Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Dydek nie żyje. Zmarła w Brisbane

Marek Kondraciuk
Najwybitniejsza polska koszykarka Małgorzata Dydek-Twigg zmarła w szpitalu w Brisbane.
Najwybitniejsza polska koszykarka Małgorzata Dydek-Twigg zmarła w szpitalu w Brisbane. Krzysztof Szymczak
Najwybitniejsza polska koszykarka Małgorzata Dydek-Twigg zmarła w szpitalu w Brisbane.

Los bywa okrutny. Nie dość, że niespodziewanie zabiera z naszego świata wartościowych ludzi, to jeszcze wpisuje ich śmierć w kontekst wielkich wydarzeń. Pięć lat temu polski futbol osierocił Kazimierz Górski niespełna trzy tygodnie przez mundialem w Niemczch. Dziś, pół godziny po północy naszego czasu, polska koszykówka straciła najwybitniejszą koszykarkę Małgorzatę Dydek-Twigg, zaledwie 22 dni przez inauguracją EuroBasketu Women w Polsce.

W ubiegły czwartek Gosia miała atak serca. Rano, w swoim domu w Brisbane, straciła przytomność. Mąż David wezwał pogotowie. Już dziesięć minut później rozpoczęła się akcja reanimacyjna. W szpitalu wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej, z którego już nie zdołano jej wybudzić...
37-letnia koszykarka osierociła 3-letniego Davida i rocznego Alexa. Była w ciąży z trzecim dzieckiem.

- Lekarzom nie udało się uratować nienarodzonego dziecka - poinformowała Cathy Roberts, menedżer Northside Wizards, klubu w którym Dydek-Twigg uczyła młodzież koszykówki.

Do ostatnich chwil była przy Gosi mama Marianna i najmłodsza siostra Marta, które przyleciały kilka dni wcześniej. Nie zdążyła dołączyć do nich najstarsza Katarzyna, która natychmiast po otrzymaniu wizy zamierzała polecieć do siostry na antypody na dłużej. Rodzina nie podjęła jeszcze decyzji gdzie będzie pochowana Małgorzata, ale prawdopodobnie zgodnie z wolą męża, Anglika Davida Twiggsa w Brisbane.

- Im większa gwiazda, im wybitniejsza postać, tym skromniejszy człowiek - ta myśl znakomicie pasowała do Gosi, wspomina Małgorzatę Dydek-Twigg jej koleżanka z boiska łodzianka Elżbieta Trześniewska, była reprezentantka Polski, zawodniczka ŁKS i Polfy Pabianice. - Była rozpoznawalna na całym świecie, to był megasportowiec, a pozostała skromna, otwarta na kontakty z dziennikarzami i z kibicami, nigdy nie odmawiająca pamiątkowego zdjęcia czy autografu. Uwielbiała dzieci. Otaczały ją wszędzie, gdzie się pojawiła. Żartowałyśmy, że jest mamą chrzestną wszystkich dzieciaków w promieniu 5 kilometrów od domu. Pracowała najciężej z nas, bo oprócz występów e ekstraklasie, w Eurolidze, w reprezentacji Polski grała latem także za oceanem w WNBA. Nigdy jednak nie skarżyła się, nigdy nie widać było u niej zniechęcenia - dodaje Trześniewska.

W USA i w Australii nazywano Gosię "Margo". Koleżanki z reprezentacji mówiły jednak na nią "Ptyś". Skąd się wziął ten sympatyczny przydomek, który mocno do niej przylgnął i w kraju był niemal jej wizytówką?

- Gosia uwielbiała ptysie, ciastka z kremem, to był jej przysmak i dlatego została dla nas "Ptysiem" - mówi Elżbieta Trześniewska. - Bardzo lubiła zresztą ten ciepły przydomek.

Małgorzata Dydek była wychowanką Huragana Wołomin, a później grała w Olimpii Poznań, francuskim Valenciennes, hiszpańskim Pool Getafe, w Lotosie Gdynia, rosyjskim Jekaterynburgu i ponownie w Hiszpanii, w Valencii. W WNBA natomiast 1999-2008) występowała w San Antonio Silver Starzz, Connecticut Sun i w Los Angeles Sparks. Karierę zakończyła latem 2008, kiedy była już w ciąży i wystąpiła tylko w 3 meczach. Jej największym sukcesem było zdobycie mistrzostwa Europy w Katowicach 1999 i tytuł MVP oraz królowej snajperek turnieju. Wkrótce została uznana za najlepszą koszykarkę Europy.

- "Ptyś" była sportowcem spełnionym, ale jeszcze nie spełnioną mamą i żoną - mówi Elżbieta Trześniewska. - Cztery lata temu stworzyli z Davidem szczęśliwą rodzinę, w Gdyni urodzili się im dwaj synowie. Trudno pogodzić się z tym, że tak krótko dane im było nacieszyć się swoim wspólnym życiem. Nigdy nie zapomnę słów Gosi, kiedy już mieszkała już Australii: - Jest mi tu tak dobrze - rodzina, ocean, plaża - ale nie mam się z kim dzielić swoim szczęściem, bo was tu nie ma.

Dydek była jedną z najlepszych koszykarek świata i najwyższą, mierzącą 213 cm. Różne źródła podawały czasem, że mierzy 214 cm, a nawet 218, ale brało się to z błędnego przeliczania stóp i cali na centymetry lub z tego, że w USA mierzy się koszykarzy w butach. Podczas mierzenia przed mistrzostwami Europy 1999 miara pokazała 213 cm.

- Grałyśmy z Gosią w reprezentacji od kadetek - wspomina Sylwia Wlaźlak, rozgrywająca złotej drużyny, była zawodniczka Społem, ŁKS i Pabianic. - Kiedy byłyśmy nastolatkami wielu traktowało ją z powodu niezwykłego wzrostu jak dziw natury. Taki brak tolerancji doskwierał jej. Praca nad samoakceptacją trwała dość długo. Chyba zakończyła się powodzeniem dopiero, kiedy zaczęła grać w USA i spotkała się z powszechną tolerancją dla odmienności. Zaczęła traktować wzrost, jako swój atut. Wspominam ją jako ciepłą, radosną, życzliwą wszystkim koleżankę. Pomagała komu tylko mogła bezinteresownie. Nigdy się nie zmieniła, nawet kiedy stała się sławna - dodaje Wlaźlak.

Niektórzy kibice może pamiętają, jak w czasie meczu ŁKS - Olimpia Poznań przy al. Unii 16-letnia Sylwia Gawrysiak (Wlaźlak) wyrwała piłkę z rąk wyższej o ponad 40 cm piętnastolatce Małgorzacie Dydek, zdobywając punkty przy aplauzie pełnych trybun. To był początek karier obu wybitnych zawodniczek, które później zdobyły razem brązowe medale mistrzostw Europy juniorek w Grecji, mistrzostw świata w Korei, złoto ME seniorek i grały na olimpiadzie w Sydney 2000.

- To była fantastyczna postać - wspomina Agnieszka Jaroszewicz, także mistrzyni Europy z Katowic 1999 i też była zawodniczka ŁKS i Pabianic. - Kiedy wpadła w sportową złość potrafiła walczyć niezwykle twardo. Poza boiskiem zawsze ujmowała łagodnością i pogodą ducha. Nie pamiętam, żeby powiedziała kiedykolwiek komuś coś przykrego. Pozostawiła na całym świecie wielu przyjaciół - to najlepiej charakteryzuje osobowość "Ptysia".

Zanim Małgorzata Dydek wdrapała się na szczyty światowej koszykówki przeszła edukację pod okiem wielu wybitnych trenerów. Najdłużej trenowala pod okiem Tomasza Herkta, a zawsze z sentymentem wspominała też współpracę z drugim trenerem złotej reprezentacji Andrzejem Nowakowskim. Dla koszykówki Dydkównę odkrył Ryszard Zahn, w szkole w Wołominie. Zamiast lekcji wf organizował dla niej indywidualne lekcje koszykówki.

- Byłem wychowawcą w klasie z rozszerzonym programem sportowym w SP 5 w Wołominie - wspomina Ryszard Zahn. - Starsza Dydkówka, Kasia, trenowała koszykówkę od kilku lat. Namówiłem Gosię, żeby przyszła do mojej klasy i spróbowała sił. Była nieśmiała, ale im dłużej grała i im lepiej, tym bardziej przełamywała tę nieśmiałość. Pracowaliśmy dużo indywidualnie. Każdy trener wie, że w treningu z wysokimi dziewczętami potrzebna jest przede wszystkim cierpliwość. Kiedy przechodziła do Olimpii Poznań już widać było, że może być nie tylko najwyższą, ale i najlepsza na parkiecie. Przez całą karierę Gosi utrzymywaliśmy kontakty. Ostatnio była u mnie w Wołominie w styczniu i nie mogliśmy się nagadać, aż najbliżsi ponaglali Gosię. A teraz już jej nie ma...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki