Są za tym, by posłać tam kilkuset żołnierzy, którzy dzięki temu "utrzymają się w formie". Prezydent Hollande miałby nad czym rozmyślać, może udałby się z nim jakiś deal w drodze wdzięczności. Poza tym, jak powiadają niektórzy, w Afryce warto być obecnym, nawet militarnie, bo skoro inwestują tam Chińczycy, to prosty sygnał, że na Czarnym Lądzie dziś stracić się nie da. A dwudziestu instruktorów jako polskiego wkładu prezydent Francji może nawet nie zauważyć...
Może się nie znam, ale tych dwudziestu instruktorów w Mali chyba by wystarczyło. Z misji w Iraku, do którego wchodziliśmy jako trzeci sojusznik Stanów Zjednoczonych, mimo zapowiedzi wielomiliardowych kontraktów dla polskich firm, wyszły nici. Afganistan? Polski nie stać nawet na zorganizowanie powrotu własnego kontyngentu, a w międzyczasie rozstaliśmy się także z obiecywaną tarczą antyrakietową.
Ale najważniejszy argument jest taki, że z tych misji w trumnach do kraju powróciło ponad 30 polskich żołnierzy. Instruktorzy na pierwszej linii nie staną, choć to żaden argument, bo świat dziś jest taki, że życie stracić można nawet na spacerku z pieskiem, a co dopiero nawet na tyłach najbardziej niemrawej wojny. Ale odmówić pomocy też nie wypada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?