Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Love story na procesie o próbę zabójstwa

Redakcja
Pokłuty nożem inwalida twardo bronił w sądzie oskarżonej
Pokłuty nożem inwalida twardo bronił w sądzie oskarżonej DziennikŁódzki/archiwum
Sceny niczym z melodramatu rozegrały się w poniedziałek na sali... Sądu Okręgowego w Łodzi. On wybaczył ukochanej, że okrutnie potraktowała go nożem, czule nazywał "Tereską" i zapewniał, iż przyśle jej list do więzienia. Ona płakała na myśl, co zrobiła ukochanemu, patrzyła w niego jak w obraz i przyznała, że nie wie, dlaczego rzuciła się na niego z nożem.

Na ławie oskarżonych zasiadła 41-letnia Teresa D. Jest na rencie i dorabiała sobie jako sprzątaczka. Prokuratura zarzuca jej, że usiłowała zabić swego konkubenta. Grozi jej dożywocie.

Pokrzywdzony to 51-letni Jacek W. Jest inwalidą i porusza się na wózku. W rozmowie z nami podkreślił, że nie ma żalu do Teresy za to co mu zrobiła, że wszystko jej wybaczył i nie chce, aby została skazana. Przed sądem zaś oznajmił, że z natury jest raptusem, feralnego dnia obrzucił konkubinę wyzwiskami i w ten sposób przyczynił się do tego, iż kobieta zadała mu kilka ciosów nożem.

Oskarżona przyznała się do winy. Zaznaczyła, że nie chciała tego zrobić. Płakała, trzęsła się, bezradnie spojrzała na konkubenta i spytała go, co ma zrobić: zeznawać przed sądem czy też nie. Sędzia Ryszard Lebioda zaproponował oskarżonej, aby porozmawiała z obrońcą. Po konsultacji Teresa D. oznajmiła, że nie będzie zeznawać, więc sędzia odczytał jej zeznania ze śledztwa.

Wynika z nich, że feralnego dnia ona i Jacek W. wypili pół litra wódki. On siedział na wersalce, ona krzątała się w kuchni. Nagle chwyciła za nóż, podeszła do ukochanego i przystawiła mu nóż do szyi. "Chciałam go tylko postraszyć" - oznajmiła. Na tym się nie skończyło, bowiem - zdaniem śledczych - zadała mu kilka ciosów nożem w plecy. Kobieta nie była w stanie wyjaśnić, dlaczego to zrobiła. "Coś mi odbiło" - skwitowała.

- Nie wiem, ile ciosów nożem zadała mi Teresa. Jestem zaś na sto procent przekonany, że nie chciała tego zrobić - bronił ukochanej pokrzywdzony.

Teresa D. i Jacek W. mieszkali razem 14 lat. Do dramatycznych wydarzeń doszło wieczorem 30 grudnia 2010 roku w mieszkaniu przy ul. Dubois w Zgierzu. Zaczęło się od wizyty chrześnicy inwalidy, Jolanty, która przyszła ze swoją siostrą Marzeną. Gdy pożegnały gospodarza, między nim a konkubiną wybuchła awantura. Jacek W. zarzucił swojej wybrance, że podczas wizyty chrześnicy i jej siostry zamiast siedzieć z gośćmi wychodziła z mieszkania i - jak twierdził - poza domem pokątnie spożywała alkohol.

Inwalida nie przebierał w słowach i na głowę kobiety posypały się wyzwiska. To z kolei rozsierdziło Teresę D., która wyszła do kuchni, chwyciła za nóż, wróciła i zadała mężczyźnie kilka ciosów w plecy, gdy ten siedział pochylony na wersalce. Ciężko ranny Jacek W. zaczął krwawić, zaś konkubina schowała do szuflady nóż, którego ostrze miało 30 cm długości.

Dochodziła godz. 22. O tej por ze wracał do domu sąsiad, Przemysław M., który usłyszał odgłosy awantury. Na korytarzu spostrzegł Teresę D., która - jak zauważył - miała krew na rękach i na koszuli. Zaniepokojony Przemysław M. wpadł do mieszkania sąsiadów. Zauważył zakrwawionego Jacka W. i zaalarmował pogotowie. Ciężko ranny inwalida trafił do szpitala, w którym lekarze uratowali mu życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki