Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Majówki w Łodzi. Jak kiedyś wypoczywali łodzianie, czyli dawnych zabaw czar...

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Powoli kończy się długi weekend majowy, czyli tak zwana majówka. Warto sobie przypomnieć jak przed laty łodzianie wykorzystywali wolny czas. Przypomnijmy, że kiedyś pracowało się w soboty, a na wypoczynek zostawała niedziela i inne święta. Wtedy całymi rodzinami wybierali się na majówki. Spędzali je w miejskich parkach i podłódzkich lasach.

Najpierw był wyszynk

Ale jak podaje Wacław Pawlak, autor książki „Minionych zabaw czar, czyli czas wolny i rozrywka w dawnej Łodzi” w początkach przemysłowej Łodzi przybywający tu niemieccy osadnicy zaczęli wprowadzać nowy rodzaj rozrywki. Stało się nim przesiadywanie w wyszynkach. Niemieccy robotnicy, którzy przybyli tu z Saksonii i innych rejonów Niemiec, siedzieli w oberżach przy kuflu piwa.. Szybko zaczęli naśladować ich Polacy. Przy czym obok piwa zaczęto też pić wódkę. Powód był prosty. W Łodzi brakowało innych rozrywek. Początkowo tych wyszynków, gdzie mogli się relaksować łódzcy tkacze nie było zbyt dużo. Pierwsza oberża powstała na Starym Rynku, u wylotu ul. Kościelnej. Karczma była drewniana, a jej dach zdobiła sosnowa wiecha. Umieszczenie tej wiechy oznaczało, że w oberży sprzedawano wódkę i piwo. Na dodatek co wieczór biesiadującym umilał czas skrzypek. Kolejną karczmę otwarto na Nowym Rynku, czyli dzisiejszym Placu Wolności. Mieściła się pod numerem dziewięć i należała do Jana Adamowskiego. Trzy lata po tym, w 1827 roku stanął wyszynk w osadzie Łódka. Wybudowano go przy ul. Piotrkowskiej 27. Należał do niejakiego Bartosza Wencla. Kolejny otwarto też na ul. Piotrkowskiej, tyle że pod numerem 98. Jego właścicielem został Jan Wuestman.
Wyszynki przynosiły spore dochody. To sprawiło, że interes zwietrzył tu sam Ludwik Geyer. I otworzył gospodę przy ul. Piotrkowskiej. Ale nie długo się nią cieszył. Wyrastające jak grzyby po deszczy wyszynki spowodowały, że zaczęło rosnąć pijaństwo wśród łódzkich robotników. W 1844 roku wydano zarządzenie ograniczające ilość oberży w mieście. Zabroniono podawać alkoholu osobą nietrzeźwym, nie można było w nich grać w kości i karty. Zezwolono, by muzyka przygrywała tylko w niedzielę i święta. Jednocześnie nakazano zamknięcie przyfabrycznych wyszynków. Tak więc Ludwik Geyer musiał pożegnać się ze swoją gospodą.

Walka z alkoholizmem

Czas jednak pokazał, że nie na długo. Łódzki fabrykant szybko wymyślił sposób, by obejść niekorzystny dla niego przepis.

Fabrykant wpadł na pomysł, żeby w jednym ze swych budynków urządzić dom zabaw – pisze Wacław Pawlak.
Geyer urządził dom zabaw w budynku znajdującym się przy ul. Piotrkowskiej 280. Był on murowany,pokryty gontem i stał wśród zieleni. Wcześniej mieściła się w nim fabryczna blacharnia, ślusarnia, stolarnia. Po przeróbkach na parterze urządzono gospodę ludową, a na górze salę do tańca.

Pomysł Geyera okazał się strzałem w dziesiątkę. Dom zabaw w Wólce, bo tak nazywano wtedy tę część Łodzi cieszył się wielką popularnością wśród łódzkich robotników. W niedzielę można było przyjść tam na potańcówkę, wysłuchać śpiewu niemieckiego chóru, którego prezesem był sam Ludwik Geyer. Odwiedzały go czasem obwoźne grupy taneczne. Ten dom zabaw istniał do końca lat pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku. Potem przerobiono go na mieszkania, które zajęła liczna rodzina Geyerów.

Wizyta w raju..

W rozwijającym się mieście, jakim była w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku Łódź, brakowało zielonych terenów. Choć łodzianie nie mieli daleko do podłódzkich lasów. Przecież granice osady Łódka zamykały się miedzy dzisiejszymi ulicami: Piotrkowską, Wólczańską, Żwirki i Mickiewicza. Jednak postanowiono zadbać o zielone tereny w samej Łodzi. Janowi Adamowiczowi, właścicielowi wyszynku na Nowy Mieście wydzierżawiono trzy działki przy ul. Piotrkowskiej 175. Wybudował tam zajazd, ale zobowiązał się do zorganizowania „ogrodu spacerowego dla łódzkiej publiczności”. Wybudował więc z pruskiego muru trzyizbowy zajazd. Była w nim między innymi kręgielnia, ustawił stoły do bilardu, ale też nie zapomniał o piwnicy do składowania win. Urządził też ogród, z altaną i stajnią dla koni. Mogli w niej „zaparkować” swojego rumaka przyjezdni goście. Ogród został urządzony w stylu angielskim, a na jego środku znajdował się staw. Wokół były aleje dla spacerujących. Swój zajazd Antonowicz nazwał „Paradyzem”, czyli rajem. Przez lata było to ulubione miejsce w którym wielu łodzian spędzało wolny czas. Zwłaszcza w ciepłe i majowe dni.
Innym miejscem rozrywki mieszkańców był Dom Zgromadzenia Kupców Łódzkich, który znajdował się na ul. Piotrkowskiej, a więc blisko ul.Przejazd(Tuwima) i Dzikiej(Sienkiewicza). Lubili tu wpadać na karty oraz kufel piwa łódzcy fabrykanci.

Grający, z wyrazu twarzy i rażąco prostego obejścia czynią wrażenie prostych robotników, a to jednak sami panowie, zamożni obywatele miasta – tak opisał to miejsce znany Zygmunt Bartkiewicz, popularny dziewiętnastowieczny łódzki literat i dziennikarz, a także mąż Mieczysławy Ćwiklińskiej, gwiazdy przedwojennego kina. - Zna ich każdy z nazwiska i czynów, nawet jeszcze z tych czasów, kiedy przewodzili tłumom burzących pierwsze maszyny. Dziś silni, syci, złocą opasłe brzuchy, a kosztowne pierścienie już im w palce wrosły. Niektórzy mieszkają w stylowych pałacach, wszyscy jednak radzi oddychają powietrzem zadymionej knajpy.

Ogród spacerowy pojawił się też przy oberży Prusinowskich otwartej na Księżym Młynie, przy ul. Przędzalnianej 64. Zajazd nazwano „Elisium”. Prusinowscy nie prowadzili go jednak sami, ale wydzierżawiali. Pierwszym dzierżawcą został Reinhold Wisnowski. Wiosną i larem, w każdy czwartek, urządzał w swym lokalu koncerty orkiestry miejskiej prowadzonej przez Józefa Kretschmera. Po koncercie odbywały się tańce, a płacąc pięć kopiejek można było wejść do znajdującego się przy "Elisium" ogrodu.

Wiosenny karnawał

Z czasem łodzianie woleli spędzać wolny czas nie w zadymionych kawiarniach czy restauracjach, ale na świeżym powietrzu. W drugiej połowie dziewiętnastego wieku i na początku dwudziestego zaczęto celebrować tzw. zielony karnawał. Rozpoczynał się on z końcem kwietnia. Inaugurował go odpust w parafii św. Wojciecha na Chojnach. Tam 23 kwietnia zbierała się cała Łódź. Kamil Nowicki, łodzianin, który wychował się na Chojnach, dobrze zapamiętał te odpusty. Nawet te przedwojenne.

Na placu znajdującym się na rogu ul. Rzgowskiej i Kosynierów Gdyńskich rozkładało się wesołe miasteczko – wspominał pan Kamil. - Największą popularnością cieszył się diabelski młyn. Nie brakowało odważnych, by skorzystać z uroków tej wielkiej karuzeli.

[/cyt]
Pan Kamil pamięta, że diabelski młyn nie był napędzany elektrycznie, tylko siłą mięśni. W górnej części karuzeli znajdowało się coś w rodzaju bieżni. Stali na niej młodzi chłopcy i siłą nóg wprawiali w diabelski młyn w ruch, a tym samym sprawiali wielką radość odważnym, którzy skorzystali z tej rozrywki.

Od ul. Kurczaki, wzdłuż całej ul. Rzgowskiej rozstawione były stragany z różnymi odpustowymi „atrakcjami” – dodaje pan Kamil. - Jedną z nich byłem wielkie figury psów, wykonane z gipsu.

Zabawa w parku Źródliska

Ale wróćmy jeszcze do dziewiętnastego wieku. Wtedy w Zielone Świątki organizowano wielkie zabawy ludowe na Wodnym Rynku i w parku Źródliska. Ustawiano namioty, karuzele, podłogi do tańca. Bawiono się przy muzyce granej przez orkiestrę, ale też przy dźwiękach katarynki. Jedną z takich łódzkich zabaw opisał w 1898 roku warszawski „Głos”.

Na placu widzimy po jednej stronie szereg huśtawek i unoszące się w powietrzu wśród tumanów kurzy dziewczęta, dzieci, młode mężatki i panny oraz asystujących im kawalerów, w cylindrach i bez cylindrów, w rękawiczkach i bez rękawiczek – pisał korespondent "Głosu". - Tuż obok, na tym samym placu stoją rzędy bud: czerwonych, zielonych, żółtych, a pomiędzy nimi wyróżnia się swoim ogromem i oryginalna budową elektryczna karuzela.

Podobne zabawy, tylko na mniejszą skalę organizowano też w innych łódzkich parkach – świętokrzyskim(dzisiejszy park im.Sienkiewicza) czy Wenecja(park im. Słowackiego).
Podczas tych zabaw nie żałowano alkoholu, co nie podobało się Kuratorium Trzeźwości. Zaczęło więc organizować konkurencyjne imprezy. „Głos” z 1899 roku opisywał bezalkoholową zabawę w Parku Źródliska. Alkohol miały zastąpić liczne atrakcje, a więc wystawiono jednoaktówkę Towarzystwa Dramatycznego niejakiego Wołowskiego. Odbył się pokaz tańca amatorów i zawodowców. Były też piesze wyścigi i pokaz sztucznych ogni.

Zabawa nad Bosforem

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku za centrum wiosenno – letniej rozrywki zamożniejszych łodzian uchodził ogród w Helenowie. Założyli go spadkobiercy Karola Anstadta, założyciela łódzkiego browaru. Ogród powstał w dolinie rzeki Łódki. Można było podziwiać w nim cieplarniane rośliny, był staw, sztuczne wodospady i wodotryski. Wszystko ozdobione chińskimi lampionami. Po stawie pływano łódkami w kształcie gondoli. Była też restauracja, która mogła pomieścić 1000 osób...Nie brakowało cukierni, lodziarni. Był też tor kolarski i muszla koncertowa.

Goście mogli też spotkać inne atrakcje. Na przykład obejrzeć dzikie zwierzęta. Były pary niedźwiedzi, danieli, jeleni, dzików, a także trzy sarny i kilka zająców. Z czasem wybudowano pawilon w którym można było podziwiać tresowanego szympansa. Jak podawała ówczesna prasa cieszył się on dużą sympatią wśród łodzian.
Na drugi brzeg stawu przechodziło się specjalnym mostkiem. Tam można było podziwiać piękne rabaty kwiatowe, ale i wodotrysk, który dziś nazwalibyśmy fontanną. Przedstawiał on dziewczynę z łabędziem, którą otaczały żabki. Z ich pyszczków wytryskiwała woda. Drugi wodotrysk znajdował się na skarpie. Ten przedstawiał karzełka z parasolem. W pobliżu ustawiono sztuczną grotę z wulkanicznych tuffów.
W helenowskim ogrodzie organizowano liczne festyny, wyścigi cyklistów, gry zwane tombolą. Za wstęp do tego parku trzeba było płacić, ale chętnych do jego odwiedzenia nie brakowało. Tak jak w 1898 roku, gdy mogli podziwiać balon, który wzniósł się na wysokość 3000 stóp.
Zapamiętano m.in festyn, który zorganizowano tu z okazji XXXV-lecia Straży Ogniowej w Łodzi. Na cyklodromie zbudowano japoński ogród, w którym urzędowało czterysta dziewczyn przebranych za gejsze. Obsługiwały licznie zgromadzoną publiczność. M.in wpinały gościom w klapy marynarki chryzantemy. W pewnym momencie na japońskiej wieży pojawił się ogień...Przybyły oddziały straży, zaczęły go "gasić" i wynosić gejsze. Oczywiście pożar był zainscenizowany. Potem strażacy rozpoczęli paradny pochód na czele którego kroczyła orkiestra.
Łodzianie chętnie odwiedzali ogród helenowski by wziąć udział w zorganizowanej przez Stowarzyszenie Komiwojażerów „Noc nad Bosforem”, „Zabawie neapolitańskiej” czy „Święcie w Sevilli”. Grała na nich 50-osobowa orkiestra mandolinistów Wacława Korotkiewicza, która zamieniała się w Turków, Neapolitańczyków czy Hiszpanów. Podczas „Święta w Sevilli” tańczył balet z kastanietami z ul. Nowomiejskiej. Odbyła się też walka byków. Jednak nie zakończyła się sukcesem. Jak donosiła prasa, walka trwała 20 minut, a byki na widok torreadora machały ogonami i skubały trawę. Ówcześni dziennikarze szybko wyjaśnili takie zachowanie byków. Okazało się, że torreadorzy tak bali się byków, że je przez tydzień głodzili. Zwierzęta były za słabe by walczyć...

Odpust w Łagiewnikach

W pogodne niedziele i święta łodzianie jeździli na majówki. Kamil Nowicki pamiętał, że mieszkańcy Chojen najczęściej wybierali się tramwajem do tuszyńskich lasów. Mieszkańcy centrum jechali pociągiem do Gałkówka. Kursowały nawet specjalne składy, które zapewniały bezpłatny powrót. A ci, którzy mieszkali na północy miasta wybierali Las Łagiewnicki, a łodzianie z Kozin, Karolewa – Las Mania, czyli dzisiejsze Zdrowie.

Wielką atrakcją dla łodzian był zawsze odpust w kościele św. Antoniego w Łagiewnikach. Zjeżdżało się tam pół Łodzi. Problemy nie stanowiło nawet to, że by znaleźć się łagiewnickim lesie większość musiała pokonać ośmiokilometrowy odcinek drogi pieszo. Nie wszystkich było stać na wynajem bryczki czy furmanki. Jednak nikt nie narzekał na spacer. Maszerowano grupami, przy dźwiękach akordeonu. W połowie drogi, przy zbiegu dzisiejszej, ul. Łagiewnickiej i Kasztelańskiej, na wzgórzu pustelniczym, gdzie pochowano pięciu pustelników, robiono odpoczynek. Następnie wszyscy brali udział w odpustowej mszy świętej, a po niej zaczynała się zabawa. Ale jeszcze wcześniej kobiety wyjmowały z wiklinowych koszyków chusty, obrusy. Rozkładały na nich kiełbasy, salcesony, kaszanki, chleb. Panowie otwierali butelki.

Ze śpiewem, przy dźwięku mandolin szliśmy Łagiewnik – wspominał w latach siedemdziesiątych minionego wieku jeden z łodzian. - A pod wieczór całe towarzystwo zapalając kolorowe lampiony, wracało do domu. Wtedy chłopcy odprowadzali swe partnerki, dziękując rodzicom. Z takiego towarzystwa tworzyły się pary małżeńskie. Wtedy myślano poważniej. Dziewczyny szykowały sobie wyprawy ślubne, a takie wyprawy były bardzo pracochłonne. Robiono na przykład hafty ręczne przy obrusach. To wszystko wykonywało się przy lampach naftowych, bo na światło elektryczne nie każdy mógł sobie pozwolić.

Majowe letniska

W maju łodzianie zaczynali też wyjeżdżać na podłódzkie letniska.

W ciągu ostatniego tygodnia wyjechało z Łodzi kilkaset rodzin do bliższych i dalszych okolic podmiejskich oraz do miejscowości leczniczo – kuracyjnych – zauważała prasa z pierwszej połowy lat trzydziestych XX wieku. - Wzmożenie ruchu ujawniło się również w tramwajach podmiejskich i kolejkach dojazdowych oraz na szosach pod Łodzią, którymi jadą obładowane rzeczami letników furmanki i wozy.

Tak wczesne rozpoczęcie sezonu letniskowego tłumaczono tym, że w maju obowiązywały niższe ceny na wynajem pokoi...Jednocześnie ostrzegano łodzian przed złodziejami, którzy skwapliwie wykorzystywali to, że zostawiali w mieście swoje opustoszałe mieszkania.
Wielu łodzian przed wojną na letnisko, już w maju, jeździło do Kolumny. Historia tej miejscowości położonej między Łodzią a Łaskiem sięga lat dwudziestych minionego wieku. Wtedy Janusz Szweycer, właściciel dóbr łaskich, wpadł na pomysł, by w części z nich utworzyć miasto - ogród. Moda na tworzenia miast - ogrodów opanowała wtedy w całej Europie. W 1929 roku powstało Towarzystwo Miłośników Lasu - Kolumna”. To dzięki zebranym przez nie funduszom zbudowano m.in w 1931 roku tu stacje kolejową. Kolumna szybko się rozwijała. W latach trzydziestych stała się jedną z najpopularniejszych podłódzkich miejscowości wypoczynkowych. W 1936 roku założono prąd. Wbudowano około 30 pensjonatów, w tym 6 całorocznych luksusowych., jak „Znicz”, „Halina”, „Reymontówka”. W nieistniejącym już tzw. Dworku Adama łaski felczer przyjmował letników. Właściciele działek wybudowali ponad 160 domów letniskowych. Ponad 70 procent z nich należało do Żydów, około 20 procent do Niemców, a niewiele ponad 10 do Polaków. Każdy z domów miał niepowtarzalną konstrukcję. Charakteryzowały je oszklone werandy z kolorowymi szybami. Wille budowane na wzór domów znajdujących się w szwajcarskich uzdrowiskach. Miały charakterystyczne okapy, zwieńczenia dachów, zdobienia werand, balkonów, okien. Przy moście znajdującym się w tzw. Starej Kolumnie spiętrzono wody rzeki Grabi i utworzono płatne kąpielisko. Mniejsze powstało na rzece Pałusznicy. Letnicy chętnie wypoczywali też nad stawem znajdującym się za stacją kolejową. Można było wypożyczyć łódki. Było siedem kortów tenisowych, m.in jeden w pobliżu płatnego kąpieliska.

Zostały podwórka

Przed wojną wiele łódzkich dzieci majówki spędzały po prostu na podwórkach. Nie było boisk. Ich rolę spełniały wolne place znajdujące się między kamienicami. Na przykład w okolicach ul. Złotej, Wodnej, Miedzianej, Przędzalniach.

Mieszkałam na Księżym Młynie – pisała przed laty jedna z łodzianek w pracy nadesłanej na konkurs zorganizowany w latach siedemdziesiątych przez Urząd Miasta Łodzi. - Mieliśmy szczególnie dobre warunki w porównaniu z młodzieżą z innych dzielnic Łodzi. Mieliśmy swój plac przy ul. Przędzalnianej i Emilii(dziś Tymienieckiego), zwany z niemiecka „tornplaz”. Wówczas nie znano nazwy boiska sportowego, bo zresztą oprócz tego jednego placu gimnastycznego innego w całej Łodzi nie było. Wybudowany został przez zakłady fabryczne Scheiblera, jednocześnie ze szkołą. Na placu tym znajdowało się wiele przyrządów gimnastycznych. Był to drążek poziomy na dwóch podporach, poręcze, równoważnia, drążki drewniane.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki