Gdzie te czasy, kiedy bez unijnej kasy, znojnej pracy speców od promocji i ich porywających haseł do Łodzi przyjeżdżali ludzie w interesach i nie tylko?
Na przykład do teatrów. Dziś brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, ale tak było. Przypomniał mi się teatr, bo niedawno Roman Kłosowski był w Powszechnym z okazji swego jubileuszu. W latach 70. do tego teatru podążali ludzie z Polski, by obejrzeć Kłosowskiego w roli Szwejka. Sam Najjaśniejszy Franz Joseph witał ich z loży! W Teatrze Nowym, wtedy jeszcze nie pod wezwaniem Kazimierza Dejmka, ale pod jego dyrekcją, kupowałem bilety dla znajomych z Poznania i Warszawy, bo u Dejmka wypadało bywać.
Na koniec szczypta optymizmu. Historia lubi się powtarzać, jest więc nadzieja, że znowu przyjdzie moda na Łódź. Wystarczy, że odpowiedni ludzie trafią w Łodzi na swój czas.
Jerzy Witaszczyk
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?