pierwszej pomocy mężczyźnie z zawałem. Dzięki temu 60-latek przeżył. Marcin, wracając z kolegami z kina, zobaczył na przystanku leżącego na chodniku mężczyznę. Widząc, że ten człowiek źle się czuje, zadzwonił po karetkę. Następnie zaczął reanimować mężczyznę. Po kilku uciskach nieprzytomny mężczyzna odzyskał krążenie. Wkrótce nadjechała karetka.

12 VII 2009 r.
7-letnia Karolina Sikora ze wsi Kolno koło Międzychodzia zadzwoniła pod alarmowy numer 112, kiedy jej mama straciła przytomność. "Jak mamusia szła do pokoju, to upadła i nie mogę z nią rozmawiać" - tłumaczyła zdenerwowana dziewczynka. Wytłumaczyła dobrze strażakowi, gdzie mają przyjechać ratownicy.

16 XI 2010r.
11-letnia Malwinka z Białej Podlaskiej stanęła w obronie swojej matki, którą konkubent chciał ugodzić nożem. Dziewczynka zasłoniła matkę i została ranna w serce. Nie przeżyła.
lesz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki