Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie wilki morskie, czyli żeglarze ze Stawów Stefańskiego

Anna Gronczewska
Na Stawach  Stefańskiego jest jedyny w Łodzi wyciąg do wakeboardingu
Na Stawach Stefańskiego jest jedyny w Łodzi wyciąg do wakeboardingu Łukasz Kasprzak
Stawy Stefańskiego przez wiele lat były mekką łódzkich żeglarzy. Tu wielu z nich pierwszy raz wsiadało na łódkę z żaglem i próbowało nią pływać. Tak jak Jerzy Markowski, dziś kapitan jachtowy, kierujący klubem żeglarskim "Opty", działającym przy Pałacu Młodzieży w Łodzi.

- Uczyłem tu też młodych adeptów żeglarstwa - mówi pan Jerzy. Ale tak naprawdę jego przygoda z żeglarstwem zaczęła się w latach sześćdziesiątych. Miał trzynaście lat, gdy starszy brat zabrał go na Mazury. Tam wsiadł na żaglówkę i żeglarstwo pochłonęło go całkowicie. Choć jest inżynierem mechanikiem, to nie pracuje w zawodzie, żeglarstwo stało się jego sposobem na życie.

- Nawet przez pięć lat pracowałem w Centralnym Ośrodku Żeglarstwa Morskiego w Trzebierzy koło Polic, nad Zalewem Szczecińskim - opowiada pan Jerzy. - Jednak ze względów rodzinnych musiałem wrócić do Łodzi. Od 1971 roku mam stopień instruktora.

Jerzy Markowski, zwany w środowisku żeglarskim "Bolkiem", pamięta czasy, gdy na przystani znajdującej się na Stawach Stefańskiego stały małe żaglówki - "Omegi", potem "Optymisty". Działała szkutnia. Tu w 1953 powstał klub żeglarski, którym zarządzała Liga Obrony Kraju. Na Stawach Stefańskiego młodzi ludzie stawiali pierwsze, żeglarskie kroki.

To, że łódzcy żeglarze wybrali to miejsce, nie jest przypadkiem. Stawy Stefańskiego to największy naturalny akwen w mieście. Woda zajmuje 11 hektarów. By obejść dwa, dziś połączone ze sobą stawy, trzeba pokonać 2,5 kilometra. Położone są w parku im. 1 Maja. Utworzono je na rzece Ner, która płynie tu od strony Gadki Starej. Przed laty Stawy Stefańskiego były prywatną własnością. Stanowiły część folwarku Ruda. Na jego brzegach mieszkały piżmowce, wydry, a nawet żółwie błotne. Koło stawów stał dworek, młyn wodny. Po pierwszej wojnie światowej folwark rozparcelowano. Właścicielem części, na której znajdowały się stawy, został przedsiębiorca Aleksander Stefański. Szybko ten akwen zaczęto nazywać jego nazwiskiem.

To Aleksander Stefański, jeszcze przed wojną, uporządkował brzegi stawu, otworzył przystań i wypożyczalnię łódek, kajaków. Otworzył w pobliżu restaurację. Stawy Stefańskiego były przed wojną jednym z ulubionych miejsc wypoczynku nie tylko mieszkańców Rudy Pabianickiej, ale i łodzian. Dojeżdżali tu tramwajem, niemal pod stawy.

Po wojnie przy Stawach Stefańskiego była najpopularniejsza w okolicy knajpa, "Barkares". Organizowano tam potańcówki, na które chętnie przychodzili żołnierze ze znajdującej się na ul. Dubois jednostki łączności. Nie raz doszło do walki na pięści z "miejscowymi" o dziewczynę. Co roku przy Stawach Stefańskiego rozbijały się cygańskie tabory...

Rozmieścili się tu żeglarze, a w 1961 roku łódzcy harcerze uruchomili na Stawach Stefańskiego swoją przystań kajakową. Urządzano tu festyny, na ustawionej scenie występowały różne zespoły.

Zmiany społeczno-ustrojowe sprawiły, że Stawy Stefańskiego stawały się coraz bardziej zaniedbane. Przystań przejął Łódzki Okręgowy Związek Żeglarski, jednak brakowało pieniędzy na odpowiednie zagospodarowanie tego miejsca. Na dodatek ostatnio Urząd Miasta Łodzi wypowiedział umowę użyczenia, na mocy której korzystali z hangaru, w którym była m.in szkutnia. Członkowie związku mogli trzymać tam łódki.

Ale grupa pasjonatów, miłośników Rudy Pabianickiej, nie zraża się trudnościami. Postanowiła zawalczyć o to, by Stawy Stefańskiego znów stały się prawdziwym centrum łódzkich sportów wodnych. W 2009 roku powstał Klub Sportów Wodnych Łódź-Ruda, którego prezesem jest dziś Mariusz Jakiel, jednocześnie wiceprezes Łódzkiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.
- Marzy się nam, by na Stawach Stefańskiego kwitło życie, wodne życie miasta - mówi Mariusz Jakiel. - Chcemy ożywić to miejsce. Plany są duże, będziemy próbować.

W maju i wrześniu na Stawach Stefańskiego odbywają się już regaty żeglarskie. W ten sposób żeglarze z Łodzi zaczynają, a potem kończą sezon. - Organizujemy regaty dla dzieci, ale też dla tak zwanych wilków morskich - dodaje prezes Klubu Sportów Wodnych Łódź Ruda.

Szczególnie interesujące są właśnie regaty dla "wilków morskich". Na malutkich żaglówkach, typu Optymist, ścigają się ludzie, którzy są jachtowymi kapitami, żeglują po morzach. Na Stawach Stefańskiego muszą się zmierzyć z zupełnie innym sprzętem... Ale zawsze zabawy i śmiechu jest co nie miara.

Od tego roku na Stawach Stefańskiego działa wyciąg do wakeboardingu. To taka wodna odmiana snowboardu. Ostatnio gość z Warszawy, ubrany w kombinezom, śmigał na desce między brzegami Stawu Stefańskiego, przy okazji przejeżdżając przez ustawioną na jego środku rurę. - Będziemy jeszcze mieli skocznię - mówi Katarzyna Kobierzycka, łodzianka, która razem z kolegą ze Szczecinka, Mateuszem Gaworskim, wicemistrzem Polski w wakeboardiingu, wydzierżawiła przystań kajakową od MOSIR w Łodzi i założyła wyciąg.

Katarzyna zapewnia, że to to taki drugi wyciąg w województwie łódzkim. Podobny znajduje się w Rokitnicy koło Łasku. - A w wielu polskich miastach takich wyciągów jest po kilka- twierdzi Katarzyna Kobierzycka. - Zainteresowanie tym sportem jest coraz większe. Mogę nawet powiedzieć, że jest prawdziwy boom na wakeboarding.

Katarzyna na co dzień jest instruktorką snowboardu. Zimą jeździ na desce po stokach, a latem płynie nią po wodzie. - W weekend z naszego wyciągu korzystał 70-letni mężczyzna, ale też 10-letni chłopiec - mówi Katarzyna Kobierzycka. - Zainteresowanie jest bardzo duże! Mamy też wypożyczalnie kajaków, rowerów wodnych. W czasie ostatniego, upalnego weekendu, trzeba było godzinę czekać, by wypożyczyć łódkę!

Mariusz Jakiel marzy, by znów na przystani na Stawach Stefańskiego stanęły Omegi, Optymisty. Chce, by na stawach odbywały się zawody skuterów wodnych. - Myślimy też o utworzeniu szlaku kajakowego - mówi Mariusz Jakiel. - Zaczynał by się na Nerze, przy ulicy Farnej i biegłby do granic Łodzi.

Jednak dla wielu łódzkich żeglarzy, Stawy Stefańskiego to za mały akwen. Przemysław Stańczyk, kapitan jachtowy, prowadzący klub żeglarski "Albatros" śmieje się, że to taka "kałuża". - Jednak większość naszych miast nie leży nad wielkimi zbiornikami wodnymi i ma taką swoją "kałużę" - mówi Przemysław Stańczyk. - U nas są to właśnie Stawy Stefańskiego, choć to miejsce dobre dla początkujących żeglarzy. Ci bardziej zaawansowani żeglują po Zalewie Sulejowskim. To taka większa "kałuża" dla Łodzi. Spełnia taką rolę, jak na przykład Zalew Zegrzyński dla Warszawy.

Dla niego, podobnie jak dla Jerzego Markowskiego, żeglarstwo to sposób na życie. Ale nie mogło być inaczej, skoro jego tata, Krzysztof Stańczyk, pracownik Politechniki Łódzkiej, też jest żeglarzem i kapitanem jachtowym. Przemysław opowiada, że miał dwa czy trzy lata, gdy rodzice zabrali go i starszego o rok brata, na żagle, na Mazury. - Mama Anna też żegluje - dodaje Przemysław Stańczyk. - I poznali się na żaglach.

Już w liceum uzyskał uprawnienia instruktorskie. Potem kapitańskie. Dziś żeglarstwo jest nie tylko pasją, ale zawodem. Takich klubów żeglarskich jak "Opty" czy "Albatros" jest w Łodzi około dwudziestu. Na przykład "Opty" nastawia się na szkolenie dzieci, młodzieży, ale też osób niepełnosprawnych. Organizuje również konkurs marynistyczny dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów. Jego zwycięzcy jadą na dwutygodniowy rejs po mazurskich jeziorach. - Teraz właśnie jestem na tym rejsie - mówi Jerzy Markowski.

Opty ma też dwie większe żaglówki, "Moskito" i "Orion", które pływają po Zalewie Sulejowskim. Podobnie jak sześć małych "Optymistów". - Łodzianie najbliżej mają na Zalew Sulejowski i tam w weekendy żeglują - dodaje Jerzy Markowski. - Ale w wakacje to żeglarze z całej Polski, oczywiście także z Łodzi, spotykają się na Mazurach.

Łodzianie coraz częściej wybierają się też w poważniejsze rejsy - morskie. Jerzy Markowski razem ze swą załogą płynie do Chorwacji. W ubiegłych latach pływał w okolicach Hiszpanii, Gibraltaru, Włoch, a nawet Grecji. Natomiast Przemysław Stańczyk rusza jachtem do Turcji.

Zdaniem Przemysława Stańczyka moda na żeglowanie była, jest i będzie. Klub "Albatros" szkoli co roku 150 adeptów żeglarstwa. Głównie z Łodzi, Pabianic, ale i innych regionów Polski. - Przez dwadzieścia lat istnienia nasz klub wyszkolił około dwa tysiące żeglarzy - dodaje Przemysław Stańczyk. Podobno też Łódź jest miastem, w którym mieszka najwięcej kapitanów jachtowych.

Żeglarze zapewniają, że żagle to idealny sport dla młodych ludzi. Uczy bowiem wartości, których nie pozna się w szkole, na podwórku, a czasem nawet w domu. Wypływając w rejs uczą się odpowiedzialności za siebie, ale też załogę. Muszą nauczyć się współpracować z innymi. A poza tym, gdy połkną bakcyla to oderwą się od komputera, telewizora i nie wystają z kolegami w bramie, z puszką w ręce. A podobno tego bakcyla połyka się szybko...

Jak zapewniają żeglarze, Stawy Stefańskiego, to w zasadzie jedyne miejsce w Łodzi, gdzie na taką skalę można uprawiać sporty wodne. Pobliskie Stawy Jana są za płytkie, ale nie przeszkadza to pływać po nich kajakami czy rowerami. Ale głębokość wody sprawia, że nie można ustawić wyciągu do wakeboardingu. Łodzianie mają nadzieję, że Stawy Stefańskiego odzyskają dawny blask. I staną się prawdziwych, łódzkim centrum sportów wodnych. Gdyby na stałe zagościły tam małe żaglówki, to młodzież z Łodzi poznawała by w swym rodzinnym mieście tajniki tego pięknego sportu...

A potem pływała po Zalewie Sulejowskim, mazurskich jeziorach, a może z czasem wyruszyła na morskie rejsy...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki