Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mała stabilizacja czy moralny niepokój - ile było sztuki w sztuce sezonu

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Niepostrzeżenie zaczął się nowy sezon w sztukach plastycznych. A poprzedni? Umocnił „specjalizację” czołowych instytucji, ale też wprowadził mocniej sztukę do miejsc z nią mniej kojarzonych

Gdzieś między ostatnią wakacyjną wystawą w Miejskiej Galerii Sztuki, warszawską konferencją dyrekcji Muzeum Sztuki zapowiadającą rok 2017 Rokiem Awangardy (krajowych wydarzeń jej poświęconych) a otwarciem w Atlasie Sztuki wystawy „żywego klasyka awangardy” prof. Stefana Gierowskiego zaczął się nowy sezon w sztukach plastycznych. Jeśli zsumować wydarzenia z minionego sezonu, dostaniemy obraz wielkiej pracy różnych ośrodków: uczelni, największych instytucji (wystawienniczych, ale też uczelni), prywatnych osób, w mniejszym jednak stopniu (niestety) grup twórczych. Ta dziedzina sztuki dawno już aktywnością wyprzedziła inne - powszechnie, siłą przyzwyczajenia lub siłą naiwnie rozumianej promocji - bardziej z Łodzią kojarzone jak np. film. A teraz chce chyba zamachnąć się na kolejne. Praca ta może nie za każdym razem skupia uwagę dużych mediów, o co coraz trudniej (ale powinności wobec własnego środowiska nie muszą podlegać presji medialności), może zaś liczyć na miejsce w prasie branżowej. Ubiegły sezon potwierdził dwie tendencje: „specjalizację” poszczególnych instytucji (lub, jak kto woli, okopywanie się na znanym stanowisku) i pączkowanie sztuki w miejscach mniej z nią kojarzonych.

Pierwsza tendencja to m.in. stale dość umiarkowane zainteresowanie Muzeum Sztuki lokalnym środowiskiem i zwrócenie się ku dużym akcjom (któż inny miałby to zrobić?) o krajowym i ponadkrajowym znaczeniu, realizowanych np. z Instytutem A. Mickiewicza jak wystawy: „Polska sztuka w Chinach” w pekińskim National Art Museum of China (ok. 200 tys. widzów) i „Kantor Maszyna” w Sao Paulo (90 tys. widzów), nagrodzona przez Stowarzyszenie Krytyków Sztuki w Sao Paulo. Szkoda, że do Łodzi nie trafiły choć małe ich repliki. Wystawa „Mirosław Bałka: Nerw. Konstrukcja” twórcy uznanego i dyskutowanego to oczywiście samograj, ale samograj niegłupi. Intrygująca była też łódzka, przygotowana z pieczołowitością odsłona objazdowego „Salon de Fleurus” stawiającego ważne pytań współczesnej sztuki, np. pytanie o autentyczność dzieła sztuki jako obiektu przynoszącego wrażenia estetyczne. MS rozwija też ofertę wydarzeń około-wystawowych i interdyscyplinarnych, np. cykl koncertów „Kameralne kwintesencje” Lecha Dzierżanowskiego (portrety kompozytorów w dobrym wykonaniu) i cykl wykładów literaturoznawców o związkach literatury ze sztuką.

Czytaj:Jak się rodziła łódzka Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych

W tendencji „specjalizacji” mieści się też owa „praca u podstaw” Miejskiej Galerii Sztuki i jej program dobrze rozumianego eklektyzmu, ale bez prób kooperacji na płaszczyźnie krajowej (poza sprawdzonymi, jak Europejski Festiwal Szkła we Wrocławiu, jak z łódzka ASP i jej wystawy najważniejszych konkursów). W MGS było miejsca na inne oblicze twórców street-artu („Poza porządkiem” Michał Arkusiński), twórców wchodzących w relacje z miastem (np. „Bałuty - Palimpsest” Macieja Rawluka, „Z miasta Łodzi” Jana Kubasiewicza), godne retrospektywy ważnych artystów (Hałat, Bigoszewski, Brincken, Hunger, Sadowski, Pierzgalski), żal, że tak mało dziś w mieście obecnych. Znakomicie zaistniała we wnętrzu kameralnej secesyjnie zdobionej willi Kindermanna wystawa rzeźb, obiektów, fotografii „Bliżej natury. Kamienne dusze” Włodzimierza, Jolanty i Rafała Ciesielskich. Udanie do Galerii Re:Medium powrócił Sławomir Marzec, intrygując zwłaszcza instalacjo-grafikami „Szkice nożem” i filmami wideo.

Druga z tendencji sezonu to np. silniejsza obecność sztuki w Muzeum Miasta Łodzi. Robi ono świetny użytek z depozytu przekazanego przez milionera Krzysztofa Musiała, czyli Galerii Mistrzów Polskich, którą ożywia i rozwija Aneks Jednego Mistrza, po lupą pokazujący wybranego twórcę, zachowując ekskluzywny charakter ekspozycji, stawiając na jej popularyzację. W Aneksie pokazywane są też dzieła z innych prywatnych kolekcji, jak znakomite marynistyczne płótna Sotera Jaxy-Małachowskiego, XIX-wieczni pejzażyści z „Podróży malowniczej” czy obrazy Wojciecha Weissa. W tym roku kolekcjoner wymienił kilka dzieł, a MMŁ przearanżowało ekspozycję. Muzeum to rozwija też ekspozycje, które dopełniają obraz mecenatu prywatnego (fabrykanckiego) i kolekcjonerstwa przed pojawieniem się w Łodzi awangardy. Dlatego ważnym przedsięwzięciem było „Dziedzictwo 2. kultur”, wystawa we współpracy z Muzeum Polskim w Rapperrwillu, pomyślana jako efekt prac konserwatorskich eksponatów z kolekcji rodziny Silbersteinów. Wróciły one do „domu” w Łodzi. Udało się przy tym wzmocnić wartą rozwijania refleksję (a może „narrację”?) o kulturotwórczej roli rodzin fabrykanckich, reinterpretującą obraz fabrycznej Łodzi jako „kulturalnej pustyni”. Obecność sztuki przed-awangardowej dopełnia godnie Pałac Herbsta, oddział Muzeum Sztuki (tylko jedną w tym sezonie) wystawą „Od Matejki do Wojtkiewicza”, ze znawstwem zaaranżowaną, ukazującą w nowy sposób kolekcję Galerii Sztuki Dawnej.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Swoje robi Galeria Atlas Sztuki. Nie realizuje może wiodącego ku wyznaczonym celom programu, ale wedle zasady „duże nazwiska, prywatne kolekcje” poszerza życie artystyczne o zjawiska dla innych niedosięgłe lub niepasujące do „planu”. I dobrze. Takich miejsc dużemu miastu potrzeba, by zobaczyć malarstwo prof. Nowosielskiego ze zbiorów Fundacji Nowosielskich, kolekcję Eriki i Rolfa Hoffmannów czy (zrealizowane na zamówienie Atlasa) nowe ujęcie XX-wiecznej sztuki awangardowej.

Stałą aktywność (wystaw, konkursów, kursów) utrzymuje ASP, także w nowej Galerii ASP na Piotrkowskiej 68. Wysoki poziom i wielość dobrych prac pokazały dwa doroczne konkursu: „Strzemiński” i „Sztuki Piękne”. Jednym z wydarzeń rok była zaś na pewno 15. edycja Międzynarodowego Triennale Tkaniny.

Wśród tak wielu wydarzeń trudno jednak wskazać na duży w nich udział inicjatyw tzw. środowiska i pozainstytucjonalne osadzenie. To pytanie o stan tego środowiska, o jego z Łodzią identyfikację, a może wręcz o jego wydrenowanie - co stało się udziałem innych miast - przez Warszawę. Coraz wyższe noty (i ceny) młodej sztuki łódzkiej, w czym zasługa Rynku Sztuki, ASP i Stowarzyszenia „ELart” od trzech lat organizującego Niezależny Salon Łódzkich Młodych Twórców na pewno wystarczy?

Sezon upłynął też na cichej, ale odznaczającej się w tkance miasta „wojence” między Fundacją Urban Forms a Łódzkim Centrum Wydarzeń (gdzie przeszedł pracownik FUF, Michał Bieżyński), które też zaczęło lubić street-art. Spór był głośny, dość tu dodać, że w interesie miasta jest, by się skończył, a twórcze inicjatywy nie opuszczały miasta. Oczywistość? Tak, ale ekstrema zawsze miały się w Łodzi dobrze. Za takie uchodzi promowany przez grupkę osób koncept tworzenia muzeum secesji - kosztem kameralnej, ale żywej przestrzeni willi Kindermanna, od dziesiątków lat kojarzonej z Miejską Galerią i naznaczonej działaniami np. wybitnego „aktora instrumentalnego” Jana Peszka. Czemu muzeum secesji w mieście eklektycznym, które secesją się nie wyróżnia, i czy zaraz ktoś nie wymyśli sobie muzeum modernizmu - nie wiadomo.

Ciekawe jaki byłby krajobraz łódzkiej sztuki i muzealnictwa, gdyby dowartościować niespektakularne działania, np. planowe rozwijanie kolekcji, powiększanie magazynów, zadbanie, by środowisko nie wykruszało się, i jaką ocenę dostałyby wtedy samorządy, które uwagę krótkowzrocznie koncentrują na działalności rozrywkowo-eventowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki