Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Wolski: Połknąłem już ełkaesiackiego bakcyla, a Jevticia na pewno się nie przestraszymy

R. Piotrowski
Maciej Wolski (na pierwszym planie) zagrał w obu meczach ŁKS w ekstraklasie [Fot. Krzysztof Szymczak]
Pomocnik ŁKS biega najwięcej w ekstraklasie, a w sobotę, o ile znów postawi na niego trener Kazimierz Moskal, zmierzy się w środku pola z Darko Jevticiem, gwiazdą Lecha Poznań. – Na pewno się go nie przestraszymy – zapewnia Maciej Wolski, z którym rozmawialiśmy nie tylko o najbliższym meczu ełkaesiaków w ekstraklasie.

- Pochodzisz z Nowego Miasta Lubawskiego i tam zacząłeś przygodę z piłką. Ale ambicje sięgały wyżej...
- Zawsze chciałem grać w jak najlepszej lidze. Kiedy mój kolega, Paweł Dawidowicz, który mieszkał w Ostródzie, czyli niedaleko mnie, trafił do Lechii Gdańsk, mocno mu kibicowałem. Bardzo chciałem, żeby Pawłowi udało się w Trójmieście, więc zacząłem śledzić mecze Lechii. Z czasem i ja zapragnąłem trafić do tego klubu, co koniec końców się udało.

- Duża rzecz dla chłopaka z niewielkiej miejscowości.
- I duży przeskok. Co prawda przed przeprowadzką do Gdańska grałem jeszcze w Stomilu Olsztyn, ale pod względem organizacyjnym moje poprzednie kluby dzieliła od Lechii przepaść. Inna struktura. Inne miasto. Dużo większe możliwości. Zacząłem grać w juniorach, a po roku zostałem przeniesiony do zespołu rezerw. Marzyłem o tym, aby zadebiutować w ligowym meczu Lechii. Nie udało się, ale wiele się tam nauczyłem.

- Czego konkretnie?
- W Gdańsku wszystko było dopięte na ostatni guzik. Akurat wtedy w klubie pojawił się nowy właściciel, a wraz z nim duże pieniądze. I to przekładało się na sposób pracy. Zauważyłem to, gdy udało mi się wziąć udział w treningu pierwszej drużyny. A czego konkretnie się nauczyłem? Przede wszystkim profesjonalnego podejścia do pracy piłkarza, bo ludzie Lechii właśnie na tę kwestię mocno stawiali akcent.

- Do ŁKS trafiłeś wiosną 2018 roku. Twoje pierwsze skojarzenie z ŁKS zanim jeszcze pojawiłeś się w Łodzi?
- Oczywiście znałem ten klub, bo trudno go nie znać. A pierwsze skojarzenie? Na pewno oglądałem ŁKS, gdy ten kilka lat temu grał jeszcze w pierwszej lidze. Pamiętam też bramki zdobywane dla ŁKS przez Marka Saganowskiego i kilku innych zawodników. Z czasem Łukasz Kopka, a potem Jakub Kostyrka, których poznałem dobrze w Lechii Gdańsk, trafili do Łodzi i wtedy jeszcze bardziej zbliżyłem się do ŁKS, bo śledziłem losy kolegów w łódzkim klubie.

- ŁKS to dla ciebie tylko miejsce pracy?
- Myślę, że zdążyłem już połknąć ełkaesiackiego bakcyla. Nie mam wątpliwości co do tego, że to duży klub. Co prawda klub po przejściach, ale który się odradza. Czuć tutaj tę wielkość dawnych lat. Przecież w dawnych czasach był to jeden z najlepszych polskich klubów, który zdobywał mistrzostwa kraju. I ten duch zwycięstwa nadal się unosi na stadionem przy al. Unii 2.

- Dziennikarze i kibice lubią wskazywać tzw. „momenty przełomowe” zawodników, co przypuszczam niekiedy was bawi. W pierwszej lidze rozegrałeś kilka świetnych spotkań, w tym ten z Rakowem w Częstochowie. To był ważny mecz dla Macieja Wolskiego?
- Te tzw. „momenty przełomowe” są trudne uchwytne. Kibice zapamiętują cię po meczach, w których strzelasz bramki lub dajesz coś ekstra zespołowi. To prawda, że bramki i asysty zawsze bardzo budują zawodnika, ale nie w każdym meczu trzeba trafić na listę strzelców, aby się „pokazać”. W tamtym meczu z Rakowem wystąpiłem na skrzydle. Pamiętam, że było strasznie dużo biegania i walki, a chociaż mieliśmy wówczas nieco inny plan taktyczny niż zwykle, myślę że nieźle wyszło i tylko szkoda, że nie udało się wtedy wygrać.

- À propos biegania, imponujesz wydolnością w tym sezonie. Pod względem przebiegnięcia najdłuższego dystansu zajmujesz po dwóch kolejkach - pierwsze i trzecie miejsce w ekstraklasie. W meczu z Cracovią pokonałeś prawie 12,5 km.
- Ekstraklasa jest przesiąknięta tymi liczbami, wszystko jest przeliczane, statystyk jest od groma. Bieganie nie przeszkadza mi na boisku. Myślę, że w moim przypadki swoje robi „genetyka” i dlatego jestem gotowy do dużego wysiłku, choć czas spędzony w innych klubach też mnie do niego przygotował. Mam tu na myśli przede wszystkim grę w Olimpii Grudziądz, gdzie bazowaliśmy przede wszystkim na przygotowaniu fizycznym i tego biegania wtedy było naprawdę dużo. I chyba tam właśnie zaliczyłem przeskok na poziom wyżej w kwestii wydolności.

- Trener Kazimierz Moskal do tego biegania zaproponował wam także coś ekstra.
- W seniorskim futbolu nie zetknąłem się dotąd z taką filozofią. ŁKS jest pierwszy. Nie ukrywam, że bardzo mi odpowiada to, że chcemy grać piłką, a do tego jesteśmy do takiej gry świetnie przygotowani. Jedno i drugie idzie u nas w parze, piłka nam nie przeszkadza na boisku, co chyba widać w trakcie spotkań, więc jest to idealne połączenie.

- Ale w trakcie tego okienka transferowego w środku pola ŁKS zrobiło się tłoczno. Obawiałeś, że wraz z pojawieniem się nowych zawodników twoje szanse na grę w ekstraklasie zmaleją?
- Nie, bo choć to prawda, że doszło kilku piłkarzy, to nie oznacza to, że nowi zawodnicy od razu mają zagwarantowane miejsce w wyjściowym składzie. Wpierw muszą przecież udowodnić, że na ten wyjściowy skład zasługują. Podszedłem do sprawy spokojnie i nie myślałem o tym, jak to teraz będzie, czy będę miał szansę grać, czy też nie, bo najważniejsze dla mnie było to, by dobrze przepracować okres przygotowawczy. Na końcu to trener ocenił, czy faktycznie dobrze go przepracowałem, bo on podejmuje decyzje.

- Maciej Wolski wybiega myślami w przyszłość?
- Oczywiście mam swoje marzenia i chciałbym zawsze grać jak najwyżej, ale na razie skupiam się na tym, co tu i teraz. Najważniejszy jest następny trening i to by dobrze wypaść, o ile dostanę szansę, w najbliższym meczu z Lechem Poznań. Kluczem jest więc to, aby dobrym mikrocyklem treningowym zapracować na kolejną szansę.

- Co może być kluczem do ewentualnego sukcesu ŁKS w sobotnim starciu z Lechem Poznań?
- Powtarzalność, którą do tej pory pokazywaliśmy. Nadal musimy grać swoje, nadal musimy grać piłką i po prostu solidnie pracować na boisku. Nie wymyślimy nowego „złotego środka”, więc przypuszczam, że spróbujemy pokazać to mniej więcej, co w poprzednich meczach.

- O ile zagrasz, w sobotę gdzieś tam w twojej okolicy będzie się kręcił pewien Szwajcar serbskiego pochodzenia…
- Darko Jevtić to bardzo dobry zawodnik, ale na pewno się go nie przestraszymy i zrobimy wszystko, aby nie poprawił swoich statystyk po meczu z ŁKS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki