Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma mieszkanie ciotki, 92-latka jest mu już niepotrzebna

Agnieszka Jasińska
Pani Jadwiga nie miała dzieci. Po śmierci męża i brata mieszkanie przepisała siostrzeńcowi. Sąsiedzi opowiadają, że mężczyzna chciał również, by zapisała mu pieniądze, ale na to się nie zgodziła
Pani Jadwiga nie miała dzieci. Po śmierci męża i brata mieszkanie przepisała siostrzeńcowi. Sąsiedzi opowiadają, że mężczyzna chciał również, by zapisała mu pieniądze, ale na to się nie zgodziła 123RF
Łódzka prokuratura wszczęła we wtorek dochodzenie w sprawie porzucenia nieporadnej 92-letniej kobiety. Przepisała mieszkanie na siostrzeńca w zamian za opiekę, dziś nie ma się nią kto zająć. Czeka na miejsce w DPS

Wszystko byłoby prostsze, gdyby w akcie notarialnym oprócz mieszkania można byłoby zapisać współczucie, dobroduszność i odpowiedzialność. Nie można. Dlatego dziś 92-letnia pani Jadwiga* została sama. Czeka na miejsce w domu pomocy społecznej. Miał się nią opiekować siostrzeniec. To jemu kobieta zapisała mieszkanie - w zamian za opiekę. Siostrzeniec nie opiekuje się jednak panią Jadwigą. O godną starość dla kobiety walczą jej sąsiedzi. Mimo wszystko wierzą w sprawiedliwość.

Kiedy pogotowie zabierało panią Jadwigę do szpitala, sąsiedzi nie mogli na to patrzeć. Kiedyś była to zadbana kobieta, elegancka dama. Mówiono o niej, że pochodzi z arystokratycznego domu. Nic z tego nie zostało. W styczniowy wieczór ratownicy medyczni wynieśli nie damę, ale śmierdzącą moczem staruszkę z zapuszczonego brudem mieszkania.

- Ona na to nie zasłużyła. Nie tak powinna wyglądać starość - załamywali ręce sąsiedzi. - Nawet pies nie jest tego godny, a co dopiero człowiek.

Trzasnął drzwiami, bo nie chciała przepisać konta

Pani Jadwiga od lat mieszkała w bloku na łódzkich Chojnach. Miała mieszkanie na pierwszym piętrze, dwa pokoje z kuchnią. Zżyła się z sąsiadami, najmocniej kiedy zmarł jej mąż.

To kobieta z tzw. dobrego domu. Sąsiadom opowiadała, że jak była młoda, rodzice wysłali ją na pensję dla panien. Ojciec był profesorem Akademii Sztuk Pięknych. Przez jakiś czas mieszkała w stolicy. Wyszła dobrze za mąż. Świetnie jej się żyło. Mąż prowadził firmę. Pieniędzy nie brakowało, wyjeżdżali na urlop w Alpy, do Stanów. Sąsiedzi lubili słuchać jej opowieści. To były takie historie z lepszego świata, trochę jak z filmów.

Mąż pani Jadwigi zmarł 16 lat temu, kobietą zajął się jej brat. Pilnował, by niczego jej nie brakowało. Pomagał jej. Brat zmarł cztery lata temu. - Wtedy staruszka załamała się - opowiada Alina*, sąsiadka z naprzeciwka. - Pani Jadwiga została sama. To był dla niej cios. Znaliśmy się dobrze. Przychodziła do nas i martwiła się, kto ją pochowa, jakby coś się stało, bała się, kto zorganizuje jej pogrzeb. Szkoda mi jej było. To była kiedyś taka dystyngowana dama, miała piękne życie, a teraz została bez nikogo.

Pani Jadwiga nie miała dzieci. Zdecydowała, że przepisze mieszkanie siostrzeńcowi. - Nie widziałam go u niej za często. Wiem jednak, że chciał więcej niż mieszkanie. Namawiał ją na przepisanie na siebie konta. Ona nie wiedziała, co zrobić. Nas się radziła. Ja nawet mówiłam, że jak się na to zdecyduje, to żeby zrobiła jakiś zapis, że siostrzeniec będzie miał prawa do tego konta dopiero po jej śmierci. Jednak ona w ogóle się nie zdecydowała na przepisanie rachunku - mówi Alina. -Pamiętam, jak któregoś dnia siostrzeniec przyjechał do niej. Kiedy dowiedział się, że ciotka konta nie przepisze, trzasnął drzwiami i wyszedł. I tyle go wszyscy widzieli.

Czekała, aż zabierze ją do siebie. Na stałe albo chociaż na święta

Pani Alina podkreśla, że sąsiadka miała nadzieję, że któregoś dnia siostrzeniec zabierze ją do siebie. Chociaż na święta.

- Nigdy jej nie zabrał. A ona zawsze czekała - mówi Alina. - Kiedyś raz w roku wysyłał jej na imieniny bukiet kwiatów. Bardzo się z niego cieszyła.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Sąsiedzi obserwowali, jak staruszka z dnia na dzień traci kontakt z rzeczywistością. Pani Jadwiga ma alzheimera. - Nie pamiętała na przykład, czy zakręciła wodę. Nieraz nas zalała - mówi Barbara*, sąsiadka z parteru. - Miała problem ze słuchem. Czasami włączała radio i telewizję tak głośno, że nie dało się wytrzymać. Chodziliśmy wtedy do niej i prosiliśmy o spokój. Ona dziwiła się, że się skarżymy. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że jest tak głośno.

Przez cały czas sąsiedzi jednak bardzo dbali o staruszkę. - Zapraszaliśmy ją na Wigilię, na obiady. Nie pozwalaliśmy, by sama spędzała święta. Nikt się nią z rodziny nie interesował. Jak moglibyśmy jej nie zaprosić na Wigilię? Przecież to byłoby nieludzkie? - podkreśla Barbara. - Siostrzeniec, któremu przepisała mieszkanie, wcale nie przyjeżdżał na święta. Raz na Wigilii była u mnie, raz u innej sąsiadki. Była dla nas jak rodzina.

Sąsiadki pomagały staruszce w codziennych obowiązkach.

- Ja myłam jej okna, prałam firanki. Wiedziałam, że ona sama nie da sobie rady - mówi Barbara.

- Nigdy nie wzięłam od niej złotówki za sprzątanie - mówi Alina. - Za to jak przyjeżdżała jej bratowa, to zawsze brała pieniądze. Niby miała tam sprzątać, robić zakupy. Ale mieszkanie było coraz bardziej zapuszczone, a pani Jadwiga zaniedbana. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy. Pani Jadwiga zapytała bratową, dlaczego tak długo u niej siedzi. Była zdziwiona. Bratowa odpowiedziała, że czeka, bo jej jeszcze nie zapłaciła za sprzątanie.

Zalewała mieszkanie, kilka razy w nocy trzeba było wzywać straż

Z pamięcią pani Jadwigi robiło się coraz gorzej.

- Spała w dzień, ożywiała się w nocy - mówi Barbara. - Musieliśmy nawet wzywać straż pożarną. Jednej nocy aż pięć razy. To był koszmar. Dwa razy strażacy wchodzili do mieszkania przez balkon, bo nie otwierała drzwi. Jednego dnia baliśmy się, że zaleje mieszkanie, innym razem, że spali blok. Tak się nie da żyć. W ciągu półtora tygodnia mieliśmy dwa razy zalane mieszkanie. A kiedy szliśmy jej o tym powiedzieć, twierdziła, że woda się u niej nie leje. A woda była wszędzie. Siostrzeńcowi oczywiście to wszystko było obojętne. Ech, co to za człowiek...

Alina pamięta, jak któregoś razu zadzwoniła do siostrzeńca pani Jadwigi.

- Nie mogliśmy wejść do jej mieszkania, nie było wiadomo, co się z nią dzieje. Trzeba było wzywać policję i pogotowie. Powiedziałam mu wtedy, że z panią Jadwigą coś trzeba zrobić, jest z nią coraz gorzej, że potrzebuje opieki 24 godziny na dobę - wspomina Alina. - Usłyszałam, że nie będę mu rządziła. Rzucił słuchawkę.

Miesiąc temu pani Jadwiga trafiła do szpitala.

- To było wieczorem, przed godz. 21. W mieszkaniu było bardzo głośno. Najpierw zadzwoniliśmy do pani Jadwigi. Odebrała telefon. Powiedziała, że nie jest głośno i jak jej nie wierzymy, to żeby ktoś przyszedł i sprawdził - opowiada sąsiadka. - Poszedł mój mąż. Kiedy pani Jadwiga otworzyła mu drzwi, była cała zakrwawiona, przewróciła się. Przeciągnęła ręką po twarzy. Na twarzy została smuga krwi - opowiada sąsiadka. - Wezwaliśmy karetkę. Żal było na to patrzeć. Eleganckie dawniej mieszkanie śmierdziało moczem. Moczem cuchnęła też staruszka. A ona tak kiedyś o siebie dbała. Chodziła na manicure. Jak ją zabierali do szpitala, to widać było, że kiedyś dbała o dłonie. Zwróciłam na to uwagę. Paznokcie były co prawda przerośnięte, ale dało się zauważyć, że to kiedyś były nie byle jakie paznokcie.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

U pani Jadwigi w szpitalu stwierdzono - jak to się fachowo nazywa - zespół otępienny. Oznacza to, że ze staruszką nie ma kontaktu. Nikt nie jest w stanie się z nią porozumieć. Ze szpitala kobieta trafiła do zakładu opiekuńczo-leczniczego. Teraz czeka na miejsce w domu pomocy społecznej. Uznano, że jest zagrożeniem dla siebie i innych, nie może sama o sobie decydować. - W ostatnim czasie stan zdrowia kobiety pogorszył się. Dlatego w trosce o jej dobro do sądu trafił wniosek o umieszczenie jej w domu pomocy społecznej, gdzie będzie miała zapewnioną całodobową opiekę - tłumaczy Monika Pawlak, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi. - Wniosek do sądu o umieszczenie w domu pomocy społecznej składa się w przypadku osób samotnych, których stan zdrowia psychicznego nie pozwala na samodzielną egzystencję, a nie wymaga pobytu w szpitalu. Po złożeniu tego wniosku stan zdrowia osoby, która ma być umieszczona w DPS, ocenia biegły sądowy i na tej podstawie sąd opiekuńczy wydaje decyzję. Wniosek może złożyć na przykład sąsiad, pracownik socjalny, kierownik szpitala. Robi się to w trosce o osobę samotną, która sama nie radzi sobie z codziennymi obowiązkami w wyniku choroby, wieku, braku innych bliskich, którzy mogliby zapewnić opiekę.

Prokuratura nie posłuchała spółdzielni

Siostrzeniec nie jest zainteresowany pomocą dla 92-latki.

- Kobieta aktem notarialnym umowy darowizny zbyła lokal na rzecz swojego siostrzeńca. W akcie tym obdarowany wyraził zgodę na dożywotnie i bezpłatne zamieszkiwanie w przedmiotowym lokalu przez staruszkę oraz zobowiązał się dożywotnio opiekować kobietą, w tym w szczególności dostarczać jej pomocy w chorobie i innej potrzebie - zaznacza Katarzyna Słowińska ze Spółdzielni Mieszkaniowej "Chojny" w Łodzi. - Z informacji uzyskanych od sąsiadów wynika, że obdarowany nie wywiązuje się z tych zapisów. Mając na względzie bezpieczeństwo lokatorów bloku, spółdzielnia wielokrotnie próbowała skontaktować się z właścicielem lokalu. Jednakże wszystkie te działania okazały się bezskuteczne. Zarząd spółdzielni złożył również doniesienie do Prokuratury Rejonowej Łódź-Górna w Łodzi w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa, czyli narażenia zdrowia i życia 92-letniej kobiety oraz narażenia zdrowia i mienia osób, zamieszkałych w boku. W lipcu ubiegłego roku do siedziby spółdzielni wpłynęło zawiadomienie z prokuratury o odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie. Spółdzielnia wyczerpała możliwości prawne.

Jest śledztwo, trwają przesłuchania

Sąsiedzi złożyli do prokuratury jeszcze jedno pismo. Tym razem śledczy wszczęli dochodzenie w sprawie porzucenia nieporadnej staruszki. - Na zlecenie prokuratury policja przesłuchała sąsiadkę staruszki i pracownika MOPS. Za porzucenie osoby nieporadnej grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Całość zebranych dokumentów zostanie przekazana do oceny prokuratury - mówi aspirant sztabowy Radosław Gwis z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej Prokuratury Okręgowej, tłumaczy, że poprzednie śledztwo nie zostało wszczęte, bo nie było do niego przesłanek.

- Teraz stan kobiety bardzo się pogorszył. Wymaga ona całodobowej opieki - mówi Kopania. - Musimy przesłuchać wszystkie osoby, które mogą mieć jakiekolwiek informacje, związane ze staruszką. Potem zapadnie decyzja, czy w tej sprawie postawione zostaną zarzuty.

Co na to wszystko siostrzeniec pani Jadwigi? - Co to znaczy, że powinienem się nią zająć? - odpowiada podniesionym głosem mężczyzna na pytanie o panią Jadwigę. - A co to panią interesuje, co ja robię?

* Imiona bohaterów zostały zmienione

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki