Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie pustostany to czarne dziury miasta. Czas zastanowić się co z nimi zrobić

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi
Hanna Gill-Piątek jest działaczką społeczną i polityczną, koordynatorką Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi Krzysztof Szymczak
Występują głównie w centrum. Mijamy je codziennie przyzwyczajeni do ich widoku. Czasem są to całe kamienice, jak Dom Buta na rogu Tuwima i Piotrkowskiej, czasem pojedyncze zdewastowane witryny, puste mieszkania. Łódzkie pustostany. Kiedyś mój mąż uświadomił mi, że idąc wieczorem przez niektóre ulice Łodzi światło widać tylko w co którymś oknie. Czasem w co piątym, czasem ciemne są całe piętra. Skupieni na swoich sprawach przechodzimy obok nich i przestajemy zauważać, jak dużo ciemnej materii miasta nas otacza.

Powody istnienia pustostanów są różne. Ktoś kupił zabytkową kamienicę, wyrzucił lokatorów i czeka na jej śmierć techniczną, żeby wyburzyć i zagospodarować czy sprzedać działkę w dobrym punkcie. Często wbrew prawu, śmiejąc się w nos konserwatorowi, wykupując się tanio symboliczną grzywną. W oczekiwaniu na inwestora na takich placach powstają "dziadoparkingi", wyjące brzydotą i płachtami reklamowymi gęsto oblepiającymi płot. Bo jak prywatne, moje, to wolnoć Tomku i nie ma takiej siły, która zmusiłaby właściciela do czegokolwiek.

W przypadku mieszkań sprawy wyglądają różnie. W kamienicy, w której mieszkam, pustostanów jest tyle, co powodów ich istnienia. Ktoś kupił, bo było tanio, a obok remontuje się EC-1. Teraz nie używa, bo mieszka w Warszawie. Żeby wynająć, trzeba byłoby zainwestować w remont. Ktoś inny ma komunalne czy socjalne, ale mieszka z rodziną, bo taniej. Ktoś się uczy i chwilowo mieszka w akademiku, ktoś wyjechał za granicę i traktuje lokal jako skład biblioteczny dla kolekcji książek.

Te mieszkania stoją puste, dla sąsiadów zimą są zmorą, bo czasem właściciel czy najemca nawet nie zamknie okien i koszt ogrzewania sąsiednich lokali bardzo się podnosi. Kiedy od mrozu pęknie rura, trzeba się włamywać, bo nie ma żadnego kontaktu z nieobecnym lokatorem.

Dla miasta większe pustostany to miejsca martwe, toczone gangreną powolnej technicznej śmierci. Nikt o nie nie dba, stoją i niszczeją, służąc czasem za wieszaki do reklamowych szmat. Puste mieszkania też wiążą się z kosztami, i dla gminy, i dla pojedynczych wspólnot. Trudno wyegzekwować czynsze, podatek gruntowy, a infrastrukturę trzeba z czegoś utrzymać, naprawić dach czy zadbać o części wspólne budynku.

Samo miasto też płaci cenę, bo nie wykorzystuje miejsca w centrum i - wbrew Strategii rozwoju przestrzennego Łodzi - nie dogęszcza Śródmieścia. Zamiast tego musi rozwijać się na zewnątrz, budując nowe osiedla, co kosztuje bardzo dużo. Nawet jeśli są to inwestycje prywatne, trzeba zbudować drogi, infrastrukturę, doprowadzić transport publiczny, zadbać, by w okolicy było przedszkole czy szkoła. Za to wszystko płacimy ze wspólnej miejskiej kasy.

Tam, gdzie wokół panuje niszczejąca martwota, nie chce się żyć i przebywać. Strach wprowadzić się do kamienicy, w której na klatce mamy tylko trzech sąsiadów. Pustostany to nie tylko problem mieszkańców, ale i władz. Bo jak ożywiać obszar, w której dominującym elementem są puste witryny?

Dwa lata temu gościł w Łodzi profesor Holston, badacz zagadnienia obywatelstwa, demokracji i planowania przestrzennego. Mówił o tym, jak z problemem ziejących pustką dziur w mieście poradzono sobie w Brazylii, gdzie budynki kupuje się i trzyma puste wiele lat w celach spekulacyjnych. Otóż wprowadzono zmianę w podejściu do własności prywatnej, która przestała być świętą krową. W skrócie obłożono ją warunkiem użyteczności społecznej. Jeśli właściciel nic nie robi z budynkiem, rosnący z roku na rok słony podatek przypomni mu o konieczności zagospodarowania pustej przestrzeni.

Rzecz w Polsce nie do pomyślenia. Tak jak nie do pomyślenia jest jakakolwiek zmiana prawa, która uchroniłaby nas od zalewu szpetoty wpychającej się wszędzie nachalnej reklamy zewnętrznej. Miasto ma ograniczone środki, którymi może walczyć z niewłaściwym wykorzystaniem przestrzeni. W przypadku własności prywatnej nie ma właściwie żadnej broni. A wyobraźmy sobie, jak pięknie wyglądałby róg Tuwima i Piotrkowskiej, gdyby Dom Buta ożył i tętnił handlem, usługami czy kulturą.

W Warszawie zauważono ten problem. Dzięki Fundacji Bęc Zmiana powstała strona pustostany-warszawy.pl, na której tworzy się mapa czarnych dziur miasta. Diagnoza to wstęp do dyskusji, jakie kroki należy podjąć. W Łodzi jak na razie akcja dotycząca lokali komunalnych "Zgłoś pustostan" nie zakończyła się oszałamiającym sukcesem. A my nadal mijamy codziennie większe lub mniejsze czarne dziury i nawet o nich nie rozmawiamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki