Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie zabytki rodziny Steigertów [ZDJĘCIA]

Wiesław Pierzchała
Neobarokowa kamienica przy ul. Piotrkowskiej 90 z lat 1895-96 według projektu Franciszka Chełmińskiego
Neobarokowa kamienica przy ul. Piotrkowskiej 90 z lat 1895-96 według projektu Franciszka Chełmińskiego Jakub Pokora
Perłą w koronie imperium Teodora Steigerta była kamienica Pod Harpiami. "Mieszkał" tu Karol Borowiecki ze wspólnikami i była w niej loża wolnomularska Synowie Przymierza.

Teodor Steigert szedł przez życie jak burza. Swoją błyskotliwą karierę zaczynał od skromnego warsztatu tkackiego w podwórku posesji przy ul. Piotrkowskiej 90 w centrum Łodzi. Produkował tam obrusy i serwety stołowe. Gdy się dorobił wybudował tam efektowną, neobarokową, trzypiętrową kamienicę, przy skrzyżowaniu ul. Milionowej i Przędzalnianej postawił fabrykę bawełnianą i willę dla syna Adolfa, zaś w lesie w Rudzie Pabianickiej wzniósł okazały, drewniany pensjonat, w którym zarabiał na letnikach. Nic więc dziwnego, że umarł jako jeden z czołowych łódzkich fabrykantów.

Wszystkie wspomniane obiekty przetrwały do dzisiaj i są cenną pamiątką po dawnej Łodzi. W bardzo dobrym stanie jest gruntownie odnowiona kamienica - prawdziwa perła wśród zabudowy ul. Piotrkowskiej. Została zbudowana w latach 1895-96 według projektu Franciszka Chełmińskiego, jednego z czołowych architektów w dziejach Łodzi.

Jej ozdobą jest bogaty, barokowy kostium. Uwagę przyciąga okazały wykusz. Biegnie przez pierwsze i drugie piętro i jest zakończony tarasem z tralkową balustradą. Przy wejściu do bramy znajdują się dwie duże kolumny oraz - jakby czuwające nad przejściem - dwie harpie. Są to znane z greckiej mitologii szponiaste pół ptaki, pół kobiety. Wśród innych dekoracji wzrok przyciągają glazurowane cegły, półkoliste okna na drugim piętrze zwieńczone konchami i attyka na dachu w formie balustrady z okienkami.

To właśnie w tej kamienicy "mieszkali" - ale tylko na kartach powieści - trzej główni bohaterowie "Ziemi obiecanej" Władysława Reymonta: Karol Borowiecki, Maks Baum i Moryc Welt. Co ciekawe, przyszły noblista swą słynną książkę napisał tuż po zbudowaniu kamienicy Pod Harpiami.

W okresie międzywojennym na jej pierwszym piętrze, w siedmiu pokojach, mieściła się siedziba żydowskiej loży wolnomularskiej B'nei B'rith (Synowie Przymierza). Należeli do niej przedstawiciele inteligencji i znani fabrykanci, jak Borys Eitingon czy Oszer Kohn. Mieli do dyspozycji eleganckie pomieszczenia wyposażone w stylowe meble, regały z książkami, fortepian i obrazy na ścianach. Dzisiaj w zabytkowym budynku znajduje się m.in. lokal gastronomiczny, zaś część pomieszczeń jest do wynajęcia.

Teodor Steigert nie poprzestał na kamienicy i w końcu XIX wieku przy ul. Milionowej 53/55 kupił działkę i wybudował na niej przędzalnię bawełny, w której dzisiaj mieści się sklep meblowy Ordom, zaś w 1911 roku tuż przy fabryce postawił rezydencję dla swojego syna Adolfa. Autorem projektu był Maurycy Bornstein, który zaproponował stylową willę z portykiem 4-kolumnowym, tarasem na piętrze i dachem mansardowym.

Po drugiej wojnie światowej, podczas której gospodarz podpisał volkslistę, państwo przejęło fabrykę i rezydencję jako mienie poniemieckie. Willa zmieniła wygląd, bowiem portyk został zabudowany, a taras nadbudowany. "Budynek powstał w stylu późnej secesji"- piszą Joanna Podolska i Ryszard Bonisławski w "Spacerowniku". - "Zachowały się w nim m.in. eleganckie piece, drewniana, stylowa stolarka, a obok stylowy ogród". Przez wiele lat PRL w rezydencji było przedszkole, zaś w połowie lat 90. została sprzedana.

- Willa Adolfa Steigerta tuż po zakupie przez nas była w stanie opłakanym - zaznacza Tomasz Szczepanik, prezes firmy Ortex będącej właścicielem rezydencji - zarówno z zewnątrz (szare, odrapane ściany), jak i wewnątrz (po wojnie były tam magazyny fabryczne). Część dekoracji zachowała się i została pieczołowicie odrestaurowana, zaś cały budynek odnowiono w bardzo wysokim standardzie.
Obecnie w willi odbywają się spotkania i warsztaty. To sytuacja tymczasowa, bowiem właściciel szuka najemcy wśród firm i banków.

Lasy w Rudzie Pabianickiej w końcu XIX stulecia należały do warszawskiego Domu Handlowego S. Natanson i Synowie, który wydzielił działki i wystawił na sprzedaż. Wśród nabywców dominowali niemieccy i żydowscy fabrykanci. Jednym z nich był Teodor Steigert, który nabył działkę przy dzisiejszej ul. Popioły 49/51 (przed wojną była to ul. Żeromskiego) i około 1900 roku wybudował na niej malowniczy dom letniskowy: drewniany z podmurówką, z balkonami, gankami i werandami. Korytarz, klatka schodowa i liczne pokoje wskazują na to, że był to pensjonat dla letników.

- To bardzo cenny obiekt o niezwykłej architekturze alpejskich kurortów - podkreśla Piotr Ugorowicz z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi. - Reprezentuje tzw. styl szwajcarski. Wzrok przyciąga bogata snycerka. W Łodzi przetrwały tylko dwa tej klasy i tego typu budynki: ten i willa Ludwika Meyera na Brusie. Były jeszcze willa Poznańskich przy al. Włókniarzy i restauracja Milscha, tzw. Leśniczówka, przy ul. Kopernika, ale niestety nie zachowały się.

Po śmierci Teodora Steigerta w 1914 roku jego spadkobiercy przejęli pensjonat i posiadali go do końca drugiej wojny światowej. Po tzw. wyzwoleniu w 1945 roku do drewnianej rezydencji wprowadzili się uczniowie i nauczyciele. Było tu XXIII Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące - najpierw dla młodzieży, a potem dla pracujących. W latach 1947-51 mieściło się tu XX LO, które przeniesiono na ul. Rudzką, a w pensjonacie urządzono dom dziecka, po czym wprowadzili się lokatorzy. W latach 60. do dyspozycji mieli 30 mieszkań. Czarny dzień w dziejach budynku nastąpił 11 listopada 1969 roku, kiedy na poddaszu wybuchł groźny pożar.

- Wprawdzie nikt nie zginął, ale sytuacja była bardzo poważna - wspomina Jerzy Walczak mieszkający tu od prawie pół wieku. - Przybyli nie tylko strażacy, lecz także żołnierze, którzy pilnowali domu. Mieszkańcy byli ewakuowani, a moja żona i córka schroniły się w komórce. Potem poddasze zostało wyremontowane.

Dziś pensjonat jest w fatalnym stanie i po prostu się sypie. Jego obraz to werandy podparte klocami, okna zabite dyktami oraz zrujnowane balkony, na które nie można wychodzić, gdyż grożą zawaleniem.

- Jest ciężko. Mamy tylko prąd, gdyż wodę czerpiemy z ulicznego hydrantu, toalety mamy poza budynkiem, zaś gaz co najwyżej w butlach - narzeka Jerzy Walczak informując, że mieszka tu dziewięć rodzin. - Administracja pobiera od nas wysoki czynsz, a w zamian nic nie robi. Podobno dlatego, że budynek ma nieznanego właściciela.

Sławomir Kubiszewski, dyrektor AN Łódź Górna - Południe, potwierdza. Wyjaśnia, że stan prawny nieruchomości nie jest uregulowany, bowiem nic nie wiadomo o spadkobiercach dawnych właścicieli. Dlatego nie można przejąć pensjonatu ani wystąpić o zasiedzenie. Skoro administrator nie jest właścicielem budynku, więc go nie remontuje, tym bardziej, że - jak twierdzi dyrektor Kubiszewski - lokatorzy zalegają z czynszem na ponad 23 tys. zł.

Czyli błędne koło niemocy, a unikatowy, zabytkowy obiekt popada w ruinę. Być może uda się go uratować, gdyż - jak nam powiedział wojewódzki konserwator zabytków Wojciech Szygendowski - są plany, aby pensjonat przenieść do skansenu przy Białej Fabryce, tam gdzie jest już piękna willa drewniana z ul. Scaleniowej. Byłoby to jednak posunięcie ostateczne, bowiem historyczne obiekty powinny pozostawać w miejscu, w którym je zbudowano.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki